Zjawisko jest tym bardziej niepokojące, że występuje m.in. na terenach, gdzie do tej pory choroba ta nie stanowiła problemu. Infekcje były widoczne również na odmianach, które plantatorzy uważają za odporne. Eksperci oceniają, że takiej skali porażeń nie było nawet od kilkudziesięciu lat.
Skala porażenia jest ogromna, a intensywność infekcji jak na listopad bardzo wysoka. Taka sytuacja była widoczna zarówno na nowo założonych plantacjach rzepaku, między innymi na Górnym Śląsku i na Opolszczyźnie, jak i w rejonach, gdzie dotychczas porażenie tymi patogenami nie występowało na tak dużą skalę – na Podlasiu, Lubelszczyźnie i Podkarpaciu.
W przypadku nowych plantacji w południowo-zachodnich województwach odsetek porażonych roślin sięgał aż 80%. W poprzednich latach we wschodniej części Polski choroba ta nie stanowiła problemu, natomiast jesienią ub.r. znaczne porażenie wystąpiło nawet na terenach przygranicznych. Okazuje się, że z podobnym zjawiskiem mają do czynienia również rolnicy z Litwy, Łotwy i Estonii.
Żeby lepiej zrozumieć przyczyny i specyfikę tej niezwykle trudnej sytuacji fitopatologicznej, należy przeanalizować kilka czynników. Po pierwsze – warto wrócić pamięcią do sezonu 2020/2021. Na większości terenów był on bardzo trudny, między innymi z powodu wysokiego porażenia rzepaku przez sprawców suchej zgnilizny kapustnych lokalnie wręcz na poziomie epidemicznym. Równocześnie na plantacjach dochodziło do rozwoju sprawców werticiliozy. Konsekwencją tamtego poważnego porażenia są problemy obserwowane jesienią 2021. Za tydzień szerzej napiszemy o pozostałych przyczynach silnego porażenia rzepaku i radach, co w tej sytuacji robić wiosną.
r e k l a m a