Traciły na znaczeniu inne niż klimatyczne cele WPR, w tym ten najważniejszy, który legł u podstaw tej najstarszej ze wspólnotowych polityk, czyli zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego obywatelom Unii Europejskiej. Mimo iż w obliczu kryzysu finansowego z lat 2008–2009 dyskusje o roli UE w związku z rosnącą liczbą ludności na świecie i olbrzymią dynamiką tego przyrostu w krajach trzeciego świata, były na porządku dziennym. Dyskusja o potrzebie rolnictwa zrównoważonego, ale jednak gwarantującego bezpieczeństwo żywnościowe UE i stabilizującej roli rolnictwa europejskiego w podaży żywności na rynku światowym, toczyły się równolegle. Jednak w pewnym momencie zwyciężyła teza o konieczności ograniczenia produkcji rolnej i zmiany celów WPR. Nowoczesne rolnictwo stało się „wrogiem” obrońców klimatu. Konsekwencją takiego myślenia były przyjmowane na poziomie unijnym takie dokumenty jak strategia „Od pola do stołu” czy Carbon Farming. W efekcie ich wdrożenia europejskie rolnictwo miało produkować mniej, być bardziej zielone, naturalne itp.
Wojna ostudziła
„zielone” zapędy
choć na chwilę. Uświadomiła, jak ważna jest suwerenność żywnościowa. Bo choć mieszkańcom UE głód nie grozi, to jednak wypadnięcie Ukrainy i Rosji ze światowego systemu obrotu zbożem i innymi produktami rolnymi, niesie dotkliwe konsekwencje dla portfeli europejskich konsumentów. Biedniejszym członkom światowej społeczności grozi, niestety, głód. Zatem, bezpieczeństwo żywnościowe jako cel WPR musi ponownie być traktowane jako priorytet, także w wymiarze szerszym, nawiązującym do roli UE jako odpowiedzialnego gracza na świecie. Warto to podkreślać także w zestawieniu z argumentacją, jaka przyświecała wprowadzaniu nowej polityki klimatycznej – jesteśmy bogaci i ciąży na nas szczególna odpowiedzialność – musimy dawać przykład całemu światu. Tym bardziej w obliczu zagrożenia głodem musimy stanąć na wysokości zadania.
Ten moment, w którym przyszła refleksja, że mamy jednak pewne obowiązki związane z zapewnieniem bezpieczeństwa żywnościowego musi być wykorzystany do ponownego przemyślenia nie tyle celów polityki klimatycznej w rolnictwie, ale sposobów ich osiągnięcia. Nie można bowiem przeciwstawiać ochrony klimatu i bezpieczeństwa żywnościowego. Trzeba skoncentrować się zarówno na utrzymaniu poziomu dotychczasowej produkcji rolnej, jak i na zapewnieniu jej bardziej zrównoważonego wymiaru. Nie wystarczą tu zaklęcia w stylu: mieliśmy rację, niczego nie musimy zmieniać, będziemy nadal produkować dużo żywności itp., od których roi się w komunikacie Komisji Europejskiej z 23 marca 2022 r.
Musi się zmienić sporo i to w zasadniczej kwestii: zrozumienia, że Europejski Zielony Ład w dotychczasowej formie wpłynie na ograniczenie produkcji. Wiedzą to rolnicy, przedsiębiorcy, eksperci i nasza konkurencja. Czas, by zrozumiała to Bruksela.
Jeszcze raz podkreślę: nie ma niczego złego w dążeniu do produkcji zgodnej z jak najwyższymi normami ochrony środowiska i dobrostanu zwierząt, wręcz przeciwnie, powinniśmy dążyć do takiego wzorca, tylko jak we wszystkim, potrzeba umiaru, zdrowego rozsądku i cierpliwości, no i oczywiście świadomości, że nie ma nic za darmo.
W ramach tego umiarkowanego podejścia
musimy przede wszystkim uwzględnić obecną sytuację w harmonogramie wdrażania strategii klimatycznej w rolnictwie, jednocześnie wspierając i zachęcając tych, którzy dobrowolnie będą podejmowali działania ograniczające presję na środowisko czy inwestowali w rozwiązania poprawiające poziom dobrostanu zwierząt.
Konieczna jest przy tym rewizja założeń strategii „Od pola do stołu”. Wśród zgłaszanych przez różne organizacje branżowe propozycji pojawiają się między innymi postulaty odejścia od sztucznego narzucania nierealistycznych limitów w systemie upraw ekologicznych na poziomie 25% w UE. Wprowadziło to bowiem niepotrzebne zamieszenie i niepokoje wśród rolników i przedsiębiorców sektora rolnego.
Zmianie powinna też podlegać dotychczasowa polityka wycofywania substancji czynnych w środkach ochrony roślin, która prowadzi do tego, że rolnicy muszą stosować inne mniej skuteczne środki ochrony roślin, za to w większej ilości, co (zapewne wbrew intencjom obrońców klimatu) powoduje większy negatywny wpływ środowisko naturalne przy większych kosztach ponoszonych przez rolników (a na końcu przez konsumentów). A to jedynie pierwsze z brzegu konieczne zmiany.
Oczywiście nie tylko Komisja Europejska ma lekcję do odrobienia. Także na gruncie krajowym musimy zacząć doceniać dużych producentów rolnych. To oni są gwarantem naszego bezpieczeństwa żywnościowego i dlatego zamiast ograniczania im dopłat bezpośrednich powinniśmy uruchamiać dodatkowe instrumenty. Na przykład, wspomagające procesy modernizacyjne w hodowli zwierząt. Przy czym to wsparcie powinno dotyczyć także sektora drobiu, kluczowego dla zapewnienia dużych ilości relatywnie taniego mięsa. Dlatego Polska powinna wnioskować o dokonanie zmian w Europejskim Funduszu Odbudowy i Odporności, tak aby jednym z obowiązkowych priorytetów była produkcja żywności. Pozwoliłoby to zmodyfikować KPO (zakładam jego akceptację przez KE) i objąć nowymi interwencjami sektory, które nie zostały uwzględnione w Krajowym Planie Strategicznym WPR.
Musimy zacząć
traktować rolnictwo jako
istotny element naszej polityki energetycznej a to oznacza na przykład, że zamiast rozmawiać o tym jak cudownie byłoby rozwijać odnawialne źródła energii na terenach wiejskich w oparciu o gospodarstwa rolne, trzeba na przykład zacząć usuwać bariery, które blokują powstawanie biogazowni rolniczych. Taką barierą jest chociażby brak możliwości wspierania ze środków WPR inwestycji w OZE realizowanych przez gospodarstwa powyżej 300 ha, czyli takich, które mają możliwości podjęcia takich inwestycji.
Musimy też zacząć zauważać, że każdy kilogram nawozów sztucznych, który da się zastąpić nawozami naturalnymi lub ograniczyć ich zużycie poprzez wspieranie produkcji roślin wiążących azot (takich jak bobik), to także ograniczenie naszego zapotrzebowania na gaz ziemny.
Kilka miesięcy temu, kiedy Rosja sztucznie wywołała panikę na rynku gazowym (dziś wiemy, że to był element przygotowywania się do wojny) zaproponowałem, aby stworzyć długoterminowy plan działania, którego efektem będzie zmniejszenie naszego zapotrzebowania na nawozy sztuczne. Proponowałem wówczas między innymi utworzenie stałego mechanizmu dopłat do zakupu nawozów naturalnych pozyskiwanych z ferm hodowlanych, biogazowni, zakładów przetwarzających odpady przemysłu rolno-spożywczego, zwiększenie dopłat do upraw roślin strączkowych oraz promowanie produkcji i wykorzystywania nawozów naturalnych, w tym rozwoju nowych materiałów i metod w hodowli zwierząt, sprzyjających efektywniejszemu wykorzystywaniu obornika w uprawach (np. pelet słomiany zamiast słomy jako ściółka). Na ten moment udało się zwiększyć planowany poziom dopłat do roślin wysokobiałkowych (200 euro/ha). To na pewno krok w dobrym kierunku, tyle tylko, że potrzebujemy ich dużo więcej.
Wspólna Polityka Rolna przez ponad pół wieku realizowała najważniejszy cel, jakim było zapewnienie konsumentom dobrej i taniej żywności. W obliczu wojny tuż za naszą granicą uświadomiliśmy sobie, że ten cel jest nadal podstawowy. Polscy i europejscy rolnicy są w stanie go zrealizować także dbając o środowisko i klimat. Dajmy im tylko czas i narzędzia.
r e k l a m a