zachodniopomorskie
– Mamy w gospodarstwie pięć traktorów, ale to właśnie ten – Piotr Wiśniewski wskazuje na Deutz-Fahra – pracuje u nas najwięcej. Nie ma dnia, abym go nie uruchamiał. Głównym jego zadaniem jest obsługa 130 sztuk bydła, którym podaje pasze oraz dowozi wodę ciągając beczkowóz. W sezonie wyjeżdża na pola. Co prawda ciężkich prac nie wykonuje, bo z pługiem czy agregatem jeździ mocniejszy 160-konny Case IH Maxxum Multicontroller, ale zadań ma aż nadto, bo współpracuje z rozsiewaczem Unia o ładowności 1500 kg, opryskiwaczem Biardzki ze zbiornikiem na 2000 litrów, siewnikiem do kukurydzy Maschio Gaspardo czy kosiarką Vicon o szerokości 2,8 m. Zwozi też baloty. Przejeżdża sporo kilometrów, bo rocznie pozyskujemy ponad 800 bel słomy o średnicy 1,6 m i ok. 500 bel z zielonką mierzących po 1,2 lub 1,3 m średnicy.
r e k l a m a
Pierwsza była sześćdziesiątka
Sylwia i Piotr Wiśniewscy żartują, że są miejskimi rolnikami, bo ich gospodarstwo jest położone w liczącym ponad 4000 mieszkańców Kaliszu Pomorskim. W mieście mają dom oraz bazę z ciągnikami i maszynami. Kilkaset metrów dalej, już poza miastem, trzymają zwierzęta. Z rolnictwem są związani od zawsze, ale rolnikami zostali dopiero w 2001 roku. To wtedy kupili pierwsze niespełna dwa hektary ziemi. To pociągnęło inwestycje w sprzęt rolniczy.
– Zaczynaliśmy od sześćdziesiątki kupionej w PGR-ze. Była mocno zdezelowana, ale wspólnie z teściem zakasaliśmy rękawy i ją naprawiliśmy. W międzyczasie sprowadziłem z Niemiec dwuskibowy obracalny pług, dokupiłem kultywator, brony i już było czym wyjeżdżać w pole – wspomina Piotr Wiśniewski. – W 2005 roku kupiłem kolejny traktor – Belarusa 820. Miał być nowy, ale trafiła się okazja i kupiłem używany, trzyletni z Niemiec. Skorzystałem wtedy z kredytu dla młodego rolnika. Ten traktor był o tyle wyjątkowy, że miał dołożoną przez Niemców turbosprężarkę zwiększającą moc do 105 KM, posiadał automatyczny zaczep oraz rozdzielacz sterowany joystickiem. Od razu kupiłem do niego trzyskibowy pług obracalny oraz siewnik do kukurydzy. Niedługo potem sprowadziłem z Niemiec za około 10 tys. zł. starego Zetora 6945 (65 KM) z lat 80. z myślą o pracy z rozsiewaczem, kosiarką czy zgrabiarką.
W 2009 roku Piotr Wiśniewski podpisał umowę z potężną niemiecką biogazownią Penkun, na mocy której miał uprawiać i dostarczać do instalacji kukurydzę. Aby zrealizować założenia potrzebował mocniejszego traktora. Korzystną cenowo ofertę zaproponował mu wtedy jeden z dealerów Case IH, a dotyczyła ona modelu Maxxum 140 Multicontroller z ładowaczem czołowym. Gdy rolnik kupił traktor, a kukurydza była już zasiana, niemiecki producent biogazu zerwał kontrakt.
– Zostaliśmy z leasingiem na traktor, który spłacaliśmy przez sześć kolejnych lat. W tym czasie nie inwestowaliśmy w maszyny – opowiada rolnik. – Gdy leasing się zakończył, zaczęliśmy rozglądać się za traktorem pomocniczym. W grę wchodziło kilka marek, ale nam najbardziej spodobał się Deutz-Fahr 5G oferowany przez firmę Jarol Barwice, który miał świetne wyposażenie i skrzynię oferującą mnóstwo przełożeń. Wybraliśmy model 5105.4G. Za ciągnik zapłaciliśmy ok. 170 tys. zł netto. Dołożyliśmy do niego ładowacz Stoll ProfiLine FZ 20 o udźwigu niespełna 2 ton. W swoim pierwszym sezonie traktor mocno dostał w kość, bo jednym z jego zadań było koszenie kukurydzy jednorzędową sieczkarnią. W taki sposób zbieraliśmy kukurydzę pierwszy i ostatni raz, bo było to niezwykle pracochłonne i trwało zbyt długo. Generowało też spore straty. Zielonka nie była też odpowiednio docięta, co przekładało się na gorszą jakość paszy. A przede wszystkim praca traktora z sieczkarnią była bardzo kosztowna, bo dziennie schodziło 70–80 litrów paliwa. Jak policzyliśmy, bardziej się opłacało wynająć firmę usługową i w kolejnym sezonie tak właśnie zrobiliśmy.
Spala mało – poniżej 5 litrów na hektar
Deutz-Fahr 5105.4G to ciągnik czterocylindrowy. Napędza go doładowany SDF FARMotion o pojemności skokowej 3,8 litra wyposażony w układ paliwowy common rail podającym paliwo pod ciśnieniem do 2000 barów. Z danych producenta dowiadujemy się, że zastosowane w nim wtryskiwacze są siedmiootworowe. Dzięki temu paliwo jest lepiej rozpylane. Producent postawił tutaj na sterowane elektronicznie wtryskiwacze piezoelektryczne, które w czasie jednego cyklu pracy motoru realizują kilka cykli wtrysku – jest wtrysk wstępny, a potem wielokrotne "dotryski". Tak podawane paliwo spala się efektywniej. Charakterystyka pracy silnika jest taka, że przy około 1600 obr./min, uzyskuje on maksymalny moment obrotowy na poziomie 408 Nm. Powyżej tych obrotów moment maleje, rośnie natomiast moc, która przy 2000 obr./min ma najwyższą wartość 102 KM. Ten traktor nie jest "napakowany" wyrafinowanymi i skomplikowanymi systemami oczyszczania spalin. Nie znajdziemy w nim filtra DPF, zbierającego cząstki sadzy ani systemu SCR i zbiornika AdBlue. Posiada tylko układ recyrkulacji spalin EGR oraz bezobsługowy katalizator utleniający DOC, który jest ulokowany w górnej części silnika. Ten pierwszy kieruje część spalin do układu dolotowego. Ich ilość nie jest stała, a o tym ile w danej chwili spalin trafia do silnika decyduje układ elektroniczny, który monitoruje pracę motoru i jego obciążenie. Zawracane spaliny są uprzednio schładzane. Jest to celowy zabieg, który ma obniżyć temperaturę w komorze spalania, dzięki temu tlen w mniejszym stopniu łączy się z azotem i w ten sposób udaje się obniżyć emisję szkodliwych tlenków azotu. Zadaniem katalizatora DOC jest natomiast wyłapywanie niepożądanych produktów spalania oleju napędowego typu tlenki węgla, węglowodory.
– Ten traktor okazał się niezwykle oszczędny, bo z siewnikiem do kukurydzy spala nie więcej niż 5 litrów paliwa na hektar. Przy pracach z ładowaczem zużywa jeszcze mniej oleju napędowego – twierdzi właściciel traktora.
W tym ciągniku operator nie ma też problemów z doborem odpowiedniego przełożenia, bo dostępnych jest tutaj 5 biegów głównych, 2 półbiegi zmieniane pod obciążeniem oraz 4 zakresy, co daje łącznie 40 przełożeń. Tyle samo do przodu co i do tyłu, bo kierunek jazdy zmienia się elektrohydraulicznym rewersem.
– Pomocnym rozwiązaniem jest funkcja Stop&Go załączana przyciskiem na desce rozdzielczej, która umożliwia zatrzymanie traktora hamulcem, bez konieczności użycia pedału sprzęgła. Zresztą w tym traktorze nawet biegi główne można zmieniać bez wciskania pedału sprzęgła, bo zastępuje je przycisk sprzęgła zamocowany na dźwigni zmiany biegów – informuje Piotr Wiśniewski.
r e k l a m a
Tylko drobne awarie
Jeżeli chodzi o układ hydrauliczny Deutz-Fahra 5105.4G, to zasila go pojedyncza pompa zębata o stałym wydatku oleju na poziomie 55 l/min. Traktor posiada trzy obwody hydrauliczne, a jego podnośnik dźwiga 3600 kg. Wałek WOM ma cztery prędkości – dwie standardowe 540 i 1000 obr./min oraz dwie ekonomiczne 540ECO i 1000 ECO obr./min.
– Pompa hydrauliczna mogłaby być bardziej wydajna, bo moim zdaniem, zbyt wolno unosi się ładowacz czołowy. Jeżeli chodzi o podnoszenie maszyn na tylnym podnośniku, to takich problemów nie ma. Co do awarii w Deutz-Fahrze, to – jak mówi rolnik – gdy traktor znajdował się na gwarancji zaczął zacinać się hamulec ręczny. Serwisanci wymienili linkę i sprężynę, ale niewiele to pomogło. Machnąłem na tę sprawę ręką, ale po 3,5 roku miałem telefon od dealera, który poprosił o dostarczenie do nich traktora, co miało związek z realizowaną akcją serwisową dotyczącą właśnie hamulców ręcznych w ciągnikach. Teraz w traktorze wszystko działa jak należy. Jeżeli chodzi o pozostałe awarie to po 4 lub 5 latach wysiadł akumulator. Pojawiły się problemy z blokowaniem się zamka przy masce silnika. Ale na tle tego, ile traktor już przepracował, to wymienione usterki należy uznać jako drobnostki.