Czeski przykład walki z afrykańskim pomorem świń powinien być przez wszystkich analizowany i naśladowany. Kluczowa okazała się współpraca każdej ze stron i pełne zaangażowanie wszystkich służb – każdy rozumiał, co musi zrobić. To dało podstawy do opracowywania skutecznej strategii zwalczania choroby u dzików. Pokazało to też, jak bardzo konieczna jest w tym wszystkim przejrzystość działań.
Tymczasem, jak zwraca uwagę portal Pig Progress, od połowy stycznia, kiedy Dominikana może samodzielnie wykonywać testy w kierunku ASF (wcześniej próbki były sprawdzane przez Stany Zjednoczone), żadne kolejne informacje na temat ognisk choroby nie zostały zgłoszone do Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt (OIE). Ostatnie wykryte zachorowanie pochodzi z 5 grudnia 2021 roku i od tego czasu strona internetowa dominikańskiego ministerstwa rolnictwa milczy na temat ASF. Czy to tylko zbieg okoliczności? – zastanawiają się eksperci portalu Pig Progress.
Brak kontroli zagraża już USA
Wirus ASF rozprzestrzenia się dość szybko i po kilku miesiącach w tych krajach, w których poziom bezpieczeństwa biologicznego jest niski, najczęściej bardzo duży obszar jest już zainfekowany. Tak było między innymi w Chinach, Wietnamie, Filipinach, Rumunii czy Rosji. Dlatego, zdaniem specjalistów, mało prawdopodobne jest, aby wirus zniknął z Dominikany. Może rozprzestrzeniać się niekontrolowanie w tym państwie sąsiadującym w niewielkiej odległości od głównych producentów trzody chlewnej, takich jak USA, Brazylia czy Kanada. Wystarczy jedna przesyłka z zakażonymi produktami pochodzenia zwierzęcego, aby został tam zawleczony. Tym bardziej że stwierdzane wcześniej na Dominikanie ogniska były rozmieszczone w całym kraju, a wirus został zgłoszony w wielu lokalizacjach.
Już zwalczanie wirusa na Haiti było bardzo trudne, ponieważ brakuje tam środków finansowych i infrastruktury, a jeśli rozprzestrzenia się teraz także na Dominikanie, to cała wyspa Hispaniola może stanowić zagrożenie dla produkcji trzody chlewnej w krajach Ameryki. Haiti jest jednym z najbiedniejszych krajów na świecie i nie ma dobrze funkcjonującej struktury nadzoru weterynaryjnego. Ogniska występują z reguły w małych stadach liczących do 10 świń. W kwestii prawidłowego testowania pod kątem wirusa ASF kraj ten jest uzależniony od pomocy zagranicznej. Potwierdzenie pierwszego przypadku na Haiti we wrześniu 2021 roku odbyło się w Centrum Chorób Zwierząt Plum Island w USA, które pomagało również w wykrywaniu ognisk ASF w sąsiedniej Dominikanie, tworzącej wschodnią część wyspy Hispaniola.
Mamy wpływ na bioasekurację
Naukowcy z Południowochińskiej Akademii Rolniczej i Chińskiej Akademii Nauk Rolniczych wskazują, że głównym źródłem rozprzestrzeniania się wirusa ASF są ludzie. W 46% zbadanych ognisk w tym kraju wirus przedostał się do gospodarstwa za pośrednictwem obsługi lub transportu.
– Kiedy ASF pojawił się na moim terenie, działania w województwie łódzkim to także był to efekt nieprzemyślanych działań człowieka. W sumie do dzisiaj nie ustalono, skąd tak naprawdę pochodził wirus, ale źródłem były prosięta z jednego z gospodarstw. Dziwnie podejrzane jest, że nagle nie wiadomo skąd choroba pojawiła się na granicy trzech gmin o największej produkcji trzody chlewnej. Podobnie było zapewne przy przeniesieniu wirusa z Polski wschodniej na zachód naszego kraju. Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie to działanie ludzi. Czy świadome, czy nie, tego pewnie się nie dowiemy – mówi lekarz weterynarii Mateusz Trzaskacz.
W Chinach w 42% ognisk w stadach świń przyczyną zakażenia była zanieczyszczona pasza (nadal używa się tam dużej ilości odpadów). Badania laboratoryjne wykazały, że wirus w paszy może przetrwać nawet kilka miesięcy. Ponadto ozdrowiałe świnie lub dziki wydalają wirusa nawet do 6 miesięcy po zakażeniu. W ten sposób zakażony dzik może teoretycznie zanieczyścić zboże na polu. Również świnie, które przechorowały, mogą powodować reinfekcje w stadach. Naukowcy wskazali też, że wirus może przetrwać w oborniku przez co najmniej 11 dni, a po miesiącu nadal znajdował się w podłogach i ścianach chlewni.
Z tego powodu czyszczenie i dezynfekcja są kluczem do zapewnienia bezpieczeństwa biologicznego gospodarstwa. Aby odkażanie było skuteczne, musi być jednak bardzo dokładne – ze względu na charakter wirusa. Konieczna jest temperatura co najmniej 70°C przez 20 minut, aby zabić wirusa, na przykład w środkach transportu. W przypadku mycia i dezynfekcji pomieszczeń ważne jest odpowiednie stężenie preparatów oraz minimalny czas dezynfekcji. Stwierdzono, że 0,3-procentowy roztwór formaliny lub 2,3-procentowy roztwór chloru muszą działać przez co najmniej 30 minut, aby były skuteczne. Do czyszczenia i dezynfekcji systemów zadawania paszy i wody zaleca się stosowanie kwasów organicznych.
Wspólna odpowiedzialność
– Każde działanie, nawet to z pozoru najprostsze, jak zmiana obuwia i odzieży przy wejściu do chlewni, znacząco ogranicza ryzyko wprowadzenia wirusa. Posiadając świnie, nie należy też chodzić do lasu, ponieważ to niepotrzebnie zwiększa zagrożenie – uważa Mateusz Trzaskacz.
Skuteczność niecek do dezynfekcji pojazdów będzie natomiast w dużej mierze zależała od tego, jak często wymieniany jest roztwór środka odkażającego, aby nie była to po prostu deszczówka. Odkażanie kół samochodu czy ciągnika opryskiwaczem wydaje się lepszym rozwiązaniem, jeśli rolnik nie ma czasu dopilnować czystości i funkcjonalności niecki.
– Lekarze weterynarii także muszą uderzyć się w piersi, ponieważ słyszę czasami od rolników, że zamiast świecić przykładem, narzekają, że muszą wziąć prysznic i przebrać odzież oraz obuwie. To rolnik jest właścicielem gospodarstwa i ma prawo wymagać od nas przestrzegania wszystkich zasad, które ustalił jako niezbędne do zachowania bioasekuracji, a my musimy się bezwzględnie do tego dostosować – podkreśla Trzaskacz.
Jako urzędowy lekarz weterynarii przeprowadza kontrole w gospodarstwach i jego zdaniem zabezpieczenie chlewni przed ASF jest w naszym kraju już na wysokim poziomie i z pewnością nie odstajemy pod tym względem od standardów europejskich. Producenci trzody chlewnej mają świadomość problemu i konieczności wdrażania zasad bezpieczeństwa.
– Nie może być jednak tak, że tylko w momencie wzrostu liczby ognisk ASF w stadach wydaje się rozporządzenia czy nakazy o zwiększeniu odstrzału dzików. Polowania muszą być prowadzone stale przez cały rok. Nawet jeśli udało się zmniejszyć populację dzików, to nie można zaprzestać działań, gdyż natura potrafi się bronić i dostosować. Zwiększa się plenność loch, rozrodczość i populacja bardzo szybko się odbudowuje – wyjaśnia lekarz weterynarii.
Dominika Stancelewska