podlaskie
– Nasze dzieci oraz my sami chorowaliśmy często na biegunki, jednak dotychczas nie pomyśleliśmy, że może to być spowodowane bakteriami. Antoś pierwszy raz był hospitalizowany w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku z powodu biegunki 3 czerwca 2021 roku. Lekarze podejrzewali rotawirusa, którego jednak test nie potwierdził i w stanie ogólnym dobrym, bez rozpoznania, syn został wypisany do domu. Amelka też w tym samym czasie wymiotowała i miała biegunkę, jednak za pomocą leków udało się sytuację opanować w domu – mówi Paulina, matka Antosia i Amelki. – 25 czerwca 2021 roku Antoś znów dostał biegunki i otrzymał antybiotyk przepisany przez lekarza rodzinnego. Następnie ja 26 czerwca trafiłam na SOR szpitala w Łapach z ostrą biegunką i wymiotami. Po otrzymaniu zastrzyków wróciłam do domu, mąż następnego dnia pojechał z tymi samymi objawami na SOR i także po otrzymaniu zastrzyków wrócił do domu. Każdy z domowników przechorował, natomiast osoby, które miały z nami kontakt, ale nie przebywały u nas w domu, się nie zaraziły. Stąd podejrzenie, że nie mogły być to choroby wirusowe. 28 lipca 2021 roku Antoś z bólem brzucha trafił do lekarza rodzinnego. Po zbadaniu i zaleceniach farmakologicznych wrócił do domu. Następnego dnia w stolcu pojawiła się krew i z tego względu został skierowany do szpitala. Gdy syn umierał, lekarka pełniąca dyżur na oddziale nefrologii stwierdziła ostrą niewydolność nerek i małopłytkowość, co dawało obraz choroby HUS, czyli zespołu hemolityczno-mocznicowego. Syn zmarł na Oddziale Intensywnej Terapii w UDSK w Białymstoku 31 lipca 2021 roku o 2.30. Po jego śmierci otrzymaliśmy pozytywny wynik posiewu z odbytu w kierunku werotoksyny. Lekarze poinformowali nas, że jednym z powodów choroby HUS jest obecność patogennych organizmów, a w szczególności Escherichia coli O157:H7. Córka z tymi samymi objawami trafiła do szpitala 2 tygodnie po śmierci naszego syna i do dziś pozostaje na leku biologicznym.
Sąsiedztwo fermy
Paulina i Emil podejrzewają, że źródłem zakażenia może być ferma drobiu znajdująca się w pobliżu ich domu.
– Po śmierci Antosia lekarze pytali nas o najbliższe środowisko, ponieważ ta choroba najczęściej wywoływana jest przez bakterie. Gdy zachorowała nasza córka, lekarze zaczęli wnikliwiej dopytywać o możliwe źródła zakażenia naszych dzieci. Podejrzewamy, że doszło do skażenia wody lub gruntu – mówi pani Paulina.
Małżeństwo od tragedii w swojej rodzinie dokładnie przygląda się warunkom na pobliskiej fermie drobiu. Zauważyli, że nie wszystkie zalecenia decyzji z 2 lipca 2015 roku o środowiskowych uwarunkowaniach budowy kurników są przestrzegane. Przewiduje ona budowę kurnika o obsadzie do 158 DJP, trzech szczelnych zbiorników na popłuczyny o pojemności do 10 m3 każdy, szczelnego zbiornika bezodpływowego na ścieki sanitarne o pojemności do 10 m3 oraz dwóch silosów paszowych o ładowności 21 i 14 ton.
– Według nas na fermie nie ma odpowiednich zbiorników na nieczystości oraz ogrodzeń i zabezpieczenia przed dostępem domowych i dzikich zwierząt. Brakuje też nasadzeń zieleni wzdłuż zachodniej granicy działki, o których jest mowa w decyzji z 2015 r. – dodaje pan Emil.
Padłe ptaki powinny być niezwłocznie przekazywane do utylizacji specjalistycznej firmie. Do czasu przekazania trzeba je przechowywać w wyznaczonym miejscu w szczelnych pojemnikach. Małżeństwo posiada zdjęcia potwierdzające, że ten przepis nie był przestrzegany.
– Zgłaszaliśmy do weterynarii problem niewłaściwego postępowania z padliną powstającą na fermie drobiu. Nie jest ona składowana w odpowiedni sposób. Psy roznoszą padlinę po okolicy. Znajdujemy ją na naszych łąkach i w kukurydzy – mówią gospodarze.
Padlina w lesie
Pan Emil znalazł naprzeciwko fermy niezabezpieczoną padlinę w kontenerach oraz wyrobisko w lesie, w którym leżały ptaki.
– Kontenery z padliną stały na działce nienależącej do właściciela kurnika. Zgłosiłem to na policji i w prokuraturze w Wysokiem Mazowieckiem. Prokuratura powiadomiła o tym powiatowego lekarza weterynarii oraz nasz urząd gminy. Resztki odebrała firma utylizacyjna, a właściciel został obciążony kosztami utylizacji. Znalazłem też grzebowisko padłych zwierząt. 16 listopada na to miejsce przywieziono baloty słomy. Prawdopodobnie miały zostać podpalone, żeby zatrzeć ślady wywożenia padliny do lasu. Wynająłem ochronę, aby pilnowała tego miejsca do czasu przyjazdu policji – mówi Emil.
17 listopada br. Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem wszczęła śledztwo w sprawie z art. 165 § 1 pkt 1, czyli sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia spowodowanego zagrożeniem epidemiologicznym lub szerzeniem się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej. Jest ono zagrożone karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
18 listopada 2021 r. na wskazane przez pana Emila miejsce przyjechali: policja, pracownicy ochrony środowiska, Inspekcji Weterynaryjnej i urzędu gminy. Odkopano dwa grzebowiska, w których znaleziono padłe ptaki. Zostały z nich pobrane próbki do analizy.
Od urzędu do urzędu
Emil i Paulina po śmierci Antosia i chorobie Amelki zainteresowali sprawą nieprawidłowości w gospodarstwie drobiarskim m.in. Państwową Inspekcję Sanitarną i Inspekcję Weterynaryjną.
Część stawianych przez nich zarzutów potwierdziła się podczas kontroli przeprowadzonej przez powiatowego lekarza weterynarii 7 października 2021 r. Ustalono, że do przechowywania padłych zwierząt na terenie fermy używa się kontenera mroźni o kubaturze około 16 m3 oraz zamrażarki o pojemności około 400 l. Ustalono, iż ferma ma podpisaną umowę na odbiór padliny z firmą sektora utylizacyjnego. W trakcie przeprowadzonych kontroli nie stwierdzono padłych ptaków ani ich szczątków. Stwierdzono natomiast: brak pełnej spójności i ciągłości w prowadzonych zapisach i procedurach czyszczenia i dezynfekcji pomieszczeń magazynowych i kurników, brak oznakowania kontenera chłodni do przechowywania padliny, nadmierną ilość składowanych materiałów w kontenerze świadczącą o niezachowaniu odpowiedniej cykliczności w przekazywaniu padliny do utylizacji oraz brak aktualnego badania wody z własnego ujęcia. Uchybienia polecono usunąć do 15 października, co potwierdziła kolejna kontrola.
Państwowy powiatowy inspektor sanitarny w Wysokiem Mazowieckiem skoncentrował się na jakości wody z wodociągu, stwierdzając m.in., że: miejscowość Skłody Przyrusy zaopatrywana jest w wodę przeznaczoną do spożycia przez ludzi z wodociągu Nowe Piekuty, którego właścicielem jest gmina Nowe Piekuty. Woda w wodo-
ciągu Nowe Piekuty jest na bieżąco monitorowana. W prowadzonym na przestrzeni ostatnich lat monitoringu jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi nie stwierdzono przekroczeń parametrów, jakim powinna ona odpowiadać. Z informacji uzyskanej przez właściciela wodociągu wynika, iż działka, na której znajduje się ferma drobiu, wyposażona jest w przyłącze wodociągowe i korzysta z wody do spożycia z wodociągu Nowe Piekuty. Prywatne ujęcia wody nie są objęte bieżącym nadzorem sanitarnym. Wobec tego powiatowy inspektor sanitarny nie widzi podstaw do dodatkowego postępowania dotyczącego wody z Nowych Piekut.
Paulina i Emil po otrzymaniu takiej odpowiedzi skierowali pismo do zastępcy głównego inspektora sanitarnego, w którym wskazują, że nie tylko woda przeznaczona do spożycia pochodząca z wodociągu Nowe Piekuty mogła być źródłem zakażenia ich dzieci. Decydujący może być tu sposób prowadzenia gospodarstwa hodującego drób. Rodzice zmarłego dziecka wyliczają cały szereg nieprawidłowości, które powinny – ich zdaniem – zostać zweryfikowane.
TPR zwrócił się do powiatowego inspektora sanitarnego i do powiatowego lekarza weterynarii w Wysokiem Mazowieckiem z pytaniami dotyczącymi podjętych w tej sprawie działań. Powiatowy lekarz weterynarii poinformował nas, że prowadzone jest postępowanie administracyjne, którego przedmiotem jest m.in. kwestia potencjalnego niewłaściwego zagospodarowania padliny na fermie. Z kolei powiatowy inspektor sanitarny stoi na stanowisku, że podjął on wszystkie możliwe działania w ramach katalogu posiadanych praw i obowiązków określony przepisami prawa. Ustalenie, czy mogło dojść do skażenia gleby, powietrza i wód gruntowych, nie leży w jego kompetencjach.
Właściciel fermy drobiu nie odpowiedział na przesłane mu pytania. Do tematu wrócimy.
Józef Nuckowski