Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

K jak kości i krzepnięcie. Bez tej witaminy nie ruszysz

Data publikacji 21.03.2022r.

Witaminę K odkryto, jak to często bywa w nauce, przez przypadek. Stało się to w roku 1929. Duński naukowiec Henrik Dam z zespołem przeprowadzał eksperymenty, w których badano rolę cholesterolu pochodzącego z diety. Kurczakom podawano pokarm pozbawiony tłuszczu. Po kilku tygodniach ptaki zaczęły cierpieć na częste krwawienia.

Zaczęto wtedy dodawać cholesterol do diety, ale to nie pomagało. Dam doszedł więc do wniosku, że wraz z cholesterolem w normalnej diecie musi znajdować się jeszcze jakiś składnik, który przeciwdziała krwawieniom. Po latach badań ów czynnik zapobiegający krwawieniom znalazł w nasionach konopi i zdecydował wtedy, że nazwie go witaminą krzepnięcia. Po duńsku koagulation vitamin, dlatego też substancja ta została nazwana witaminą K. Dam wraz z innym naukowcem – Edwardem Doisym – otrzymali w 1943 roku nagrodę Nobla za to odkrycie.

Królowa? To MK-7

K należy do grupy witamin rozpuszczalnych w tłuszczu. Póki co, to proste i łatwo zapamiętać. Żeby było jeszcze łatwiej, pomyślmy: K jak krem. Tłusty. Teraz trochę skomplikujemy. Witamina K, którą otrzymujemy z pożywieniem, ma dwie dominujące formy. Jedna to tzw. K1, czyli filochinon. Główne zadanie tej formy witaminy to tworzenie skrzepów, czyli sprzyjanie właściwemu krzepnięciu krwi. W krzepnięciu ma potężne znaczenie kilka tzw. czynników krzepnięcia, a jednym z nich jest protrombina. Nasza wątroba nie wyprodukuje jej bez witaminy K1.

Forma zwana witaminą K2, a inaczej menachinonem, też bierze udział w krzepnięciu. Ale jej podstawowa, niedawno odkryta rola, to budowanie i utrzymywanie silnych kości, a także hamowanie tworzenia się złogów wapnia w tętnicach i żyłach. I to właśnie forma K2 jest dla nas, ludzi, ważniejsza.

Idźmy dalej. W telewizji i radiu sporo było swego czasu reklam dotyczących witaminy K, ale pojawiało się tam mnóstwo innych cyfr i liter. Warto wiedzieć, co znaczą, by nie paść ofiarą nieuczciwej reklamy. Te skomplikowane symbole dotyczą właśnie tej ważnej dla nas formy, czyli witaminy K2.

Występuje ona w kilku postaciach, ale znów dwie mają kluczowe znaczenie. Najpopularniejsza to syntetyczny menachinon 4, czyli znana z reklam i opakowań MK-4. A druga postać to występująca naturalnie, ale też identyczna z nią syntetyczna, czyli menachinon 7 (MK-7). I to właśnie K2 (a zwłaszcza jej postać MK-7) jest prawdziwą królową. Ma taką budowę chemiczną, że jest niemal w całości absorbowana przez organizm i dlatego wystarczą małe jej dawki, a poza tym utrzymuje się we krwi najdłużej. To sprawia, że jest dostępna nie tylko wątrobie, ale też tkankom poza nią – kościom, tętnicom i tkankom miękkim. Badania pokazują też, że postać MK-7 jet dużo skuteczniejsza od MK-4.

Brakuje, bo jesteśmy sterylni?

Długo wierzono, że niedobory witaminy K to rzadkość, ponieważ dowolna zrównoważona dieta zapewnia optymalne jej wartości. A jeśli nie, to jej „dorobieniem” zajmą się bakterie w jelitach – to także jedno z ich zadań. Z badań wynika jednak, że niedobory są częstsze, niż się wydawało. Witaminy K dostarczamy sobie dziś mniej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Zmieniliśmy diety, zmienia się skład pożywienia. W latach 1950–1990 w zachodniej diecie było dużo więcej olejów. Rolę gra tu też sposób przygotowywania pożywienia. Dawniej produkowano żywność w obecności różnych szczepów bakterii, w tym takich, które syntetyzują witaminę K2. Dziś produkcja przebiega w dużo bardziej sterylnych warunkach, w których prawie nie ma mikroorganiz­mów, w tym korzystnej flory bakteryjnej.

Niedobory witaminy K są często skutkiem zażywania leków. Przede wszystkim tych, które hamują rozrost bakterii syntetyzujących witaminę. Ale też takich, które upośledzają produkcję albo przepływ żółci, która jest niezbędna, by nastąpiło wchłanianie witaminy w jelitach. Na niedobór są więc narażone osoby przyjmujące często antybiotyki, leki przeciw­gruźlicze i przeciwzakrzepowe. Osoby z chorobami wątroby i dróg żółciowych, z zaburzeniami wchłaniania, np. celiakią, chorzy na mukowiscydozę, osoby po operacjach bariatrycznych, czyli usunięciu żołądka lub jego fragmentów. Deficyty witaminy K obserwuje się też u noworodków, które nie mają jeszcze dobrze rozwiniętego układu pokarmowego, a co za tym idzie – nie produkują wystarczająco dużo potrzebnych do syntetyzowania witaminy bakterii. Nie mają jej też zmagazynowanej w ciele, a w mleku matki też niewiele jest tej witaminy. Dlatego noworodki narażone są na krwawienia z niedoboru witaminy K, a najniebezpieczniejsze są krwawienia do mózgu. Zapobiec temu może podanie witaminy dziecku zaraz po porodzie albo matce w trakcie porodu.

Jeśli stosujemy dietę zachodnią, możemy spodziewać się małych niedoborów witaminy K. Formę K1 znajdziemy w warzywach o zielonych liściach, brokułach, szpinaku i jarmużu. Cenniejszej witaminy K2 szukajmy w twarogu, żółtych serach i fermentowanych produktach mlecznych, a w mniejszych ilościach w mięsie i jajach. Za bezwzględnie najlepsze źródło witaminy K2 uważa się japońską potrawę natto przyrządzaną z fermentowanej soi. Jest ona jednak mało popularna w świecie zachodnim, dlatego zwłaszcza w przypadku występowania wspomnianych wyżej schorzeń warto suplementować witaminę K2 w wersji MK-7 – dla mocnych kości, dobrej krzepliwości i zdrowego serca.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a