łódzkie
W ostatnim czasie często słyszymy, że młodzi uciekają ze wsi do miasta w celu poszukiwania lżejszego życia, ale czy faktycznie jest ono lżejsze, nie nam oceniać, każdy ma własne odczucia i potrzeby. Jednak jest też wiele przypadków powrotów młodych na wieś i zarazem do pracy w rolnictwie, gdzie warsztatem pracy jest własne gospodarstwo rodzinne. Tak właśnie zrobił Tomasz Chądzyński, który po 15 latach studiów i pracy zawodowej wrócił na wieś Gaj pod Łowiczem, by nie tylko rozwijać produkcję mleka w gospodarstwie przejętym po rodzicach, ale mocno zaangażował się też w sprawy OSM Łowicz – i to w trudnym czasie dla tej mleczarni. Jako młody przewodniczący rady wraz z równie młodym zarządem w osobach: prezes Iwony Grzybowskiej oraz wiceprezesa Łukasz Siewierskiego podołali trudnemu zadaniu. Dziś OSM Łowicz jest mleczarskim liderem województwa łódzkiego oraz mocnym i liczącym się graczem na mleczarskiej mapie Polski.
r e k l a m a
To już 7 lat od powrotu na wieś. Czy była to dobra decyzja? Wszak z wykształcenia jesteś inżynierem mechaniki i budowy maszyn, a pracowałeś jako rzeczoznawca majątkowy?
– Była to dobra decyzja, bo tu nikt nade mną nie stoi. Wiadomo, że jest to ciężka praca od świtu do zmierzchu każdego dnia, dlatego, aby zajmować się hodowlą bydła i produkcją mleka, trzeba mieć do tego zmiłowanie. Jestem 4 pokoleniem w rodzinie, które zajmuje się produkcją mleka. W ciągu tych 7 lat od powrotu nie tylko zwiększyliśmy pogłowie bydła, ale przede wszystkim średnią wydajność z 7 do 10 tys. kg mleka od przeciętnej krowy w 305 dni laktacji. Udało się też wymienić cały park maszynowy. Niestety, obecnie odczuwam duży niepokój w związku z ogromnym wzrostem kosztów produkcji w rolnictwie. Po spotkaniu z wiceministrem rolnictwa Norbertem Kaczmarczykiem, który był kilka dni temu w Łowiczu, mam wrażenie, że obecna władza nie dostrzega żadnych problemów w rolnictwie i uważa, że dla wsi zrobiła tak wiele, że więcej już nie potrzeba. Jednak obniżenie VAT-u na paliwo czy też na nawozy miało tylko efekt chwilowy albo żaden, bo ceny i tak zaraz wzrosły. Przecież zakłady produkujące nawozy i rafinerie to spółki Skarbu Państwa uzależnione od rządu, a gaz nie zdrożał aż tyle, co same nawozy. Jak tylko ogłoszono wprowadzenie dopłat do nawozów, to po 3 dniach nawozy wieloskładnikowe podrożały o 800 zł na tonie. To dla kogo są te dopłaty, dla rolników, czy raczej dla pośredników i producentów nawozów…? Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że mleko będzie po 2 zł za litr, to bym się cieszył, ale nikt się nie spodziewał, że aż tak podrożeją środki do produkcji. Wyliczyliśmy, że sam koszt pasz treściwych, bez objętościowych, to 1 zł w przeliczeniu na litr mleka.
Polskie mleczarstwo musi wyeksportować minimum 35% produkcji, co znacząco i oczywiście pozytywnie wpływa na kondycję branży?
– Eksport zawsze był dźwignią handlu. Daje lepsze spieniężenie niż rynek krajowy, dlatego wiele mleczarni, w tym i OSM Łowicz, właśnie dzięki eksportowi może płacić znacznie lepszą cenę mleka w skupie. Oceniam, że w naszym przypadku jest to cena wyższa o co najmniej 30 groszy na litrze dzięki eksportowi. Gdyby nie eksport, to w kraju utopilibyśmy się w mleku. Dlatego nie rozumiem zasadności założeń Zielonego Ładu, które, jeśli wejdą w życie, spowodują, że kraje UE, w tym Polska, właściwie będą produkować tylko na własne potrzeby. Mamy przecież komisarza rolnictwa Janusza Wojciechowskiego i niestety nie słyszę, aby zgłaszał takie obawy.
r e k l a m a
Liczne badania pokazują, że polskie społeczeństwo ubożeje, głównie za sprawą inflacji i będą to pierwsze od wielu lat święta, gdzie większość z nas podczas zakupów będzie kierować się wyłącznie ceną.
– Taką niestety mamy sytuację i jest to niekorzystne dla branży mleczarskiej, bo my nie jesteśmy w stanie zejść z ceny poprzez cięcie kosztów oszczędzając na surowcach. Nasz produkt zawsze ma taki sam, prosty i naturalny skład. Co innego jest np. w branży wędliniarskiej. Dwie szynki, które wyglądają na pierwszy rzut oka tak samo, mają zupełnie inny skład i różnice sięgają nawet kilkudziesięciu procent w udziale mięsa, zatem tam jest możliwość zejścia z ceny i produkowania taniej. Niemniej ta sytuacja pokazuje, że produkt mleczarski zawsze ma wysoką jakość. Oczywiście niektórzy produkują opcje z dodatkiem olejów roślinnych, ale wtedy to już jest tylko gorszej jakości zamiennik.
OSM Łowicz to stabilna firma, słyszymy też, że przybywa wam nowych dostawców oraz mleka.
– Dzięki wręcz tytanicznej pracy zarządu, wyszliśmy na prostą i umacniamy swoją pozycję płacąc najwyższą cenę mleka w województwie łódzkim. Rok do roku zwiększamy skup o 150 tys. litrów mleka dziennie i aby było tak dalej. Ostatnio doszli nam nowi dostawcy z Wielkopolski i Kujaw, dlatego kupujemy kolejne cysterny do zwózki mleka. Natomiast niepokojąca jest działalność firm, które nic nie przerabiają, tylko handlują mlekiem. Robią to oczywiście tylko w czasie hossy, kiedy mleko przerzutowe jest stosunkowo drogie. Gdy przyjdzie gorszy czas, zamkną biznes, ale za to z jakimi zyskami, a rolnicy zostaną na lodzie. Oni nie ponoszą żadnych kosztów oprócz kosztu transportu. Często na wyposażeniu takiej firmy są 1 lub 2 cysterny do skupu mleka albo jedynie laptop i telefon komórkowy, bo za transport odpowiada podwykonawca na zasadach usługi. Taka firma „krzak”, która powstała kilka miesięcy temu, nie ma regularnego cennika. Podjeżdża do rolnika i po prostu oferuje mu z kapelusza cenę o 20–30 groszy wyższą niż ma w swojej mleczarni, stosując zasadę „powiedz nam, jaką masz cenę, a my damy więcej”. Jest to cena na przejęcie, a nie na długotrwałą współpracę. Nie jest to uczciwe, bo mleko i tak finalnie trafia do zakładów przetwórczych, które to ponoszą ogromne koszty. W ten sposób na linii rolnik-przetwórca tworzy się dodatkowe ogniwo pośredników. A przecież idea spółdzielczości jest zupełnie odwrotna, gdzie chodziło właśnie o powiązanie produkcji z przetwórstwem, co realnie wzmocniło sektor i pozwoliło na zachowanie polskiego kapitału przez setki lat. Przecież OSM Łowicz ma 116 lat i nie było sytuacji, aby komuś nie zapłaciła za mleko, a z tymczasowymi firmami było rożnie. Znamy przypadki rolników z niezapłaconymi fakturami nie tylko za mleko, ale również żywiec czy zboże, o czym przecież nie raz pisała wasza redakcja.
Zobacz także
Często dziś słyszymy, również z ust rządzących, że w kontekście wojny bardzo ważne jest bezpieczeństwo żywnościowe i zakłady produkujące żywność, takie jak mleczarnie, mają strategiczne znaczenie, ale jak to się ma do rzeczywistości?
– No właśnie, niby mówi się, że mleczarnie mają strategiczne znaczenie, a nie są wyłączone z ograniczeń w dostawach prądu i gazu. Bo właśnie takie pismo otrzymaliśmy, że jest możliwość ograniczenia dostaw tych mediów. Przecież mleko to nie jest zboże, które można przemielić za tydzień lub za miesiąc. Mleko trzeba przetwarzać na bieżąco, inaczej się popsuje, mleczarnia musi pracować 24 godziny na dobę każdego dnia w roku. Zatem ewentualna przerwa w dostawie mediów wiąże się z olbrzymimi stratami.
Wracając do hodowli, to co głównie przyczyniło się do wzrostu średniej wydajności laktacyjnej o 3 tys. kg mleka?
– Nie można wskazać jednoznacznej odpowiedzi, wiąże się to ze współpracą z całym sztabem osób. Po pierwsze, z zaufanym lekarzem weterynarii, który kompleksowo zajmuje się zdrowotnością, jak i rozrodem stada, a jest nim Sławomir Zalewski, dostępny cały tydzień, niemal całą dobę. Po drugie, trzeba mieć dobrego doradcę żywieniowego, u nas jest to Tomasz Bajena z Wipaszu. Nie jest jego celem sama sprzedaż produktu, a wspólne rozwiązywanie problemów, jeśli takie występują oraz wdrażanie i stosowanie dawki żywieniowej odpowiednio zbilansowanej, oraz najbardziej właściwej na warunki naszego gospodarstwa. Ważna jest genetyka. Dobierając buhaje nie patrzymy już tyle na wydajność, co na budowę i zdrowotność nóg oraz parametry mleka, które nie są złe, ale uważam, że powinny być lepsze. Tłuszcz jest na poziomie 4,0%, a białko 3,35%.
Poziom tłuszczu w mleku i tak już zwiększyliście stosując zbiór kukurydzy na kiszonkę w stosunkowo nowej technologii shredlage.
– Zgadza się. Technologia zbioru shredlage jest opatentowana przez firmę Claas i powszechnie stosowana w USA, a w naszym gospodarstwie stosujemy ją od dwóch lat i warto w to wejść. W tej technologii, mimo długiego pocięcia, u nas jest to 35 mm, uzyskuje się także bardzo dobre rozdrobnienie ziarniaków. To sprawia, że kiszonka z kukurydzy ma lepszą strukturę fizyczną, bardziej odpowiednią dla żwacza krowy, a jednocześnie cechuje się lepszym wykorzystaniem skrobi, a więc wzrasta strawność paszy. Póki co, jest jeszcze nieduża ilość sieczkarni, które są w stanie wykonać taki zbiór. My korzystamy z usługi firmy Romax.
Wiem, że planowaliście budowę nowej obory, ale obecnie nie mamy dobrego czasu do inwestowania...
– Tak, chcemy zmienić system utrzymania krów z uwięziowego na wolnostanowiskowy, aby poprawić zwierzętom warunki bytowe, a nam warunki pracy. Jednak ze względu na szalejące ceny wstrzymujemy się z budową. Taka inwestycja w tej chwili to zbyt duże ryzyko.