– Rada spotyka się co miesiąc i właściwie nie ma tematów błahych. 22 marca rozmawialiśmy na temat, który nurtuje chyba nas wszystkich! O wpływie wojny w Ukrainie na sytuację rynku żywności na świecie ze szczególnym uwzględnieniem problemów polskiego rolnictwa. Bardzo dobre wprowadzenie, będące zaczynem naszej dyskusji, wygłosił profesor Marian Podstawka z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Ważne było też opracowanie przygotowane przez ekspertów BNP Paribas. Ten bank dysponuje prawie pełną wiedzą o światowym rynku żywności. Obecnie rolnictwo Ukrainy jest systematycznie niszczone przez rosyjskiego agresora. Nie bez podstawy ukraińscy rolnicy obawiają się, że plon ozimin będzie w tym roku znacznie mniejszy i że w wielu miejscach na wiosnę nic nie zasieją. Wszak w cieplejszych rejonach Ukrainy optymalny czas na siewy roślin jarych już minął. Tereny, gdzie toczą się walki, to główne regiony czarnoziemów ukraińskich! Tej wielkiej produkcji, która dawała Ukrainie ważne miejsce w eksporcie. Ukraina nie jest tylko eksporterem samej pszenicy, ale również istotnym eksporterem kukurydzy i oleju słonecznikowego. Ponad 50% soi bez GMO importowanej do naszego kraju pochodzi z Ukrainy – głównie z obwodu chersońskiego,
w którym toczą się poważne walki. Ukraina stała się również w ostatnich latach wielkim producentem mięsa drobiowego. Realne jest, że dla mieszkańców Ukrainy zabraknie żywności, mimo że są jeszcze zapasy z roku ubiegłego. Analizowałem – i nadal analizuję – produkcję żywności na całej kuli ziemskiej. Owszem, są lata lepsze i gorsze, ale generalnie produkcja jakoś tam jest zbilansowana. Oczywiście są obszary głodu, biedy, głównie w Afryce, ale również w części Azji i Ameryki Południowej. W tym bilansie pojawiła się ogromna wyrwa: dodatkowy niedobór, który był do tej pory wypełniany żywnością z Ukrainy i z Rosji. Rosja również jest dużym producentem i eksporterem, głównie zbóż. Słyszymy o zamieszkach w Egipcie uzależnionym od zboża ukraińskiego i rosyjskiego.
r e k l a m a
Może powtórzyć się Arabska
Wiosna…
– Może, bo ona zaczęła się od wzrostu cen żywności. W Iraku też są zamieszki. Rządy tych krajów na razie próbują dotować żywność albo wprowadzać maksymalne ceny – to, co zwykle robi się w takich sytuacjach.
Panie Ministrze, przenieśmy się na polskie i europejskie podwórko. Wszak wojna w Ukrainie oznacza także duże niedobory paszy.
– Tak. Pojawi się też poważny problem: zaburzenie procesu żywienia zwierząt. Zboże paszowe będzie bardzo drogie i zabraknie soi importowanej z Ukrainy. W tym miejscu kłania się nadal lekceważony problem masowej i opłacalnej uprawy roślin białkowych, który usiłowałem w pełni wprowadzić w życie gdy kierowałem resortem rolnictwa. Najgorzej będzie jednak na południu Europy, gdzie zbiory zbóż są z powodów klimatycznych bardzo słabe. Już w tej chwili rolnicy zastanawiają się, czy wybić zwierzęta, bo wkrótce zabraknie paszy. Wojna w Ukrainie jeszcze bardziej podkreśliła wagę rolnictwa. Jest to dział strategiczny, tak samo ważny dla bezpieczeństwa, jak obronność. Rolnicy o tym wiedzą, podobnie jak redaktorzy TPR. Chodzi o to, by ten problem był dostrzegany przez mieszkańców miast – szczególnie tych największych oraz polityczne elity.
r e k l a m a
Nieprzypadkowo obecnego ministra rolnictwa – posła Henryka Kowalczyka – określiliśmy mianem Ministra Obrony Żywnościowej, bo jest on tak samo ważny jak Minister Obrony Narodowej.
– Dlatego na spotkaniu Rady mówiliśmy o bezpieczeństwie żywnościowym, o tym co należy robić w polskim rolnictwie, żeby zwiększać produkcję żywności, żeby tę lukę, która powstaje po wypadnięciu z rynków Ukrainy i Rosji, w jakiś sposób wypełnić. Mamy około 16 milionów hektarów gruntów nadających się do uprawy rolnej. Klimat jest w miarę korzystny. Powinniśmy zwiększać produkcję żywności. Jednak już pogłębiły się problemy, które wcześniej zaczynały dobijać rolnictwo – drastyczny wzrost kosztów produkcji rolnej. Drastyczny! – podkreślam to jeszcze raz! Jest to następstwem prostej i skutecznej pułapki, którą Rosjanie zastawili na Unię Europejską, a w szczególności na Niemcy.
Powiedzmy konkretnie – pułapki zastawionej wspólnie z Niemcami.
– Ów niemiecko-rosyjski deal na tym miał polegać, że gaz szedłby do Niemiec, a Niemcy miały być swoistym hubem i to właśnie w Berlinie miały zapadać decyzje komu gaz sprzedać. Rosjanie uzależnienie Europy od energii przećwiczyli między innymi poprzez wzrost cen gazu, a to się przełożyło także na drastyczny wzrost cen nawozów. To są ceny zaporowe. Dlatego wielu polskich rolników nie będzie stać na kupno nawozów! Mówimy głównie o azotowych, bo jeżeli gleba była poprawnie nawożona co roku, to rok wytrzyma bez fosforu, potasu i mikroelementów.
Zobacz także
Nie będzie nawozów i co wtedy z tych planów zagospodarowania wszystkich możliwych użytków rolnych w Polsce?
– W krótkiej perspektywie tak będzie. Ci którzy nie zastosowali startowej dawki azotu, zbiorą niższe plony. W dłuższej perspektywie można starać się w niektórych sytuacjach przeciwdziałać problemom z azotem, poprzez odpowiedni dobór odmian czy gatunków roślin. To są rośliny bobowate, które przez symbiozę z bakteriami brodawkowymi mają możliwość produkcji azotu. To wprowadzanie do płodozmianu roślin o niższym zapotrzebowaniu na azot. Można też wzbogacać gleby w substancje organiczne, uprawiać międzyplony. Dobrze sprawdza się stosowanie mikroelementów, bo one pozwalają uruchomić te składniki w glebie, które są, ale niedostępne. To można zrobić w pewnej perspektywie, ale potrzebne są również działania nie tylko te na dłuższą metę. Trzeba przygotować się na następne sezony wegetacyjne i podejmować konkretne działania ratunkowe dla rolnictwa. Musimy zrobić wszystko i tutaj bez pomocy państwa sobie nikt nie poradzi, by udostępnić rolnikom chociaż minimalną ilość nawozów azotowych. Za dobrą monetę traktuję zapowiedź premiera, że będą dopłaty do zakupu nawozów. Mają one w pewien sposób funkcjonować na wzór paliwa rolniczego. Wsparcie do zakupu nawozów, to dopłata do 50 ha gruntów ornych 500 zł/ha i 250 zł/ha do użytków zielonych. Jednak tylko dla tych co kupili nawozy, a nie dla rolników z ulicy Marszałkowskiej. Będą uwzględniane faktury zakupu z okresu od września ubiegłego roku, czyli również te za nawozy jesienne. Dla budżetu państwa oznacza to ogromny wydatek ok. 4 miliardów złotych. Biorąc jednak pod uwagę obecne ceny nawozów, jest to niewielka pomoc. Jednak budżet państwa nie jest w stanie więcej udźwignąć. Chcę podkreślić – to są pieniądze polskie, nie żadne unijne, a i tak musimy Unię pytać, czy wyrazi zgodę na zastosowanie pomocy z naszych własnych środków, z naszych podatków. Ten proces wyrażania zgody praktycznie nie jest jeszcze zakończony. Wszak rolnicy, którzy nie mogli zastosować azotu na czas stracili znaczną część potencjału plonotwórczego roślin. Jeżeli nie zastosujemy czynnika plonotwórczego w momencie krytycznego zapotrzebowania rośliny, to potem już ona nie nadrobi utraty plonu w dalszych fazach wzrostu i rozwoju. Każdy rolnik to wie, bo to podstawowa wiedza wynoszona z każdej szkoły rolniczej. To są zasady odżywiania roślin, to prawo Liebiga mówiące, że o plonie decyduje czynnik będący w minimum. Jeżeli wiosną nie ma azotu w pierwszych fazach rozwojowych zbóż, to jest gorsze krzewienie, strzelanie w źdźbło i tak dalej, i tak dalej.
Panie Ministrze, wszyscy mówimy o konieczności zredefiniowania polityki rolnej w kontekście Zielonego Ładu, a ci panowie-eurokraci w Brukseli przebierają nóżkami – łącznie z naszym komisarzem. I nadal zachwycają się Zielonym Ładem!
– Jeden z wniosków Rady będzie polegał na tym, żeby Polska wystąpiła wprost do Komisji Europejskiej o zawieszenie Zielonego Ładu. Stosowny wniosek w imieniu Rady przedstawię prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Jestem przekonany, że prezydent wystąpi do Rządu RP z tym wnioskiem, bo w jego kompetencjach leżą negocjacje z Komisją Europejską. Polska powinna być inicjatorem dyskusji na forum Unii Europejskiej, której efektem będzie wstrzymanie w całości Zielonego Ładu a nie tylko jego pojedynczych elementów. Wszak Bruksela zaczęła już przebąkiwać, że może odejść od odłogowania. W sytuacji, gdy brakuje żywności, chciano narzucić obowiązkowe odłogowanie, czyli nieuprawianie części gruntów! To jest coś tak głupiego, że nawet trudno z tym dyskutować! Należy również wzmocnić Narodową Politykę Rolną. Owszem, działamy w ramach Jednolitego Rynku i Wspólnej Polityki Rolnej. Ale nadal obowiązuje stare przysłowie: „umiesz liczyć, licz na siebie”. Dla Brukseli, Berlina, Paryża, które są daleko od Ukrainy – wojna toczy się na końcu świata. Polska przyjmuje do siebie miliony uchodźców, których chcemy godnie wyżywić. Przyjęliśmy niedawno w Parlamencie ustawę o obronie ojczyzny. Zakłada ona zwiększenie naszej armii i wydatków na obronność do 3% PKB – to jest konieczne! Owa ustawa będzie niedługo nowelizowana. Dlatego Rada będzie prosić prezydenta Andrzeja Dudę, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa, o dopisanie do tej ustawy, że bezpieczeństwo żywnościowe jest również strategicznym zadaniem państwa. W sytuacji gospodarki wojennej, wolny rynek i konkurencja muszą zostać ograniczone. Jest bowiem potrzebna interwencja państwa, jest potrzebne strategiczne planowanie oraz zarządzanie rezerwami. Musimy też wiedzieć ile żywności możemy wyeksportować, a ile musimy zatrzymać. Jestem odbierany jako jeden z głównych przeciwników Zielonego Ładu. I absolutnie się tego nie wstydzę. Cele sformułowane w strategii. „Od pola do stołu” czy bioróżnorodności, doprowadzą do istotnego zmniejszenia produkcji żywności o kilkanaście, a w niektórych typach produkcji o kilkadziesiąt procent. Wszak na świecie brakuje żywności, ludzie umierają z głodu. A wojna w Ukrainie sprawi, że z dnia na dzień ok. 100 milionów ludzi dołączy do tych głodujących i umierających z głodu. Wszak na świecie 800 milionów ludzi głoduje albo jest drastycznie niedożywionych. Wielu mieszkańców Afryki zjada posiłek raz na dwa dni. Dane ONZ mówią, że na świecie co 18 sekund z głodu umiera jedno dziecko! A Unia chce ograniczać produkcję żywności i to gdy mamy wojnę. To jest coś strasznego, to jest brak zrozumienia albo głupota. Mam wrażenie, że tego typu eurokratów można określić mianem użytecznych idiotów, którzy sobie nie zdają sprawy, że grają koncert w orkiestrze Putina.
O ile lżej na rynku byłoby, gdyby świnie ze strefy ASF były przerabiane przy pomocy państwa na konserwy i trafiały na potrzeby Agencji Rezerw
Strategicznych.
– To działania, których nie było mi dane zrealizować podczas mojej ministerialnej misji. Proces pomocy rolnikom-producentom trzody poprzez skup świń ze stref przez zakład państwowy był już rozpoczęty. Problem ASF jest trudny do rozwiązania wszędzie, gdzie się pojawił. Natomiast dopóki na ASF ktoś zarabia ciężkie pieniądze na tych przerastających świniach i na nieszczęściu rolników, to jest czyste zło. Zarabiają na tym firmy, które korzystają z najlepiej przebadanego, najzdrowszego mięsa w Polsce, kupowanego od zdesperowanych rolników za bezcen. Gdy byłem ministrem rolnictwa chciałem wprowadzić proste rozwiązanie. Było ono w trakcie realizacji. Zostało niestety wstrzymane. Chcieliśmy wykupić upadły zakład mięsny, który następnie jako Spółka Skarbu Państwa, czyli zakład państwowy, przerabiałby zdrowe świnie ze stref ASF. Przerabiałby pełne mięso – poddane obróbce termicznej – z tusz wieprzowych na znakomitej jakości konserwy. Takie konserwy byłyby potrzebne zarówno dla wojska, więziennictwa, jak i na potrzeby działań humanitarnych. Szczególnie teraz, gdy musimy wyżywić uchodźców z Ukrainy i nieść pomoc tym, którzy pozostali w Ukrainie. Ale takie rozwiązanie zagroziło czyimś interesom! Realizacja pomysłu, który zapewne nie podobał się części przetwórców mięsa zarabiających na ASF została „uwalona” przez mocnych ludzi! Nie wiem jeszcze na czyje polecenie? Ten mechanizm pomógłby producentom trzody chlewnej i przyczyniłby się w pewnym stopniu do stabilizacji rynku! Jeżeli chcemy, by rolnictwo było efektywne, ale również odporne i zabezpieczone przed różnymi kryzysami, to konieczne jest strategiczne zarządzanie państwa produkcją rolną, potrzebna jest interwencja w niektórych obszarach. Na pewno przy zakupie nawozów. Obecnie są konieczne gwarancje kredytowe dla rolników, których nie stać w tej chwili na kupno nawozów. Preferencyjne kredytowanie z odroczoną na lata płatnością jest jednym z elementów strategicznego zarządzania. Prezes Czesław Cieślak, kierujący OSM w Kole – przedstawiciel branży mleczarskiej w Radzie poruszył problem dostępności do gazu i oleju opałowego, niezbędnych do utrzymania procesu produkcji. Jeżeli gazu albo oleju opałowego zabraknie, to zakłady wstrzymają skup surowców od rolników. A skupu mleka nie można wstrzymać! Poza tym ceny gazu, oleju napędowego i opałowego są obecnie kosmiczne! Nie tak dawno starałem się interweniować w Ministerstwie Aktywów Państwowych i w Ministerstwie Rolnictwa w sprawie dostępu do opału dla producentów warzyw pod osłonami, czyli w szklarniach i tuneach foliowych. Kopalnie wstrzymały sprzedaż, bo w pierwszej kolejności trzeba zaopatrywać energetykę systemową. Szklarnie są gdzieś na szarym końcu. Oczywiste jest, że jak nie dostaną tego miału, to pomidory, które są już prawie do zbioru, szlag trafi. Będziemy skazani na import. Stracą polscy rolnicy, a zarobią ci z Maroka, Hiszpanii czy innych cieplejszych krajów.
Blok C w elektrociepłowni w Ostrołę-
ce, oparty na nowoczesnej japońskiej technologii – zasilany węglem miał ruszyć w 2023 roku. Jednak ta inwestycja poprawiająca bezpieczeństwo energetyczne została wręcz zaszczuta.
– Zgadzam się z tą opinią. Zmuszanie Polski, która ma bogactwo naturalne w postaci węgla, do zamykania kopalń jest grubym nieprozumieniem. Ten proces trzeba rozłożyć na kilkadziesiąt lat i starać się wprowadzać efektywne i nowoczesne technologie spalania węgla. W tym miejscu trzeba dodać, że Niemcy pozyskują prawie 40% energii z węgla. W dużej ilości z węgla brunatnego. Zresztą Niemcy również dokonali dużych zakupów węgla w polskich kopalniach. Poza tym, czy węgiel sprowadzany z Rosji, z Afryki Południowej z Australii, nie ma wpływu na klimat będący troską szalonych ekologów?
Trzeba myśleć o „zielonej” energii produkowanej na wsi, nade wszystko o wszelkich biogazowniach. Należy zachęcać finansowo, aby budynki inwentarskie były pokryte fotowoltaiką. Dochodzą do mnie informacje, że na bardzo dobrych glebach próbuje się stawiać hektary fotowoltaiki. Przecież trzeba najlepsze gleby zatrzymać do produkcji rolnej. Powinniśmy przebudować również system pozyskiwania energii z wiatru. Chodzi o wielkie wiatraki, które powodują duże konflikty społeczne, bo są niedostosowane do zabudowy polskiej wsi. Wielkie wiatraki na wsi zaczął ostatnio mocno lansować PSL. Nie wiem jedynie w czyim interesie, bo raczej nie mieszkańców wsi. Z racji jednej z wizyt w Niemczech zapytałem wprost: jak to jest, że u was nie ma konfliktów związanych z fermami wiatrowymi. Powiedziano mi, że nie ma, dlatego, że te wsie są zwarte i od siebie oddalone, dlatego jest dosyć miejsca na duże wiatraki. A także to, że wiatraki są własnością ludzi tam mieszkających. 95% wiatraków w Bawarii należy do mieszkańców wsi. A u nas niewielką kasę dostaje ten, co kawałek pola wydzierżawił, a resztę zgarnia właściciel firmy, często z zagranicy, a uciążliwości muszą znosić mieszkańcy. Uważam jednak, że należy wspierać w każdym gospodarstwie budowę małych wiatraków, które nikomu nie przeszkadzają, szczególnie tych z wirnikiem pionowym, których efektywność jest większa.
Dziękuję, że „Tygodnik Poradnik Rolniczy” jest zainteresowany pracami Rady, której patronem jest Prezydent RP Andrzej Duda. Jednocześnie chciałbym podkreślić, że od lat jestem Czytelnikiem TPR. Życzę też „Tygodnikowi” dalszego rozwoju, bo jest to ważne medium informowania i kształtowania opinii w Polsce o istotnych sprawach rolnictwa i całej gospodarki żywnościowej.