dolnośląskie
Jak wynika z danych opublikowanych przez Główny Inspektorat Weterynarii, w ciągu ostatnich dni na obszarze Polski potwierdzono 158 kolejnych ognisk ASF u dzików: 90 odnotowano u dzików padłych, a 68 u odstrzelonych. Oznacza to, że choroba bardzo szybko rozprzestrzenia się w populacji tych zwierząt, a odnajdywanie zakażonych martwych dzików jest jeszcze ważniejsze niż sam odstrzał i redukcja populacji. Chory dzik, zanim padnie, zakaża inne sztuki jedynie przez kilka dni, padlina natomiast może być źródłem wirusa przez wiele tygodni.
Podczas audytu Komisji Europejskiej w Polsce, który odbył się w listopadzie 2021 roku, organy Inspekcji Weterynaryjnej przedstawiły wdrażanie środków wykorzystywanych do zwalczania ASF w naszym kraju. Jako jeden z elementów walki z chorobą podano przykład wykorzystania wyszkolonych psów biorących udział w akcjach poszukiwawczych. Wśród zaprezentowanych informacji znalazła się między innymi ta o doświadczeniach w poszukiwaniu martwych dzików z udziałem psów pani Beaty.
Pierwsze znalezisko
– Pierwsza taka akcja, opisana zresztą w prezentacji przedstawionej Komisji Europejskiej, polegająca na wyszukiwaniu padliny, miała miejsce 23 sierpnia 2021 roku w powiecie nowomiejskim w województwie warmińsko-mazurskim. Ognisko ASF u dzików stwierdzono tam 17 sierpnia. Podczas przeszukiwań znaleźliśmy jednego padłego dzika, od którego pobrano próbki krwi, a badanie potwierdziło zakażenie wirusem ASF – opowiada Beata Banaszak z ośrodka szkolenia psów we Wrocławiu.
Jak wyjaśnia GIW, w akcji wzięli udział przewodnicy psów, którzy znają dziką przyrodę, a psy nie dotknęły znalezionej padliny, lecz szczekając, dały znak, że znalazły martwego dzika. Jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii, program monitoringu choroby w populacji dzików na 2021 rok zapewniał możliwość wykorzystania psów do szukania padłych dzików ze specjalnie wytresowanymi psami. Zresztą zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rolnictwa z 27 stycznia 2021 roku w sprawie wprowadzenia programu zwalczania afrykańskiego pomoru świń, powiatowy lub wojewódzki lekarz weterynarii mogą finansować usługi nie tylko w zakresie poszukiwania żywych lub padłych dzików za pomocą urządzeń lub sprzętu termowizyjnego, użycia fotopułapek służących do liczenia i lokalizacji watah dzików, ale także poszukiwania zwłok dzików przy pomocy specjalnie wyszkolonych zwierząt.
– Wydaje się, że organy Inspekcji Weterynaryjnej na poziomie wojewódzkim i krajowym dostrzegają możliwości i rolę wyszkolonych psów w poszukiwaniu padłych dzików, które są źródłem zakażenia ASF. Natomiast powiatowe inspektoraty weterynarii widzą w nas zagrożenie – więcej wykrytej padliny to wyższe środki, jakie muszą przeznaczyć na jej usuwanie. Wolą udawać, że problemu nie ma, a jak zgłaszamy chęć współpracy, dowiadujemy się, że przez nasze działania możemy roznosić wirusa. Przecież my trenujemy psy tak, aby wskazały padlinę. Myśliwy w ramach nagrody pozawala psu szarpać znalezionego martwego dzika, by rozbudzać w nim pasję łowiecką. Dla psów myśliwskich to jest motywacja do poszukiwania. Nasze psy nie mają prawa szarpać czy dotykać martwego dzika, a jednocześnie mają ignorować żywą zwierzynę – wyjaśnia Beata Banaszak.
Dla pani Beaty ważne jest, aby psy nie miały kontaktu z padłym dzikiem jeszcze z jednego powodu. Otóż psy mogą zarazić się chorobą Aujeszkyego, która przebiega u nich nadzwyczaj ostro, a czas rozwoju objawów do padnięcia najczęściej nie przekracza 48 godzin. Świnie stanowią źródło zakażenia, ale wirus jest stwierdzany także u dzików. Po każdej akcji psy są kąpane, odzież opiekuna wyprana, a buty zdezynfekowane.
Brak wyraźnych regulacji
– Wiemy, że w Niemczech prowadzi się szkolenia psów do poszukiwania padłych dzików i są one wykorzystywane w znacznie większym stopniu niż u nas. Inspekcja Weterynaryjna poinformowała nas, że nie ma pieniędzy na wyszkolenie psów, natomiast będzie starała się znaleźć środki, aby płacić za akcje poszukiwania padłych dzików. Przy czym przepisy powinny uwzględnić zapłatę za udział psa i człowieka, czyli tzw. zespół przeszukujący, oraz utrzymywanie czworonoga w gotowości do kolejnych poszukiwań. Póki co braliśmy udział w trzech akcjach poszukiwania padłych dzików zorganizowanych przez inspektoraty weterynarii, jednak warunki uczestnictwa wciąż są nieustalone – opowiada trenerka.
Przypuszczalnie zbyt małe wykorzystanie psów do poszukiwań wynika z braku środków finansowych służb weterynaryjnych. Wiemy przecież, że nawet nie wszyscy rolnicy otrzymali wypłatę odszkodowań za świnie wybite z powodu ASF. Inspekcja więc musi liczyć pieniądze i nie na wszystko wystarcza. Niemniej, zwalczanie afrykańskiego pomoru świń powinno być priorytetem, ponieważ przynosi ogromne straty producentom trzody chlewnej, a wszyscy eksperci podkreślają, że najważniejsze, aby usunąć padlinę zalegającą w lasach i przy polach.
– Powiatowi lekarze weterynarii poinformowani o znalezieniu padłego dzika odsyłają nas do aplikacji ZIPOD, która służy do przekazywania do powiatowych inspektoratów danych o padłych i odstrzelonych dzikach, jednak jest przeznaczona dla myśliwych albo pracowników parków narodowych. Konieczne jest podanie wieku dzika, masy ciała, płci, stopnia rozkładu zwłok. Przecież przeciętny człowiek nie będzie tego wiedział, więc jak ma to zrobić? – zastanawia się pani Beata.
Lata doświadczeń
Organizatorzy ustalający przeszukiwania lasów i pól patrzą na taką akcję pod kątem działań ludzi, natomiast przewodnik z psem tropiącym pracują inaczej. Pies nie może iść przy nodze, musi natomiast mieć dobry kontakt z przewodnikiem.
– Trener bardzo często w terenie traci psa z oczu, zwłaszcza przy gęstej roślinności, zadrzewieniach. Dlatego psy muszą być wyszkolone nie tylko do szukania padliny, ale także poinformowania o tym opiekuna poprzez szczekanie albo powrót do przewodnika i doprowadzenie go do miejsca znaleziska – wyjaśnia Beata Banaszak.
Trenerka ma już doświadczenia w poszukiwaniu pachnicy dębowej – gatunku dużego chrząszcza, który podlega ochronie prawnej. Główne miejsca jego bytowania to stare drzewa (lipy, dęby). Poszukiwanie pachnicy miało służyć wykonaniu inwentaryzacji oraz ewentualnemu przesiedlaniu owadów z miejsc ich naturalnego występowania, czyli ze spróchniałych, przeznaczonych do wycinki drzew, w bardziej dogodne dla nich miejsce. Szkolenie psów do takich celów nie jest więc dla pani Beaty niczym nowym. Posiada prawie 30-letnie doświadczenie w pracy z tymi zwierzętami. Z wykształcenia jest zootechnikiem, a z zamiłowania do zwierząt i przyrody zgłębia też środowisko leśne i pracę w takich warunkach.
– Szkolimy psy na każdym poziomie i w każdym wieku. Dla najmłodszych czworonogów proponujemy psie przedszkole. Prowadzimy także porady behawioralne dla psów z problemami. Pomagamy właścicielom zrozumieć język psów, dzięki czemu łatwiej można stworzyć pozytywną więź pomiędzy przewodnikiem a psem. Specjalizujemy się jednak w szkoleniu sportowym, czyli zwinności w pokonywaniu przeszkód na torze, określane jako Agility. Jest to najliczniej reprezentowana psia dyscyplina. Obedience natomiast to sportowe posłuszeństwo, które łączy precyzję i szybkość wykonania przez psa komend przewodnika. W najtrudniejszych stopniach ocenia się także ćwiczenia z pracy węchowej – opowiada Beata Banaszak.
Psy pani Beaty są wyszkolone także do pracy z owcami. Właścicielka systematycznie jeździ z nimi do zaprzyjaźnionej owczarni, gdzie jej border collie pomagają w zaganianiu owiec, ucząc się tej trudnej sztuki. Z sukcesami uczestniczą też w zawodach pasterskich. Jak podkreśla, pasienie owiec to trudny sport, wymagający od psa instynktu.
Oddzielić odstrzał od poszukiwań
– Uważam, że nie można łączyć polowań z poszukiwaniem padliny, ponieważ jest to mało skuteczne ze względu na odmienną specyfikę pracy z psami. Psy ze swej natury zawsze będą biegły chętniej za żywą zwierzyną i to je odciąga od prawdziwego celu poszukiwań padliny. Dlatego takie akcje muszą się odbywać oddzielnie. Sztuki martwe, które znajduje się w trakcie prowadzenia odstrzału, są odnajdywane przy okazji. Świadczą o tym chociażby ostatnie polowania zbiorowe, do których zaangażowano prawie 124 tys. myśliwych, wykorzystano 20 tys. psów, odstrzelono 10 tys. dzików, ale odnaleziono tylko 49 padłych sztuk – twierdzi Banaszak.
Podaje tu prosty przykład – zamknijmy kota w pokoju, gdzie są żywe myszy i martwe, a oczywiste jest, że będzie biegał za tymi pierwszymi, pomimo że martwe wydają się łatwiejszą zdobyczą. Dlatego do poszukiwań padliny nie nadają się psy, które są wykorzystywane do polowań, gdyż wyuczone są szukania innego celu. Beata Banaszak swoje psy pod kątem tropienia padłych dzików szkoli od marca 2021 roku. Około dwóch miesięcy temu wirus ASF pojawił się u dzików w rejonie Wrocławia. Tylko podczas szkoleń psów w okolicznych lasach trenerka znalazła 10 padłych dzików. Psy są szkolone tak, by nie szły po śladach i tropie, ale wyłapywały z powietrza zapach rozkładającej się zwierzyny.
– Jeśli padły dzik leży dwa tygodnie, to nie ma już śladów. Uczymy psy rozpoznawania zapachu, podkładając im raciczki dzików pozyskanych z polowań od myśliwych i przebadanych pod kątem ASF. Padlina będzie miała różny zapach w zależności od czasu, jaki upłynął od padnięcia dzika, dlatego wymaga to dużych starań. Musimy pracować na próbkach o różnym stopniu rozkładu. Szkolimy psy na tkankach, więc wyszukują padlinę, a nie kości – wyjaśnia trenerka.
Człowiek nie jest w stanie dotrzeć do wielu miejsc, przedzierać się przez gąszcz czy mokradła, ma ograniczone pole widzenia i tak naprawdę znajduje te dziki, które będą na jego ścieżce przemieszczania się. Psy poszukują aktywnie, dokładnie i są w stanie zrobić to na znacznie większej powierzchni, często znajdują martwe dziki ukryte gdzieś pod liśćmi czy śniegiem, w zaroślach.
Dominika Stancelewska