podlaskie
– Bałem się ryzyka, wszak technologicznie nowsze karuzele są znacznie droższe i choć już dwie takie od firmy GEA pracują w Polsce i właśnie na Podlasiu, to bardzo krótko i nawet sami użytkownicy nie są w stanie obiektywnie ocenić ich pracy. Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni i dopiero po kilku latach intensywnego użytkowania można rzetelnie powiedzieć coś na temat takiej dojarni – podkreślił Krzysztof Kosiński, dodając, że wybrał sprzęt GEA, gdyż ta firma na obecną chwilę posiada największy wybór rozwiązań doju karuzelowego, ponadto ma zaufanie do ich serwisu.
r e k l a m a
Inwestycja podzielona na etapy
Karuzela pracuje w tym gospodarstwie od października ubiegłego roku, a jej montaż wraz z budową obiektu, w którym się znajduje, zapewniającym również szerokie zaplecze socjalne, był tylko jednym z etapów inwestycji, bowiem rolnicy dostali pozwolenie na cały kompleks budynków.
– Jeszcze na rok przed montażem hali udojowej wybudowaliśmy przejezdne silosy kiszonkarskie, które były inwestycją niezbędną, wszak nie mieliśmy gdzie magazynować pasz objętościowych. Ich wymiary to 75 m długości i 55 m szerokości, na którą składają się 4 komory. 3 komory po 13 m i jedna o szerokości 16 m. Początkowo wydawało się, że są to bardzo duże silosy, które będą miały rezerwę, ale właściwie zapełniliśmy je w jednym sezonie – przyznał Krzysztof Kosiński.
Pozostała część inwestycji, którą hodowcy odłożyli na później, to główna obora na 529 DJP (dużych jednostek przeliczeniowych) połączona z halą udojowa łącznikiem o długości 15 m. Będą z niej korzystać krowy dojne i ewentualnie zasuszone. Obecnie krowy przebywają w oborze z roku 2012, która już wtedy była bardziej budowana jako jałownik niż docelowa obora dla krów. Hodowcy z góry zakładali, że będzie to tymczasowe miejsce pobytu sztuk produkcyjnych.
– Inwestycje jest duża i rozłożyliśmy ją na etapy ze względów bezpieczeństwa. Jeszcze rok temu sytuacja na rynku mleczarskim dawała wiele znaków zapytania i nie sztuką jest nabrać kredytów i potem zaciskać zęby, żeby jakoś to spłacić przez 15 lat – podkreślił Krzysztof Kosiński.
Usprawnienie doju było konieczne
W pierwszej kolejności rolnik zainwestował w karuzelę wraz z profesjonalną poczekalnią i całą infrastrukturą gdyż usprawnienie doju było dla niego celem nadrzędnym.
– Wcześniejsza nasza hala udojowa była mocną prowizorką. Była to rybia ość 2x8 stanowisk przekształcona chałupniczo z hali 2x6 stanowisk. Pomimo że dojarze uwijali się jak w ukropie, to nie było możliwości technicznej podwyższenia wydajności tej hali, która wynosiła od 60 do 70 krów na godzinę. Przeciętny dój trwał aż 5 godzin, a na nowej karuzeli długość doju skróciliśmy do 2 godzin przy wydajności 170 krów na godzinę – wyjaśnił Krzysztof Kosiński.
r e k l a m a
Dodatkowy obrót lub wolniejsze tempo
Karuzela ta ma możliwość dojenia krów na drugim obrocie, zatem jeśli któraś krowa dłużej oddaje mleko i nie skończy się doić podczas pierwszego obrotu, to zamyka się za nią bramka i zostaje na jeszcze jedno dodatkowe okrążenie. Natomiast jeśli takich krów jest więcej, to dojarze zwalniają tempo obracania się platformy, żeby krowy zdążyły wyjść po pierwszym obrocie. Z powyższych względów korzystną cechą pod kątem doboru buhajów i selekcji krów jest szybkość doju, tak aby jak najwięcej krów wydoiło się po pierwszym obrocie.
– Wysoka wydajność tej karuzeli jest niewątpliwa, ale innym dużym plusem jest komfort pracy. Pierwsza osoba myje i przedzdaja wymię, korzystając ze specjalnej szczotki do wymion, zastępującej kubki z aktywną pianą. To mechaniczna szczotka działająca na podobnej zasadzie jak szczoty w automatycznej myjni samochodowej, a jej nazwa to FutureCow. Druga osoba podłącza aparaty udojowe. Z kolei trzecia dippuje krowy po dojeniu i stosuje tzw. dezynfekcję międzyudojową, czyli specjalnymi pistoletowi wstrzykuje roztwór z kwasem nadoctowym bezpośrednio do kubków udojowych, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się ewentualnych chorób zakaźnych pomiędzy wymionami – powiedział Krzysztof Kosiński.
Pracownik zamiast Apollo
GEA proponowała hodowcy rozwiązanie techniczne, które pozwoliłoby zrezygnować z trzeciego pracownika. Jest to system Apollo, czyli automatyczny system dippowania krów oraz przepłukiwania aparatów udojowych kwasem nadoctowym, na który Krzysztof Kosiński się nie zdecydował, głównie ze względu na koszty zakupu takiego systemu oraz wysokie koszty serwisowania. Ponadto aparaty udojowe przy tym systemie są znacznie cięższe i sama technologia jest bardziej skomplikowana, co niesie za sobą większe ryzyko awarii.
– Czwarta osoba dodatkowo pomaga w naganianiu krów, aby trzy osoby pracujące bezpośrednio na hali nie odrywały się od doju. Ma to duże znaczenie, gdyż krowy przebywają w dwóch różnych oborach i dość oddalonych od hali. Dodatkowo na poczekalni do doju zamontowaliśmy 11-metrowy ciężki naganiacz GEA, który jest bardzo pomocny w utrzymaniu płynnego doju – stwierdził Krzysztof Kosiński.
Krowy cały czas uczą się doju na karuzeli, nadal trafiają się sztuki, zwłaszcza pierwiastki, które potrafią się zatrzymać i zatamować wejście dla innych sztuk, wtedy potrzebna jest interwencja człowieka. W takich sytuacjach sam automatyczny poganiacz nie wystarcza. Zatem technika uzupełnia się z czynnikiem ludzkim.
Więcej o gospodarstwie Kosińskich napiszemy w naszym dwumiesięczniku "Elita Dobry Hodowca".