Wojna jest straszna, z konsekwencjami dla całego świata. Będzie miała bezpośredni wpływ na światowy rynek rolno-spożywczy i podważy wszystkie globalne gwarancje bezpieczeństwa żywnościowego. Jak duży będzie to wpływ i na jak długo? O bieżącej sytuacji w Ukrainie i rolnictwie ukraińskim oraz wpływie wojny na bezpieczeństwo żywnościowe świata rozmawialiśmy w redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego” z dr Vladyslawą Magaletską – szefową Państwowej Służby Ukrainy ds. Bezpieczeństwa Żywności i Ochrony Konsumentów, byłą wiceminister ds. Integracji Europejskiej w Ministerstwie Polityki Rolnej i Żywności Ukrainy.
r e k l a m a
Znamy okrucieństwo tej wojny i jesteśmy o tym informowani na bieżąco. Mało jest jednak wiadomości o sytuacji rolników i kondycji przetwórstwa rolno-spożywczego.
– Sytuacja w rolnictwie na dziś jest taka, że ludzie nie mogą wyjść w pole, aby przygotować ziemię do siewów i dalej prowadzić wszystkie prace polowe. Rolnicy znajdują się pod ostrzałem, co bezpośrednio zagraża ich życiu. Pola również są pod ostrzałem. Pojawiają się czołgi i różnorodny sprzęt wojskowy. Niestety, mówiąc szczerze, Ukraina obecnie nie może w wielu obwodach ani posiać, ani zebrać plonów, na które czeka w tym roku cały świat. Cały świat, bo Ukraina jest jednym z największych eksporterów żywności na świecie.
Czy rolnicy mają zapasy albo dostęp do paliwa, nawozów, środków ochrony roślin?
– Są pewne zapasy środków ochrony roślin i nawozów, natomiast na dziś dostęp do tych produktów jest ograniczony albo niemożliwy. Z kolei dostawy tego typu produktów, które wcześniej były realizowane przed siewami, są dzisiaj, niestety, całkowicie wstrzymane. Istotne jest jeszcze to, że największe zapasy tych środków, do których mamy jeszcze dostęp, znajdują się w zachodniej Ukrainie. Niestety, wszystko to, co znajduje się we wschodniej części Ukrainy, zostało zbombardowane, a magazyny środków ochrony roślin są zaminowane. Ludzie po prostu nie mogą z nich korzystać. Ryzykują życiem, bo do nich strzelają.
r e k l a m a
Zbiory roślin są niepewne, wiosenne zasiewy prawie niemożliwe. Czy Ukraina ma w spichrzach jakieś zapasy żywności?
– Po rozpoczęciu wojny rząd Ukrainy ogłosił zakaz eksportu wszystkich produktów żywnościowych z Ukrainy. Przede wszystkim dotyczy to roślin zbożowych i dziś ich eksport jest całkowicie wstrzymany. Państwo zdecydowało się na to zdając sobie sprawę, że w przeciwnym wypadku w kraju zapanuje głód, ponieważ nie zdążymy z zasiewami. Z tego powodu zapasów ziarna nie można eksportować. Jeśli chodzi o produkcję drobiu i mięsa, to u nas także obowiązuje zakaz ich eksportu.
Czy w tej sytuacji Ukraina zapewni obywatelom bezpieczeństwo żywnościowe? Czy będzie potrzebowała pomocy z zewnątrz?
– Nikt nie może przewidzieć, czy miejsca, gdzie przechowywane są zapasy żywnościowe, zostaną zniszczone, gdzie jeszcze spadną bomby i ile z tego, co obecnie znajduje się w kraju, będzie dostępne dla przetwórstwa, żeby ludzie mogli kupić mąkę i mięso. Część takich składów już zniszczono. Bezrozumnie bombardowane są magazyny, sklepy, szpitale i szkoły. Z tego powodu nie wiemy, w jakie magazyny trafią kolejne bomby. Nikt nie wie, który z obiekt może być zbombardowany w następnej kolejności. Jest też obawa, że towary, które przejmą wojska rosyjskie, mogą wywieźć do siebie. Jest wiele filmów, które pokazują, jak zwykli żołnierze wchodzą do domów, zabierają żywność na własne potrzeby lub nawet coś gotują. Zabierają rolnikom kury i inne zwierzęta inwentarskie.
W ukraińskich magazynach jest jeszcze 6 mln ton pszenicy i 15 mln ton kukurydzy z ubiegłorocznych zbiorów, których nie da się wyeksportować w ramach kontraktów. Trwa wojna, porty są zamknięte. Nawet jeżeli uda się zebrać w tym roku nowe plony, eksportu nie będzie. To zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu świata.
– Nawet przy tych zapasach nie możemy zgodzić się na eksport, ponieważ nie będzie możliwości normalnych siewów i zbiorów. Prawdopodobnie bieżący sezon rolny nie będzie możliwy do zrealizowania. Jednak biorąc pod uwagę to, że bardzo duża ilość uchodźców trafiła do Polski, jestem przekonana, że trzeba znaleźć mechanizmy, które umożliwią z jednej strony pomoc Ukrainie, a z drugiej strony zabezpieczą uchodźców. O tym właśnie chciałam porozmawiać, dlatego że pewne produkty na pewno udałoby się przywieźć do Polski i w waszych fabrykach przetworzyć. Część z nich pozostałaby w Polsce na użytek uchodźców z Ukrainy, a pozostała część przetworzonej żywności wróciłaby do Ukrainy. Trzeba znaleźć mechanizm, aby to przekazanie towaru nie było na zasadzie sprzedaży, ale innych umów, by zapewnić żywność uchodźcom. Nie może ona trafić do sprzedaży ani na terenie Polski, ani Unii Europejskiej. Byłby to mechanizm wymiany, a nie handlu. Niektórzy traderzy z Polski zwracali się już do mnie z prośbą o zorganizowanie takiej wymiany artykułów np. produktów z jajek w zamian za zboża.
Ukraina złożyła oficjalny wniosek o przyjęcie do Unii Europejskiej. Jak pani to ocenia?
– Byłam wiceministrem ds. integracji europejskiej. Kiedy prowadziłam największy państwowy urząd zajmujący się bezpieczeństwem żywności i ochroną konsumentów, nieustannie współpracowałam, przez ponad 10 lat, z Parlamentem Europejskim, dyrekcjami Komisji Europejskiej ds. zdrowia, rolnictwa i handlu. Ukraina bardzo chce i ma prawo otrzymać możliwość wejścia do Unii Europejskiej. Ukraina powinna zostać członkiem Unii Europejskiej.
Polska przed przystąpieniem do UE miała duże możliwości produkcji żywności, przez co już w UE niezbyt chętnie widziano rozwój polskiego rolnictwa. Polityka rolna UE musi się w tym względzie zmienić i uwzględniać potencjał Ukrainy, aby nie dochodziło do tarć politycznych.
– Całkowicie się z tym zgadzam. Unijna polityka rolna, strategia wsparcia i rozwoju rolnictwa, w tak dużych krajach rolniczych jak Polska i Ukraina, powinna uwzględniać pewne niuanse i specyfikę danego kraju.
Pani minister, cały czas śledzi pani to, co dzieje się w Ukrainie i z pewnością wierzy w zwycięstwo. Ale ciągle giną ludzie. Co robić? Walczyć za wszelką cenę? Szukać pokoju? Rząd Ukrainy stoi przed poważnym dylematem.
– To bardzo skomplikowane pytania. Jestem przekonana, że Rosja nie zaprzestanie dążenia do osiągnięcia swojego celu i będzie szła do końca.
Wojna toczy się o ukraińskie ziemie, o rolnictwo i jego potencjał. Gdyby Rosja zdobyła Ukrainę, stałaby się supermocarstwem żywnościowym, a gaz i ropa nie byłyby wtedy już tak silnym elementem szantażu, jak zboże.
– Gaz jest bardzo ważny w gospodarce każdego kraju. Jednak głód będący konsekwencją niedoboru żywności jest groźniejszy. Znacznie groźniejszy niż brak gazu. Jeżeli Ukraińcy nie zasieją i nie wyprodukują dużej ilości płodów rolnych, doprowadzi to do znacznego wzrostu ich światowych cen i ograniczy dostęp do żywności. To może być duży problem socjalny w wielu krajach, prowadzący do niepokojów społecznych i przewrotów.
Panów obawy są jak najbardziej uzasadnione, ponieważ obecnie w Rosji tylko region Krasnodarski może produkować pszenicę, a w Ukrainie właściwie wszystkie regiony mogą to robić. To kluczowe, przy czym bardzo ważny jest dostęp do Morza Czarnego. To wszystko jest ważne dla Polski. Jeśli bezpośrednim sąsiadem Polski będzie Rosja, a nie, jak dziś Ukraina, również możecie znaleźć się w niebezpieczeństwie. To może nastąpić za pięć albo za 35 lat. To tylko kwestia czasu.
Jest pani gościem redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, docierającego do polskich rolników. Oni wiedzą najlepiej albo najlepiej mogą sobie wyobrazić to, w jakiej sytuacji są dziś rolnicy ukraińscy. Czy ma pani jakieś przesłanie dla naszych Czytelników?
– Rolnik to osoba, która kocha swoją ziemię i pracę na roli. Ukraińscy rolnicy także kochają swoją ziemię. Dziś rolnicy w Ukrainie swoimi traktorami wyciągają czołgi rosyjskie ze swoich pól. Zamiast zajmować się tym co kochają, co jest najpiękniejsze i najcenniejsze w ich życiu, czyli siewami i zbiorami – muszą uczestniczyć w wojnie. Chciałabym powiedzieć polskim rolnikom, że każda, nawet najcięższa praca na roli jest lepsza niż jakiekolwiek działania zbrojne.