Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Nasze krowy smaku kukurydzy nie znają

Data publikacji 14.03.2022r.

70 ha użytków zielonych, z których większość położona jest w bezpośrednim sąsiedztwie siedliska, stwarza doskonałe warunki do prowadzenia letniego wypasu bydła. Tak właśnie jest w gospodarstwie Jana Kopp-Ostrowskiego, który podkreśla, że naturalne, letnie żywienie pozwala obniżyć koszty produkcji mleka, co w ostatnim czasie, przy stale rosnących kosztach produkcji, na ogromne znaczenie.

pomorskie

Pastwiskowanie to – w mojej opinii – bardzo korzystny dla zwierząt i hodowcy system żywienia – zaznaczył Jan Kopp-Ostrowski. – Krowy są przede wszystkim zdecydowanie zdrowsze, bo ruch, słońce i świeże powietrze dobroczynnie wpływają na kondycję stada. Krowy wychodzą na łąki najwcześniej, jak to tylko możliwie i przebywają na nich najdłużej, jak się da. Dodatkowym atutem tego systemu jest również możliwość korzystania z dopłat.

Trawy są również podstawą zimowej dawki pokarmowej, bowiem hodowcy należą do nielicznego obecnie grona mlecznych gospodarstw, w których zrezygnowano z uprawy kukurydzy.

– Przede wszystkim dlatego, że posiadamy ogromny areał użytków zielonych, który – w liczącym 125 ha gospodarstwie – zajmuje aż 70 ha. Są to zarówno trwałe, jak i użytki zakładane na gruntach ornych. Kolejnym kontrargumentem uprawy kukurydzy są bardzo wysokie koszty oraz fakt, że w naszym rejonie plantacje dosłownie masakrowane są przez dziką zwierzynę – wyjaśniał pan Jan.

Od ponad dekady w żywieniu mlecznego stada gospodarz wykorzystuje wóz paszowy firmy Metal-Fach, o pojemności 11 m3, w którym mieszane są wyłącznie sianokiszonki: z traw zbieranych z trwałych użytków zielonych oraz zakładanych na gruntach ornych. Pasza pełnoprcjowa wykonywana jest w gospodarstwie na bazie własnych zbóż oraz koncentratów, ze szczególnym uwzględnieniem poziomu energii, która z racji braku kiszonki z kukurydzy jest tutaj pod szczególnym nadzorem. Mieszanka zadawana jest z ręki, indywidualnie każdej sztuce.

Całość traw konserwowana jest tutaj w balotach. Przy tak dużym areale użytków zielonych informacja ta jest nieco zaskakująca, z uwagi na zdecydowanie wyższe koszty, w porównaniu z przechowywaniem paszy na pryzmie.

– Owszem, w istocie tak jest, niemniej duża powierzchnia traw, jaką co roku musimy zebrać, brak rąk do pracy wygoda oraz kwestie logistyczne sprawiają, że balotowanie pomimo wyższych kosztów jest dla nas rozwiązaniem optymalnym – potwierdził Jan Kopp-Ostrowski, który prowadząc nas do obory z uśmiechem zaznaczył, że to niewielki budynek inwentarski. – Wszytko na to wskazuje, że w niedalekiej przyszłości obora będzie zdecydowanie większa i nowocześniejsza.

Uchylając rąbka tajemnicy gospodarz wyjaśnił nam bowiem, że zupełnie niechcący zaszczepił synowi Pawłowi zamiłowanie do pracy z bydłem mlecznym, a przyszłemu następcy marzy się nowa bezuwięziowa obora ze zrobotyzowanym systemem doju.

Trudno dziwić się zadowoleniu ojca, który ma pewność, że gospodarstwo, które przez długie lata rozwijał, będzie miało następcę. I to z konkretnymi planami na przyszłość.

– Syn wyznaje bowiem zasadę, że jak coś robić, to porządnie albo wcale, a my jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że dysponujemy stosunkowo dużym areałem własnej ziemi, a to przecież podstawa zwiększania pogłowia bydła.

Jan Kopp-Ostrowski, jak nas poinformował, początkowo zajmował się produkcją żywca wołowego. Do czasu kiedy sprzedaż opasów zaczęła przynosić coraz mniejsze zyski.

– Postanowiliśmy więc stopniowo zwiększać mleczne stado, które liczyło wówczas zaledwie 5 krów mlecznych. I z tą właśnie myślą wybudowaliśmy obecnie użytkowaną oborę, która – nie ma co ukrywać – czasy świetności ma już za sobą i oczywiście od lat w pełni zasiedlona jest krowami.Obiekt wyposażony jest w dojarkę przewodową i zgarniacze obornika, bowiem stanowiska ścielone są słomą.

Mleczne pogłowie liczy obecnie 45 sztuk, jednak w całości nie mieści się w oborze z 40 stanowiskami. Dodatkowe sztuki trzeba przeganiać z innego pomieszczenia, tak by można było podpiąć je do dojarki przewodowej. Jak poinformował pan Jan, syn Paweł planuje w najbliższym czasie uzyskać obsadę 60 krów dojnych (całe pogłowie bydła liczy obecnie ponad 80 sztuk). Stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność kształtuje się na poziomie 8500 kg mleka.

Dla młodzieży i cielnych jałowic gospodarze wybudowali specjalne wiaty, w których zwierzęta utrzymywane są luzem, na ściółce ze słomy.

Rozrodem stada zajmują się sami hodowcy: ojciec i syn, zacielając swoje zwierzęta, po kursie inseminacyjnym ukończonym w SHiUZ w Bydgoszczy – oddział Olecko. Wyjściem awaryjnym dla sztuk mających kłopoty ze skutecznym zacieleniem jest utrzymywany w gospodarstwie buhaj, którego – jak podkreślił pan Jan – pomoc jest szczególnie cenna np. w okresie spiętrzonych prac polowych, kiedy brak jest odpowiedniej ilości czasu poświęcanego na obserwację rui. W rozrodzie stosowane jest także nasienie hf odmiany czerwono-białej, której – jak twierdzi hodowca – buhajki zdecydowanie lepiej się sprzedają.

– Obecnie większość zakupywanego nasienia pochodzi od buhajów odmiany barwnej, bo przyznam, że czerwono-białe sztuki bardziej nam się podobają.

O tym, że parametry rozrodu są tutaj na bardzo dobrym poziomie świadczyć może fakt, że obok jałówek przeznaczanych na remont i zwiększanie stada, hodowcom część z nich udaje się sprzedawać. Jednak – jak dodał na koniec pan Jan – w ostatnim czasie popyt na jałówki jest bardzo mały.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a