Tuż po wybuchu wojny w Ukrainie ceny paliw na niektórych stacjach poszły w górę. Pan był jedną z pierwszych osób, które publicznie ujawniły spekulację na rynku paliw. A mimo to posypały się na pana gromy i oskarżenia, że napędza pan panikę na rynku.
– Rynek paliw jest od tygodnia w bardzo napiętej sytuacji. Zaraz po wybuchu wojny niektóre stacje benzynowe zaczęły tę sytuację wykorzystywać i narzucać coraz wyższe ceny. Ujawniliśmy tę patologię i tym samym obroniliśmy wielu ludzi przed jeszcze większymi podwyżkami. To po nagłośnieniu sprawy przez nas stacje zaczęły ludziom oddawać pieniądze, a Orlen, który jest kontrolowany przez rząd, rozwiązał umowy z nieuczciwymi podmiotami. To był wielki sukces i bezpośrednie przyznanie nam racji. Zwrócenie nam honoru. Jednak problem nadal jest spory, ponieważ rolnicy nie mogą kupić paliwa w większej ilości do swoich ciągników. Żalą się, że nie mogą zatankować w kanister, nie mogą zamówić w hurtowniach, bo one w tej chwili obsługują tylko dużych przewoźników i pośredników paliwa. Nie byłoby tego problemu, gdyby była rzetelna informacja. A ludzie słyszeli w telewizji, że nic złego się nie dzieje, po czym jechali na stacje i okazywało się, że olej napędowy i benzyna są po 8, a nawet 10 zł, albo nie ma ich wcale… Zresztą ta sytuacja jest analogiczna do podwyżek cen nawozów. Jak tylko stawki zaczęły iść w górę, pośrednicy-spekulanci zaczęli mocno zarabiać, ponieważ sprzedawali nawóz w cenie dwukrotnie wyższej, niż zakupili. W sprawie cen paliw zareagowaliśmy od razu i udało się na jakiś czas zatrzymać wzrosty.
Na polach rusza sezon wiosennych prac. A bez paliwa nie da się ani nawozić, ani siać. Co w tej sytuacji powinno zrobić ministerstwo rolnictwa? Jak może pomóc rolnikom w walce o przyszłe plony?
– Zaczyna się sezon, który będzie trudny, ale musi się on nam udać, żeby Polacy w trudnych czasach mieli dostęp do polskiej żywności. 2 marca wystąpiliśmy do ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka z apelem o umożliwienie natychmiastowego dostępu rolników do paliwa. Walczymy o to, żeby rolnicy mogli kupować na stacjach większe ilości, chociażby 500 l. Wystarczy im to na dwa lub trzy tankowania do traktora. Albo przynajmniej żeby rolnik mógł zatankować bak ciągnika do pełna, a nie tylko do 50 l. Przecież przez drożyznę, z którą mamy do czynienia od miesięcy, rolnicy mają wyczyszczone kieszenie. Nie robili zapasów paliwa.
Minister Kowalczyk pójdzie na rękę rolnikom w tym zakresie?
– Nie wyobrażam sobie, żeby nie było reakcji z jego strony, choć w rozmowie telefonicznej ze mną po raz kolejny nonszalancko ocenił, że sytuacja na rynku paliw jest pod kontrolą. Oczywiście, że nie jest! A przecież wstrzymanie dla niektórych rolników tygodniowych dostaw nawozu czy paliwa będzie rzutowało na wielkość produkcji w tym roku. Minister powinien zdawać sobie z tego sprawę. Polscy rolnicy będą teraz odpowiadać za wyżywienie nie tylko Polaków, ale i milionów uchodźców wojennych.
Bezpieczeństwo żywnościowe wobec wojny w Ukrainie okazuje się szalenie istotne. Wszak Ukraina i Rosja odpowiadają łącznie za 30% światowego eksportu pszenicy! A w obecnej sytuacji ziarno to nie wyjedzie z portów. Wyżywienie świata będzie więc trudniejsze.
– Trzeba zrobić wszystko, by bezpieczeństwo żywnościowe nie było zagrożone. Pojawią się problemy w dostawie niektórych produktów, dlatego dziś należy szybko reagować. Mam duży żal o to, że gdy AgroUnia przez trzy lata mówiła o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego, rządzący nie brali tego na poważnie, tylko zasłaniali się rosnącym eksportem produktów rolnych i spożywczych z Polski. Na litość boską! Przecież na eksport idzie żywność już przerobiona, to są już drogie towary o wysokiej jakości. Po pierwsze, to właśnie stąd tak duża wartość eksportu – to już nie są surowce, a po drugie, produkty te nie mają wpływu na bezpieczeństwo żywnościowe Polaków. Dziś, niestety, budzimy się w nowej rzeczywistości. Dziś trzeba się ostro brać do pracy i zapewnić Polakom jedzenie.
To bardzo trudne wyzwanie, tym bardziej że rolnictwo polskie, ale i europejskie jest pogrążone od wielu miesięcy w ogromnym kryzysie. Jak rolnicy mają produkować żywność, skoro nie stać ich na nawozy, paliwo czy pasze?
– To prawda, polskim rolnikom trzeba w tym zakresie niezwłocznie pomóc. Należą im się także ogromne podziękowania, ponieważ mimo wielu niepowodzeń i kłód rzucanych pod nogi przez kolejne rządy nadal zajmują się produkcją rolną. Słyszeliśmy od wielu osób podczas strajków, że skoro tak nam źle na roli, powinniśmy się przebranżowić. Gdybyśmy ich posłuchali i faktycznie zmienilibyśmy zawód, skąd dziś importowalibyśmy żywność? Przecież nie z Ukrainy… Wojna dobitnie pokazała, że w tym momencie nie ma nic ważniejszego od zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego. Teraz jeszcze bardziej niż w pierwszych przy falach pandemii widać, że łańcuchy dostaw żywności mogą zostać zerwane z dnia na dzień. Zresztą AgroUnia od lat powtarza, że nieudolna polityka rolna doprowadzi do tego, że niebawem nikt nie będzie pytał: „za ile?”, tylko: „czy masz jedzenie?”.
Jak więc polski rząd powinien przygotować się na produkcję żywności w trudnych warunkach ekonomicznych i geopolitycznych?
– Przede wszystkim państwo powinno tworzyć rezerwy nawozów i paliw. Nawet nie na ten sezon, ale na kolejne. Rolnicy powinni też mieć możliwość zakupu 5 czy 10 tys. litrów paliwa z dłuższym terminem płatności. Bardzo ważna jest również dywersyfikacja rolnictwa. Nie chodzi o to, żeby rolnicy mieli tylko po jednej krówce i śwince, ale by ich gospodarstwa były towarowe i rozproszone w całym kraju.
To, co pan mówi, stoi w sprzeczności z założeniami Zielonego Ładu. Czy wojna w Ukrainie nie powinna skłonić Komisji Europejskiej do natychmiastowego odłożenia prac nad zazielenianiem rolnictwa?
– Oczywiście, że Unia powinna zrezygnować z wprowadzania Zielonego Ładu w obecnym kształcie. Jego założenia trzeba wraz z rolnikami i konsumentami z całej Europy przemyśleć. Ale mam taką obawę, że Komisja Europejska nie będzie zdolna wykazać się elastycznością, w tym uwzględnieniem kosztów społecznych, i będzie chciała jeszcze bardziej przyspieszyć te prace, by jak najszybciej uniezależnić się od rosyjskiego gazu i paliw.
Rolnicy z AgroUnii mocno zaangażowali się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Serce rośnie, kiedy patrzy się na tak solidarnościowy zryw polskiej wsi.
– Rzeczywiście, rolnicy nie mogą przejść obojętnie obok dramatu, który rozgrywa się w Ukrainie. Dlatego w ostatnich dniach uruchomiliśmy nasze struktury i rozdawaliśmy ciepłe jedzenie na kilku przejściach granicznych z Ukrainą. Na ogromnych patelniach smażyliśmy jajecznicę, kiełbasy, a w dużych garnkach gotowaliśmy zupę. Ze Środy Wielkopolskiej do przejścia granicznego w Krościenku na Podkarpaciu przyjechało aż 300 kg swojskiej kiełbasy i 20 tys. jaj, a także ziemniaki, cebula, suchy prowiant, woda i ubrania. Zorganizowaliśmy także zbiórkę żywności, którą zawieźliśmy do Tomaszowa Lubelskiego. To było duże wyzwanie logistyczne, ale stać nas na więcej. Ponieważ obecnie zapotrzebowanie, ale i chęć niesienia pomocy przez rolników są ogromne, oddelegowaliśmy naszą liderkę Martę Przybyś do koordynowania dalszych działań. Będzie nawiązywała kontakt z rolnikami, którzy chcą oddać żywność, i przekazywała dary potrzebującym. AgroUnia będzie wspierać logistycznie te działania, chociażby poprzez zapewnienie powierzchni magazynowych czy przeładunkowych.