Maciej Perzyna, lekarz weterynarii prowadzący terenową praktykę, wspiera działanie grupy trenerów psów, którzy przygotowali swoje zwierzęta do skutecznego przeszukiwania terenu i odnajdywania padłych dzików, nawet tam, gdzie ludzie nie chcą ich szukać. Sam również jest trenerem psów, ale myśliwskich gończych, a jednocześnie aktywnym myśliwym znającym podejście swojego środowiska do odstrzału dzików i zwalczania afrykańskiego pomoru świń. Stąd tematy polowań, poszukiwania dzików i padliny, a także walka z ASF nie są mu obce, a wręcz są w kręgu jego zainteresowań.
– Zajmuję się użytkowaniem psów w terenie, ale próbuję też pomóc w promocji skutecznego oczyszczania lasów ze skażonej padliny. Byłem przez kilka lat łowczym koła łowieckiego, więc wiem, jak w praktyce wygląda nie tylko prowadzenie gospodarki łowieckiej, planowanie odstrzałów, pozyskiwanie zwierzyny, ale także zwalczanie ASF u dzików. Jako lekarz weterynarii trochę inaczej rozumiem kwestie związane z afrykańskim pomorem świń niż ci myśliwi, którzy nie są w żaden sposób powiązani z rolnictwem. Z racji doświadczenia widzę, że system sprawnego usuwania padłych dzików jest w naszym kraju fikcją – twierdzi Maciej Perzyna.
Jego zdaniem najgorsze jest to, że urzędnicy wymyślają przepisy, które są nie do zrealizowania w praktyce. Wręcz doprowadzają do tego, aby myśliwi i rolnicy byli skłóceni ze sobą, ponieważ jest im to na rękę, a w żaden sposób nie wprowadzają skutecznych rozwiązań redukujących populację dzików i ograniczających rozprzestrzenianie się wirusa ASF.
W myśl walki z ASF
– Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że polowania są rzeczą trudną. Ponadto w mediach pokazuje się tę działalność jako coś bardzo złego, krzywdzącego zwierzęta, a myśliwych jako ludzi z zaburzeniami, którym sprawia przyjemność zadawanie cierpienia. A tak nie jest. Polowania są wręcz niezbędne dla prowadzenia właściwej gospodarki, a organizacje prozwierzęce nie rozumieją, że należy dbać o właściwe użytkowanie czy to zwierząt gospodarskich, czy dzikich, a nie wszystkiego zakazywać. Państwo z jednej strony mówi, aby myśliwi polowali coraz więcej, ale z drugiej strony wprowadza takie przepisy, które to bardzo mocno ograniczają – mówi Perzyna.
Jako przykład podaje nowelizację ustawy o Prawie łowieckim z 2018 roku, która zabrania trenowania psów myśliwskich na dzikiej zwierzynie oraz udziału dzieci w polowaniach, kiedy to właśnie młodzież, dla której to była atrakcja, bardzo pomagała w przeprowadzaniu naganki. Dorośli nie mają na to czasu, a dzieci myśliwych chętnie się w to angażowały.
– Nakłada się obowiązek przeprowadzania polowań zbiorowych, tymczasem z powodu nieprzemyślanych przepisów brakuje – i to na dużą skalę – podkładaczy psów myśliwskich, bo jak mają je trenować, skoro na dzikach przeznaczanych do tego celu nie mogą? Utrzymanie psów kosztuje, więc coraz więcej osób rezygnuje. Natomiast kiedy zgłaszają się ludzie, którzy wyszkolili psy do poszukiwania padliny, nie korzysta się z ich usług. Jak można wprowadzać takie ograniczenia, kiedy chce się walczyć z ASF? To sprawia wrażenie, jakby nikt nad tym nie panował. – Maciej Perzyna rozkłada ręce.
Brak dialogu
Jego zdaniem przy nieuporządkowanej zabudowie mieszkalnej zwiększenie odległości pozwalającej na oddanie strzału ze 100 do 150 m od zabudowań, w i tak już trudnych terenach okołoaglomeracyjnych, nie pozwala zupełnie na prowadzenie gospodarki łowieckiej na takim obszarze. Na propozycję wykorzystania w takiej sytuacji łuczników wyjaśnia, że zdolność pocisku do powalenia zwierzyny jest dużo silniejsza w przypadku broni palnej i nie grozi jedynie skaleczeniem zwierzęcia, które ostatecznie będzie cierpiało. Stosowanie broni palnej czy łuku myśliwskiego ma swoją odmienną specyfikę. W przypadku używania łuku w terenie zabudowanym nie ma, co prawda, ryzyka rykoszetu czy postrzelenia kogoś przypadkowego, ale zwierzę po strzale rzadko kiedy pozostanie na miejscu. Trzeba się liczyć z tym, że się przemieści, może wyjść na drogę. Poza tym, aby oddać strzał z łuku, trzeba podejść na odpowiednią odległość, wykluczone jest prowadzenie odstrzału po zmierzchu, a każda drobna przeszkoda na linii strzału zwiększa ryzyko postrzałków.
– Zdarzają się myśliwi trudni we współpracy i to też nie ułatwia gospodarki łowieckiej. Ponadto mamy w kraju za mało myśliwych, zwłaszcza młodych, którzy są najbardziej aktywni. Nie da się jednak bez myśliwych walczyć z afrykańskim pomorem świń. Odpowiednio wyszkolone psy mogą natomiast pomóc w skutecznym zarządzaniu populacją dzika jako psy myśliwskie oraz w usunięciu zakażonej padliny jako kierunkowo wyszkolone do tego właśnie zadania. Niestety, u nas w kraju na wszystkim się oszczędza i dlatego nie możemy poradzić sobie z ASF. Strategia państwa jest taka, aby zepchnąć odpowiedzialność za zwalczanie choroby na myśliwych i rolników, a później obarczać ich odpowiedzialnością za brak efektów. Same nakazy administracyjne bez porozumienia z poszczególnymi stronami nigdy nie przyniosą dobrych efektów.
Dominika Stancelewska