Od rozpoczęcia wojny w Ukrainie piszemy o panu jako o Ministrze Obrony Żywnościowej. To jest wyraz szacunku „Tygodnika Poradnika Rolniczego” dla polityka, który wraz z rolnikami odpowiada za bezpieczeństwo żywnościowe Polski!
– Myślę, że obecnie, jak i w przyszłości bezpieczeństwo żywnościowe Polski nie jest zagrożone. Chociaż wojna w Ukrainie powoduje różne zaburzenia na rynkach, ale nas to tak bardzo nie dotyczy. Wszak Polska jest dużym eksporterem żywności. Wobec tego nawet mniejszy import żywności z Ukrainy nam nie zagraża. Chociaż należy odnotować, że dużo importujemy z Ukrainy soi na cele paszowe.
r e k l a m a
Jednak mleczarstwo straciło, bowiem sprzedawaliśmy do Ukrainy sery twarde, twarogi oraz galanterię mleczarską.
– Sery eksportowaliśmy i nadal eksportujemy. Nie ma obecnie żadnych ograniczeń. Owszem, w przeszłości były jakieś trudności, ale już ich nie ma. Mówiąc odpowiedzialnie, to mamy wystarczające ilości żywności nie tylko dla Polaków, ale też dla Ukraińców, którzy przybyli do Polski. Szacuje się, że to może być teraz około 1,8 mln ludzi. Jestem po rozmowie z ministrem rolnictwa Ukrainy, który powiedział mi, że ogromnym problemem dla Ukrainy jest przetwórstwo. Bowiem zakłady przetwórcze, np. młyny są niszczone przez Rosjan, szczególnie na południu i wschodzie Ukrainy. Dlatego strona ukraińska rozważa rozwiązanie polegające na wysłaniu zboża do Polski, żebyśmy przetworzyli je na mąkę, makarony czy też kaszę i odesłali z powrotem do Ukrainy. Oczywiście nadwyżkę tych produktów można będzie przeznaczyć dla uchodźców z Ukrainy przebywających w naszym kraju. Trwają obecnie uzgodnienia międzyrządowe na temat potencjalnego transportu części tego ziarna do Polski. Ukraińcy mają w swoich magazynach jeszcze 15 mln ton kukurydzy i 6 milionów ton zboża i obawiają się ich zniszczenia przez Rosjan.
Wysoki kurs euro do złotego zachęca do eksportu zboża z Polski na rynki Unii Europejskiej i rynki trzecie. Czy nie należałoby wprowadzić jakichś regulacji dotyczących zakazu eksportu?
– W ramach Unii nie możemy tego wprowadzić. Jeśli chodzi o eksport poza Unię, to jest to możliwe, ale obecnie nie ma takiej potrzeby, bo eksport jest niewielki. Przed rokiem w ciągu pierwszych ośmiu tygodni wywieźliśmy z Polski prawie milion ton zboża, a w tym roku, w tym samym okresie, tylko 74 tys. ton. Musimy pamiętać, że zakaz eksportu spowoduje obniżenie cen zbóż na rynku krajowym.
r e k l a m a
Ale eksport produktów mleczarskich rośnie systematycznie w porównaniu do 2021 r.
– I bardzo dobrze, bo produkty mleczarskie z pewnymi wyjątkami nie mogą długo leżeć w magazynach.
Czy jesteśmy przygotowani jako społeczeństwo na wysokie ceny żywności?
– Wysokie ceny żywności nikomu nie służą, ale pamiętajmy, że rząd wprowadził tarczę antyinflacyjną a VAT na żywność obniżył do zera. Mamy również system wspomagania najuboższych rodzin. Z inflacją wiąże się waloryzacja emerytur i najniższych płac.
Ile powinien kosztować bochenek chleba przy cenie pszenicy 1800 zł/t.
– Półkilogramowy bochenek przy tej cenie pszenicy powinien kosztować 4–5 zł.
Czy pewna ilość mleka w proszku nie powinna wesprzeć naszych rezerw strategicznych?
– Mamy wystarczające rezerwy żywności i możemy żyć spokojnie. Oczywiście nie mogę podać wielkości naszych rezerw, bo to jest tajemnica państwowa.
Cieszymy się, że bezpieczeństwo żywnościowe Polski ocenia pan wysoko, ale to jest przede wszystkim zasługa polskich rolników.
– To prawda i w tym miejscu należą się im podziękowania. Mam nadzieję, że teraz każdy to dostrzega i rozumie, jak ważne jest rolnictwo, nie tylko w sensie gospodarczym, ale także bezpieczeństwa nas wszystkich.
O bezpieczeństwie żywnościowym Polski świadczy fakt, że wiele tej żywności eksportujemy. Skoro mamy dużo tego eksportu, to znaczy, że margines bezpieczeństwa jest bardzo szeroki. Jednak poważnym problemem, i trzeba to jasno powiedzieć, są wysokie ceny żywności. Wojna nie ma wpływu na nasze bezpieczeństwo żywnościowe, ale ma niestety ogromny wpływ na ceny.
Panie premierze, mamy nadzieję, że limity paliwa dla gospodarstw rolnych będą zniesione. Takie są postulaty naszych Czytelników.
– W tym momencie niemal nie ma już limitów. Były wprowadzone po 24 lutego, kiedy na rynku zapanowała panika i ceny wzrosły do 8–10 zł/l. Cena oleju napędowego powinna spaść poniżej
6 złotych, ponieważ zawieszone będzie pobieranie opłat paliwowych.
Jak jest zagrożenie, kryzys, to zawsze znajdą się osoby, które pragną na tym zarobić.
– Niektórzy właściciele stacji paliw zarobili przez ten czwartek więcej niż przez cały miesiąc. Niektórzy rolnicy niestety także ulegli tej panice. Daniel Obajtek, prezes Orlenu, zerwał umowy z tymi stacjami, które funkcjonowały na umowach franczyzy.
Borykamy się z wysokimi cenami nawozów. Czy pan widzi jakąś jaskółkę sygnalizującą obniżkę tych cen? Dziwi nas, że w mediach związanych z miastem jest o tym bardzo mało informacji. A to przecież czynnik kosztotwórczy w przypadku żywności. Sieci handlowe będą się tłumaczyły, że wzrosły ceny w skupie, więc i żywność musi być droga i wina jak zwykle spadnie na rolników i ministra.
– Także ubolewam, że informacje o wysokich cenach nawozów nie goszczą na pierwszych stronach gazet nierolniczych. A powinny tam być, ale w tym przypadku wszystko zależy od rzetelności dziennikarzy, a nie od ministra rolnictwa. Ostatnia cena saletry amonowej z Grupy Azoty to 4400 zł za tonę.
Pamiętajmy, że to jest cena hurtowa.
– Rolnicy powinni to wiedzieć i policzyć, jaką marżę bierze sobie pośrednik. No to sobie policzą, jaka będzie marża, prawda? Mam nadzieję, że jeśli będą znali ceny hurtowe, to nie kupią tej saletry za 6000 zł/t, bo tak wysoka marża jest absolutnie nieuczciwa. Ceny nawozów to pochodna ceny gazu, która stanowi ponad 70% kosztów produkcji. W ostatnim czasie gaz podrożał pięciokrotnie. Uważam, że w stosunkowo krótkim okresie te ceny powinny spaść i nawozy będą tańsze. W tym roku powinna zakończyć się budowa gazociągu Baltic Pipe z Norwegii. Dziś możemy mieć jedynie pretensję do poprzedników, którzy zaniechali tej inwestycji.
Pamiętajmy, że była to inicjatywa rządu premiera Jerzego Buzka.
– Nie chcę dziś rozdrapywać ran, ważne, że teraz wszystkie opcje polityczne popierają ten projekt.
Jest pan posłem z okręgu siedlecko-ostrołęckiego. W Ostrołęce mogła powstać nowoczesna, niskoemisyjna elektrownia węglowa, znacznie zwiększająca nasze bezpieczeństwo energetyczne. Plany jej budowy powstały jeszcze za poprzednich rządów.
– Niestety, szalona polityka klimatyczna Unii Europejskiej zmusiła nas do rezygnacji z tej inwestycji i wyrzuciła elektrownię poza nawias inwestycyjny.
Czy szalona ekologiczna polityka Unii przeszkadza w uruchomieniu dopłat do nawozów z naszego budżetu?
– Unia Europejska wydała na temat dopłat do nawozów bardzo dwuznaczną opinię. Powiedziała, żeby rozwijać źródła energii odnawialnej. Przygotowaliśmy więc uchwałę Rady Ministrów wprowadzającą dopłaty i skierowaliśmy ją do notyfikacji przez Unię.
Jak długo będzie to trwało?
– Mam nadzieję, że tylko kilka dni.
Czy pana zdaniem w Unii Europejskiej nastąpi redefinicja polityki rolnej. Mówimy nie tylko o Zielonym Ładzie, czyli nieładzie. Czy Unia postawi na samowystarczalność i jak zmieni politykę rolną pod kątem wejścia Ukrainy, bo Ukraina prędzej czy później powinna być członkiem Unii Europejskiej.
– Co do redefinicji Wspólnej Polityki Rolnej, to powinna być niezwłocznie wprowadzona w życie. Nade wszystko zawieszone powinny być niektóre rozwiązania Zielonego Ładu, jak na przykład wyłączenie 4% gruntów z uprawy. Trzeba się zastanowić nad wprowadzeniem redukcji nawożenia i ograniczeń w stosowaniu środków ochrony roślin. Zadaniem całej Unii Europejskiej jest zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego w krajach członkowskich, a także zabezpieczenie żywności dla państw afrykańskich i Bliskiego Wschodu. Jeśli chodzi o Ukrainę, to trzeba myśleć przyszłościowo i poczekać aż się sytuacja uspokoi.
Był pan niedawno w Krajowym Związku Spółdzielni Mleczarskich. Środowisko spółdzielców jest zaniepokojone nową ustawą o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolno-spożywczymi, która może doprowadzić do ogromnego ograniczenia potencjału spółdzielczości mleczarskiej.
– Na tym spotkaniu zobowiązałem się do tego, żeby zmienić pewne zapisy ustawy. To jest problem rozliczenia i kontraktacji wynikający z zamiany słowa 30 dni na miesiąc.
Ogromnym kłopotem jest obowiązek negocjacji ceny skupu przy okazji każdej jej zmiany z dostawcą, członkiem spółdzielni a jednocześnie jej właścicielem. To jest wbrew prawu spółdzielczemu, które mówi, że każdy członek spółdzielni jest równy i musi mieć takie same szanse.
– Jestem za zmianą przepisów, tak aby rolnicy – właściciele spółdzielni, ponieważ znakomita większość dostawców to ich udziałowcy – nie prowadzili negocjacji sami ze sobą. Przy najbliższej okazji jakiejkolwiek legislacji sejmowej, będziemy ten przepis prostować.
Jak długo może to trwać?
– W grę wchodzi okres 2–3 miesięcy.
Jeśli do tego nie dojdzie, to produkcja mleka oderwie się od przetwórstwa. Pojawiają się małe firmy skupowe, które oferują 3-miesięczne umowy handlowe. Dają rolnikom dobre ceny, bo mają bardzo niskie koszty – ok. 15 gr/l i nie ponoszą kosztów przetwórstwa tak jak spółdzielnie.
– Uważam, że spółdzielczość powinniśmy chronić. Nie możemy zabronić działalności małym firmom skupowym. Natomiast rolnicy powinni mieć swój ogląd sytuacji dotyczący wiarygodności odbiorcy mleka, który od wielu lat funkcjonuje na rynku. Myślę, że to nie jest duży problem.
Naszym zdaniem, to jest jednak duży problem.
– Większość rolników jest świadoma i ze swoich spółdzielni nie odchodzi. Ja nie mam przekonania, że jest to zjawisko na masową skalę. Bardzo chwalę spółdzielczość mleczarską, ale niestety nawet jej zdarzają się przypadki bankructw.
Oczywiście, pamiętamy ROTR Rypin, Ozorków i Bielmlek. Jednak, naszym zdaniem, te przykłady nie powinny rzutować na całą spółdzielczość. Obawiamy się, że część spółdzielni z powodu odcięcia od surowca i absurdalnych przepisów upadnie i przejmie je obcy kapitał.
– W momentach trudnych dla konkretnej spółdzielni pojawiają się inne podmioty skupowe, ale tego nie można zabronić. Mleczarstwo to nie tylko spółdzielczość, myślę oczywiście o kapitale polskim. Jednak jestem przekonany, że przy pełnym zaufaniu rolnika do swojej spółdzielni, większych problemów nie będzie. Jednocześnie uważam, że jeśli gdziekolwiek występują jakiekolwiek problemy, to tam, gdzie spółdzielnia przeżywa jakieś trudności. Tam, gdzie są stabilne ceny i stabilna spółdzielnia, tych problemów nie ma.
System ubezpieczeń upraw w rolnictwie nieustannie ewoluuje. Czy nie warto wrócić do realnego obowiązku ubezpieczania upraw rolnych? Funkcjonujący obecnie system rekompensat dla rolników, których dotknęły klęski żywiołowe jest bardzo niedoskonały.
– Być może warto wrócić do takiego myślenia, natomiast nie można tego zrobić natychmiast. Najpierw musimy rolników zachęcić do ubezpieczania się. Później można rozważać potencjalny obowiązek ubezpieczania upraw. System rekompensat, który teraz funkcjonuje jest bardzo ułomny. To jest ryczałtowa pomoc dla rolników objętych klęską żywiołową nieuwzględniająca rzeczywistej wartości strat. Budujemy więc system oparty na dopłatach do ubezpieczeń upraw rolnych, w którym 65% płaci budżet państwa a 35% rolnik. Natomiast ustawa na razie przewiduje możliwość ubezpieczenia pojedynczych ryzyk. Bardzo zachęcam rolników do ubezpieczenia się kompleksowego, łączenia wszystkich ryzyk, łącznie z suszą. Zakłady ubezpieczeniowe, mam nadzieję, będą takie polisy oferować. Agro TUW, czyli dawny TUW Pocztowy zaoferuje takie kompleksowe ubezpieczenia, łącznie z suszą, oczywiście na zasadach, które określa ustawa. Tym razem mamy pieniądze przygotowane prawie na cały areał w Polsce. Byle tylko rolnicy chcieli się ubezpieczać. Mam nadzieję, że po pierwszym roku funkcjonowania tego systemu, po tym jak rolnicy zobaczą wynikające z niego korzyści, będziemy mogli zacząć dyskutować nawet o jego obligatoryjności. Ale to musi odbywać się naprawdę w porozumieniu z rolnikami. Jeszcze raz podkreślę, że nie chcę zaczynać od wprowadzenia obowiązku ubezpieczeń na siłę. Ja tylko mogę zachęcać do tego, aby korzystać z ubezpieczeń, przede wszystkim ubezpieczeń kompleksowych. Jeśli ktoś wykupuje ubezpieczenie od gradobicia, to lepiej się nie ubezpieczać. Gradobicia występują bardzo sporadycznie. Apeluję do wszystkich rolników o przystępowanie do systemu ubezpieczeń upraw rolnych w systemie kompleksowym. Teraz można to uczynić bez gotówki, bo do ustawy o Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa udało się wprowadzić zapis, zgodnie z którym rolnik ubezpieczający swoje uprawy, swoją część składki może pokryć z dopłat bezpośrednich.
Kiedy rolnicy, którzy przechodzą na emeryturę nie będą musieli rezygnować z prowadzenia gospodarstwa? Te zmiany zapowiadał już pana poprzednik na stanowisku ministra rolnictwa.
– Praktycznie, to będzie wyglądało tak, że jak ktoś osiągnie wiek emerytalny złoży wniosek o emeryturę, otrzyma ją i nikt nie będzie sprawdzał czy gospodarstwa się pozbył. W systemie zusowskim emeryt może przecież pracować. Moim celem jest, żeby ta zmiana zaczęła obowiązywać od 1 lipca br.
Co zrobić z rolnikami z Marszałkowskiej i innymi osobami, które na potęgę kasują dopłaty nie uprawiając ziemi?
– To jest problem, bo nawet jeśli zastosujemy szczegółowe rozwiązania, to zawsze ktoś się przez system prześlizgnie. Mamy też sytuację, że są rolnicy, którzy są właścicielami półtorahektarowego gospodarstwa po to, żeby korzystać z ubezpieczenia w KRUS. Trzeba mieć też świadomość, że branie dopłat bezpośrednich bez uprawiania ziemi jest zwykłym wyłudzaniem, czyli przestępstwem. Każdy powinien o tym wiedzieć. Można to bardzo prosto rozwiązać, zawrzeć umowę dzierżawy. Jeśli rolnik jest właścicielem gruntu i nie uprawia ziemi, to zawiera umowę dzierżawy z tym, kto ją uprawia i wówczas ów dzierżawca powinien być uprawniony choćby do dopłat, paliwa rolniczego, skorzystania z ubezpieczeń.
Większość dzierżaw na Podlasiu czy na Mazowszu zawierana jest na tzw. gębę.
– Będziemy zachęcać, żeby dzierżawa nie była w ten sposób zawierana. Rozumiem, że są różne obawy co do umów dzierżawy sporządzonych na papierze, np. o podatek, czy zasiedzenie na gruncie. Dochód z dzierżawy gruntów rolnych jest wolny od podatku dochodowego, a dzierżawa nie jest przeniesieniem własności.
Czy rozważany jest wcześniejszy termin wypłaty zaliczek dopłat bezpośrednich? Takie postulaty płyną od naszych Czytelników.
– Myślę, że 15 października nie jest terminem aż tak odległym, żeby go przyspieszać, to jest okres pożniwny i dobry dla wypłacania zaliczek. Dlatego uważam burzenie tego systemu za bezzasadne.
Wielkie sieci handlowe mają nadal ogromną przewagę nad rolnikami i przetwórcami.
– Staramy się ucywilizować te stosunki. Pomaga nam znakowanie polskiej żywności i ustawa o przewadze kontraktowej. UOKiK jest coraz skuteczniejszy, nałożył niedawno karę na Lidl. Są narzędzia prawne, które musimy skutecznie wykorzystywać.