wielkopolskie
W połowie czerwca 2021 roku zdaliśmy obszerną relację z gali przyznania nagród w konkursie „Moja Smart Wieś. Idea i Fakt”. Konkurs organizowany jest przez Instytut Rolnictwa i Rozwoju Wsi Polskiej Akademii Nauk we współpracy, między innymi, z „Tygodnikiem Poradnikiem Rolniczym”, który sponsoruje jedno z wyróżnień. Oprócz sześciu nagród przyznano też sześć wyróżnień. Jednym z nich uhonorowano Stowarzyszenie Zespół Pieśni i Tańca Chludowianie z podpoznańskiego Chludowa za zrealizowany już projekt „Rewitalizacja Starego Baru”.
W Zajeździe pod Słońcem...
Podczas gali stowarzyszenie reprezentowały członkinie zespołu – Anna Maria Jabłuszewska i Marianna Ciślak. Umówiliśmy się na rozmowę z Tomaszem Szarkiem, 31-letnim instruktorem zespołu, który od kilku lat czuwa nad przebiegiem zajęć, choreografią i promocją zespołu. Ze szczegółami opowiedział historię tanecznej gromady i magicznego miejsca, w którym ćwiczą.Te dwie historie są ze sobą nierozerwalnie splecione.
W centrum Chludowa stoi budynek, który postawiono sto lat temu. W tym samym celu, jakiemu służy dzisiaj. Na zdjęciach z początku XX wieku wygląda niemal identycznie. Na blogu goleczewo.com znaleźć można widok domu na pocztówce, którą wysłano z chludowskiej poczty 19 lipca 1915 roku.
– Cały budynek był zajazdem. Nazywał się Gasthaus zur Sonne W. Stibbe, czyli Zajazd pod Słońcem. Na górze były pokoje gościnne, ale budynek mieścił też sklep mięsny i kolonialny. Mam tu rys historyczny i czytamy w nim, że „...w latach 1911–1912 majątek Chludowo został podzielony pomiędzy niemieckich osadników. Zaistniała konieczność stworzenia dla nich zaplecza do społecznej integracji. Miejscem tym był zajazd, który składał się z sali ze sceną, restauracji, sklepu i pokoi gościnnych” – opowiada Tomasz Szarek.
Stary Bar jak nowy
Kiedy wieś w 1922 roku opuścili Niemcy, zajazd, zwany „starym barem”, przeszedł w prywatne ręce. Jednak sala całe międzywojnie służyła mieszkańcom. Po drugiej wojnie światowej w budynku działały bar, ośrodek zdrowia, dyskoteki. „Stary bar” przechodził z rąk do rąk. Aż do serca jego los wziął sobie wieloletni mieszkaniec Chludowa – Zbigniew Hącia, przez 40 lat nauczyciel w chludowskiej podstawówce, a w latach 1989–2003 sołtys Chludowa. Z wykształcenia historyk.
– Doprowadził do tego, że gmina w końcu wykupiła budynek i w latach 2017–2020 przeszedł rewitalizację. Kosztowało to na ponad 5 mln zł; 1,3 mln zł pozyskaliśmy z Unii z Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego. Resztę dołożyła gmina. Rozbudowaliśmy salę widowiskową i przeszkliliśmy część budynku, w której dawniej były podcienia. Dziś mieści się tam m.in. Klub Seniora. Ale przede wszystkim jest to siedziba zespołu. Mamy teraz miejsce do ćwiczenia, tańczenia, występów, podejmowania gości i trzymania instrumentów i strojów – wyjaśnia Tomasz.
Przyjdzie czas,
będą brawa
Zespół działa od 2000 roku. Mówię więc, że Tomasz go z pewnością nie zakładał, ponieważ miał wtedy raptem 10 lat.
– Oczywiście, że współtworzyłem! Zespół powstał z kółka przyszkolnego. Ówczesny dyrektor szkoły, Jarosław Krajewski, postanowił stworzyć zespół ludowy oparty na polskim folklorze. W Chludowie był kiedyś zespół, ale od lat nie działał. Przy kółku zatrudniono instruktora choreografa. Pan Kazimierz Brdęk, który dojeżdżał z Poznania, potrafił zarażać pasją. I wdrożył bardzo wysoką kulturę bycia. On nas uczył tańca, ale jednocześnie obycia, autoprezentacji, szacunku do kultury i człowieka. Umiejętności pokazania, co mamy najlepszego, ale jednocześnie dużej pokory. Na pochwałę trzeba było sobie zasłużyć. Spragnionym pochwał rodzicom mawiał: „Przyjdzie czas, będą i brawa”. To taka stara szkoła, bliska też mnie jako choreografowi – szkoła rosyjska, widoczna w tamtejszym balecie. Czyli trzymanie twardą ręką, zimny chów – wspomina z rozrzewnieniem Tomasz i przypomina sobie, że pan Kazimierz mawiał też, że ruszać się, to i małpkę, i słonia można nauczyć. Ale oddać charakter, to już nie bardzo.
Spotykali się raz w tygodniu przez półtorej godziny. Uczyli się poczucia rytmu i podstawowych kroków, także walca i innych tańców, które można było sobie potańczyć na balach czy dyskotekach. Pierwszym tańcem ludowym, jakiego się nauczyli, była polka podlaska. Wystawili ją w skromnej oprawie. Dziewczynki miały pożyczone z przedszkola spódniczki, a chłopcy – niby krakowskie spodnie – pseudopasiaki, koszule z czerwoną kokardką i na nogach baletki. Ot, trudne początki, ale pierwsze koty za płoty.
– Z roku na rok kompletowaliśmy stroje. Dotowała i nadal dotuje nas gmina. Raz w roku startujemy w konkursie, rozpisując projekt – plan działania. Na taniec ludowy trzeba ogromnych finansów – buty do tańca to przynajmniej kilkaset złotych – wyjaśnia Tomasz.
W Rzeszowie kucają, Biskupizna jak struna
Zatańczyli na festynie szkolnym polkę i zaczęli jeździć na festiwale, przeglądy, obozy i wyjazdy zagraniczne. Zjeździli prawie całą Europę. Jeżdżą tam, gdzie mają zaprzyjaźnione zespoły. W Polsce to Murzasichle. Ale mają też partnerstwo z Węgrami, a kiedy jeżdżą na Maltę, śpią w prywatnych domach członków tamtejszych zespołów ludowych. Tomasz wymienia jednym tchem: Niemcy, Francja, Hiszpania, Turcja, Włochy, Rosja, Austria, Węgry, Litwa, Malta, Ukraina i Białoruś. A jak tańczą mieszkańcy tych krajów?
– W Rosji i na wschodzie jest zupełnie inna kultura sceny. Wszystko musi być na najwyższym poziomie. Francuzi mają bardziej luźne podejście, bardziej biesiadne i otwarte. Niemcy? Mało jest tam grup tanecznych, mało mają tańców. Jeśli już, to takie chodzono-bujane, nawiązujące klimatem do Oktoberfestów. Typowo niemieckich tańców nie ma, dlatego oni żywo podejmują grupy z Polski czy z Holandii, które u nich tańczą. Tradycyjne tańce rosyjskie to tańczenie bardziej płasko, korowodowo, trochę śpiewu i tańca w kole. A w Polsce? Większość tańców wychodzi od koła i ta forma towarzyszy nam, ludziom, właściwie od czasów plemiennych. Koło było traktowane magicznie. Polska pod względem etnograficznym jest podzielona na regiony i każdy charakteryzuje się innym charakterem tańca. W Rzeszowie tańczy się płasko, nisko, żywiołowo. Rzeszowianie są bardziej zmiękczeni, giętcy. Kaszuby są bardziej zwiewne, skoczne, wyższe w tańcu. I taka na przykład Biskupizna też jest bardziej płaska w tańcu. Biskupianka, zgodnie z ich biskupią tradycją, nosi wysoko głowę i nigdy się nie kłania. To widać też w tańcu – referuje chludowski choreograf.
Buńczuczny jak Polak
Kiedy jeżdżą po Polsce i świecie, pokazują tam polskie tańce narodowe – poloneza, mazura, oberka, kujawiaka i krakowiaka, ale też wiele tańców regionalnych. Tomasz kocha wszystkie równo, w każdym widzi jakiś potencjał.
– Taki polonez i mazur: pierwszy – delikatny, spokojny, dostojny, a mazur – pokazuje buńczuczność Polaka. Ten taniec jest bardzo trudny technicznie. Tylko najlepsi tancerze go tańczyli. Przychodzimy na bal i jak się zachowujemy? Jesteśmy trochę nieśmiali, prezentujemy z gracją kreację. Tańczymy poloneza. A potem, na zakończenie, kiedy atmosfera jest luźniejsza, „jeszcze jeden mazur dzisiaj”. W nim krew szybciej płynie. Taka nasza natura. Podobnie można też zestawić oberka i kujawiaka. Oberek – szybki, dynamiczny, żywiołowy. Dla równowagi – kujawiak, który jest tańcem bardzo wolnym, tańcem miłości, subtelnym, delikatnym – opowiada coraz barwniej Tomasz.
Tysiące za stroje
Wszystko to tańczą w strojach. Do każdego tańca innych. Do poloneza i mazura mają strój szlachecki. Do oberka i kujawiaka – strój łowicki. Mają biskupiański, który wciąż kompletują, kaszubski i Beskidu Śląskiego. Jest jeszcze krzczonowski. A wszystkich tancerzy w zespole jest stu dwudziestu. Liczę, mnożę i wychodzi mi, że na to wszystko trzeba naprawdę grubych tysięcy.
– Nie, nie każdy ma własny strój. Z każdego regionu jest po 8–10 kompletów, więc ktoś tańczy w kujawiaku, a kto inny w polonezie. Ale wymieniamy się, oczywiście. W samych strojach sto tysięcy złotych? Myślę, że dużo, dużo więcej. Sama taka para butów, użytkowych, nie luksusowych, to ze 400 zł. A każdy z nas ma trzy komplety – buty wysokie – u pań sznurowane, u mężczyzn z cholewami, kierpce i spotykanki. Śmieszna nazwa, prawda? Zwie się je też charakterkami. To czółenka damskie na niewielkim obcasie, wycięte po bokach – wylicza instruktor Chludowian.
Makijaż w autokarze
Oglądamy wspólnie liczne sesje fotograficzne, które można znaleźć na stronie www.chludowianie.pl. Przyglądam się z zazdrością czerwieni ust tancerek i długim ich włosom. Jednak Tomasz mówi, że zdarzają się i krótkie. A makijaż na występ robiony jest często w drodze.
– Bardzo często malują się w autokarze. Tam jest wyłącznie malowanie i czesanie. Nie narzucamy konkretnej marki pomadek ani koloru, ale staramy się, żeby kolor był jednolity, żeby to wszystko było spójne i schludne. Zdaję sobie sprawę, że ta sama szminka może na różnych ustach dać różną czerwień. Ważne, żeby nie była różowa, a czerwona – mówi Tomasz i dodaje, nawiązując do trwającego się okresu świąt, że co roku wystawiają jasełka po kościołach w okolicach Poznania i całej Polsce. Występują w czterdziestominutowym widowisku. Śpiewają kolędy, ale każda z kolęd to tak naprawdę jakiś taniec. „Bóg się rodzi” to polonez. „Z narodzenia Pana” to oberek, a „Oj, ponoć na sianie” to kujawiak. Do kolęd tańczą i jednocześnie śpiewają.
A kiedy wy czytacie ten tekst, oni już pastują spotykanki i suszą białe koszule.
Karolina Kasperek