Z kolei na rynku światowym odnotowano nieznaczny spadek cen, co już 5 kwietnia br., tj. po ostatniej aukcji nowozelandzkiej Fonterry, zostało odzwierciedlone obniżką głównego indeksu o 1,0%.
Trudno jednoznacznie wskazać przyczynę tych spadków, bo przecież wciąż rośnie zainteresowanie artykułami mleczarskimi.
W kuluarach coraz częściej słychać głosy, że krajowa produkcja masowa coraz częściej, zamiast do odbiorcy ostatecznego, trafia do magazynów. Najwyraźniej ci, którzy gromadzą zapasy, wietrzą w tym interes. Zachodnioeuropejskie firmy handlowe licząc na dalszy wzrost cen budują tym samym coraz większe rezerwy magazynowe.
r e k l a m a
Historia lubi się powtarzać
i tym razem również ma to miejsce. Wszyscy pamiętamy entuzjazm po zakończeniu 2007 roku, który trzeba się było szybko skonfrontować z goryczą strat ponoszonych w latach 2008–2009. Niesłabnąca inflacja oraz spadek wartości pieniądza sprawiają, że inwestorzy coraz częściej szukają obszarów, w których mogą ulokować środki pieniężne chroniąc swoich mocodawców przed stratami, bo o zyskach bardzo często w ogóle nie ma już mowy. Motywy do działania i teraz, i te ponad dekadę temu, wydają się podobne. By ocenić ryzyko, warto się przyjrzeć tej sytuacji bliżej. Rodzi się zatem pytanie, jaki jest stan zapasów magazynowych produktów, które stanowią koło zamachowe rodzimego eksportu? Na krajowym rynku wciąż widzimy niesłabnące zainteresowanie zakupem mleka surowego. Konkurencja jest na tyle zażarta, że nierzadko na bok schodzą sentymenty, a do głosu dochodzą ci, którzy bez względu na skutki, licytując się, oferują rolnikom coraz wyższe ceny. W tym chaosie warto jednak uporządkować kluczowe dla producentów rolnych fakty, by na koniec zawrzeć stabilną umowę.
Karty na stół – i wówczas możemy rozmawiać o dalszych szczegółach.
Pierwszym punktem weryfikacji proponowanej umowy jest jasność interpretacji wszystkich szczegółów. Nie ma żadnych powodów, by umowa na dostawy mleka miała być napisana „prawniczym językiem”, małą czcionką, wskazując niewygodne dla kupującego mleka fakty. Najważniejszy jest tryb ustalania ceny surowca, czas trwania umowy i jej wypowiedzenia.
Jeśli cena jest negocjowana co miesiąc, to oczywiste jest, że umowa ta… jest de facto zawierana na miesiąc. Co dalej? Dalej to, co sobie zażyczy kupujący mleko. Za miesiąc może mleka nie odebrać w ogóle lub zaproponować stawkę o połowę niższą niż miesiąc temu. Jak producentowi mleka to nie odpowiada, to… droga wolna. Brzmi groźnie, ale tak jest w rzeczywistości. Problem w tym, że w przypadku spadku cen trudno znaleźć odbiorcę surowca.
Umowa zatem powinna definiować mechanizm kształtowania ceny nawiązując do cen rynkowych, tj. wartości publikowanych przez GUS (w kraju lub województwie), bo te wartości są bardziej „odporne” na kapryśne zachowania rynku. Jak ognia należy unikać wszystkich metod pokątnie nawiązujących do ceny mleka przerzutowego. Nie wskazują one wartości mleka w skupie, a jedynie mogą (ale nie muszą) sygnalizują ich potencjalne zmiany w przyszłości.
Zazwyczaj wzrost cen mleka przerzutowego wiąże się również ze wzrostem lub spadkiem cen mleka skupowego. Rzecz w tym, że podczas gdy wartość mleka przerzutowego może spaść „na łeb, na szyję”, to średnia mleka według danych GUS będzie spadać bardzo powoli. Średnio rzecz biorąc, wartość mleka przerzutowego w ciągu pięciu lat jest jednak niższa niż wartość mleka skupowego. Problem w tym, że przechodzący na umowę odnoszącą się do rynku spotowego producent nie ma żadnej gwarancji, na którą fazę hossy się załapie, bo równie dobrze może trafić na jej schyłkową fazę i pozostanie mu jedynie skonsumować gorycz nadchodzących dużych spadków, zazwyczaj bez możliwości miękkiego lądowania w postaci powrotu do poprzedniej formuły umowy. Taki jest hazard, nigdy nie wiadomo, co los przyniesie i kiedy żetony w kasynie zamienić na gotówkę.
Wspomniane mleko
przerzutowe dziś kosztuje 2,60–2,70 zł netto za litr, a wiele wskazuje na to, że jego wartość w tygodniu wielkanocnym będzie o około 20 gr niższa. Jeszcze gwałtowniejsze spadki notowano po wybuchu pandemii covid-19, kiedy niemal z dnia na dzień wartość mleka przerzutowego osiągnęła 90 gr za litr, a stan ten utrzymywał się przez 4 miesiące. W tym samym okresie cena mleka w skupie wg GUS spadła jedynie o kilka groszy.
Warto zatem przyjrzeć się temu, jakie jest faktyczne przeznaczenie naszego mleka, czy aby zamiast do produkcji, nie trafia ono na rynek mleka przerzutowego, a kupujący „gra” na giełdzie naszym majątkiem nikogo o tym jawnie nie informując.
Kolejnym krokiem przy weryfikacji wiarygodności kupującego powinien być… wywiad środowiskowy, a więc rozmowy z innymi rolnikami, którzy już sprzedają mleko w ramach tych umów, a współpraca trwa co najmniej 2–3 lata.
Kiedyś pocztą pantoflową przekazywano sobie tego typu informacje osobiście. Obecnie takim miejscem staje się Internet. Nawet jeśli sami z niego nie korzystamy, to warto poprosić kogoś z rodziny, aby pomógł w weryfikacji danego podmiotu. Należy się jednak liczyć z tym, że część opinii może być pisana przez podmiot, który jest przedmiotem dyskusji. Nikogo przecież już nie dziwi, że lekarz dbający o publiczny wizerunek po pracy siada przed komputerem i udając zadowolonego pacjenta nie szczędzi sobie komplementów, wychwalając pod niebiosa swoją zawodową postawę. Dlatego do wszelkich opinii, a zwłaszcza tych, które wręcz taśmowo pojawiają się jedna pod drugą, należy podchodzić z dystansem. Bezpieczniejsze pod tym względem są serwisy społecznościowe wymagające identyfikacji za pomocą imienia i nazwiska.
Wszystkie te czynności wydają się niezbędne, bo w świetle tak wysokich (i wciąż rosnących) kosztów produkcji najważniejsze jest zapewnienie sobie stabilności.
Nie wolno ignorować
ani sygnałów płynących z Nowej Zelandii, rosnących zapasów masła oraz mleka w proszku w Europie, ani kolejnych doniesień z Chin. Chiny obecnie stają się coraz mniej dostępnym rynkiem dla naszego mleczarstwa, a stan ten pogłębiać może informacja o kolejnych restrykcjach w związku z nawrotem pandemii covid-19. W ubiegłym roku pisaliśmy już na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego” o budowaniu zapasów zaplecza żywnościowego przez Kraj Środka. Tłumaczono to oczywiście fatalną sytuacją agrometeorologiczną, ale można było się domyślać, że mogło to mieć związek z olimpiadą w Pekinie, po której zakończeniu wybuchł konflikt zbrojny w Ukrainie.
Wobec wielu niepewności, co nie podlega dyskusji, polski sektor mleczarski oraz nasze gospodarstwa rolne potrzebują stabilnej sytuacji – i to zarówno w zakresie cen mleka, jak i kosztów produkcji.
Na zasadniczą część kosztów nie mamy wpływu, ale na próbę zapewnienia sobie minimum stabilności już tak. Polski rynek różni się choćby od holenderskiego, gdzie rotacja pomiędzy podmiotami skupującymi jest czymś normalnym, a oferty składane rolnikom różnią się jedynie niewiele znaczącymi szczegółami.
W Polsce podmioty, które w porę nie zawarły stałej umowy, prawie nigdy z kryzysu nie wyszły cało. Pamiętamy przecież masowe likwidacje wielkich stad, które były spowodowane zatrzymaniem rosnących na potęgę strat, bo w dobie spadku nikt nie był zainteresowany zakupem od tych podmiotów mleka, bo sam zmagał się z jego nadwyżką.
Sytuacja, w której znalazło się nie tylko rolnictwo, ale i cała gospodarka, wymaga przede wszystkim rozsądku i umiarkowanego planowania. Solidarność i wymiana informacji, jak zwykle, mogą się okazać kluczowe, by przetrwać trudne czasy. A cwaniakom trzeba utrzeć nosa.