warmińsko- mazurskie
Dominika Wiśniewska ubolewa tylko nad tym, że nie można "poszaleć" z produkcją roślinną, bo własnej ziemi mają zaledwie 30 ha, a kupić nie ma gdzie, więc trzeba ratować się dzierżawami. To spory problem, bo zwiększając pogłowie trzeba się nieźle nagłowić, jak zorganizować strukturę zasiewów, by wyprodukować jak najwięcej wartościowej paszy.
– W tym sezonie zwiększamy areał zasiewu kukurydzy z 10 ha do 14. W ubiegłym roku zabrakło nam kukurydzy i musiałem ją dokupić. Udało się co prawda kupić dobrze zrobioną kiszonkę, ale to nie to samo, co własna i odbiło się to na wydajności. Poza tym ciężko było ją przechować bez strat, ale nie było wyjścia i pozwoliło nam to przetrwać ten okres. Mam nadzieję, że po zwiększeniu areału paszy nam już wystarczy – wyjaśnia Ireneusz Wiśniewski.
Trzy lata temu hodowcy wrócili do sporządzania sianokiszonki na pryzmie. I chociaż wcześniej królowały baloty, to dziś pan Irek deklaruje, że już nigdy nie zrezygnuje z pryzm, w których pasza jest bardziej jednolita, straty są niewielkie, a co najważniejsze, dużo niższe są nakłady poniesione na jej przygotowanie.
32 dodatkowe stanowiska
Bydło utrzymywane jest na uwięzi, ale pani Dominika udowadnia, że to wcale nie jest męczenie zwierząt. Jeżeli stanowiska są odpowiedniej długości i szerokości, to zwierzęta wygodnie sobie leżą, odpoczywają są zadbane i czyste.
– W najbliższych latach nie planujemy przerabiania obory na wolnostanowiskową, tym bardziej, że niedawno – bo w 2019 roku – ukończyliśmy inwestycję związaną z powiększaniem obory. Do istniejących 30 stanowisk dołączyły kolejne 32. Właściwie cała obora jest już zasiedlona, ale przydałoby się dodatkowe pomieszczenie na jałówki – uśmiecha się Dominika Wiśniewska.
Właściciele planują jednak usprawnić nieco dój, zwiększając liczby aparatów udojowych do 8. Dziś dojarka przewodowa pracuje na 6. Mniejsza ilość aparatów to więcej czasu przy doju.
Priorytetem – genetyka
Młodzi hodowcy starają się, by stado było zdrowsze i wydajniejsze. Doradca żywieniowy Piotr Skoczek potwierdza, że w tym zakresie wykonali już ogromną pracę.
– Dzięki współpracy z lekarzem weterynarii – Kamilem Kossakowskim, przez ostatnie lata udało się bardzo poprawić genetykę. Wszystkie zwierzęta kryjemy nasieniem seksowanym, dzięki temu nie musimy już kupować jałówek, co było znacznym wydatkiem, a i zwierzęta trafiały się różne – podsumowuje hodowca.
Najlepsza pasza z własnych pól
Doradca żywieniowy podkreśla, że atutem gospodarstwa jest umiejętność wyprodukowania bardzo dobrych pasz objętościowych.
– Jeżeli sianokiszonka zawierała prawie 18% białka i suchą masę na poziomie 35 – 37%, a kukurydza ponad 30% skrobi, to tylko z pasz objętościowych i śruty rzepakowej jesteśmy w stanie wyprodukować 25 l mleka. Jeżeli miałbym to porównać z innymi gospodarstwami, to by utrzymać taki poziom produkcji potrzebne jest 3 – 4 kg paszy treściwej, a u państwa Wiśniewskich dobrej jakości pasze objętościowe spowodowały, że możemy obniżyć te koszty w sposób znaczący – wyjaśnia Piotr Skoczek.
– Zimą wystarczył PMR składający się z pasz objętościowych, śruty rzepakowej i krowy były w stanie wyprodukować 23 do 25 l mleka. Porównując do lat poprzednich, taki PMR był na poziomie 17–18 l mleka. Warto zaznaczyć, że nie wprowadzano żadnych rewolucyjnych zmian w żywieniu, średnio ok. 6 l mleka więcej udało się taniej wyprodukować poprawiając tylko jakość pasz objętościowych – wylicza Piotr Skoczek z firmy Somatik.
– Kiedyś stosowaliśmy premiowanie paszą treściwą z ręki, ale w tej chwili już nie stosujemy tego rozwiązania. Oczywiście są wyjątki, bo jeżeli mamy w swoim stadzie w danej chwili bardzo wydajne krowy, to podajemy im "coś ekstra" indywidualnie – przyznaje pani Dominika.
Państwo Wiśniewscy wiedzą, że muszą jeszcze popracować nad odchowem cieląt, choć w zasadzie nie chodzi o sam odchów, co o jego pojedyncze elementy.
– Jakoś brak mi konsekwencji, by odchów cieląt nieco zmienić. Wiem, że odpajanie mogłoby być bardziej dopracowane, wiem, że przy żywieniu warto zainwestować w dodatki mineralno-witaminowe i to od razu widać chociażby po sierści i ogólnej kondycji zwierząt. Ale w tym roku popracujemy nad odchowem cieląt, bo wiem, że to konieczność – mówi na koniec Ireneusz Wiśniewski.
r e k l a m a
Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz