Wzrost zapotrzebowania na żywność wymusza znaczną koncentrację chowu zwierząt i zwiększającą się masową produkcję. Co by więc nie mówić, tak jak wszystkie gałęzie gospodarki, rolnictwo wpływa na środowisko oraz klimat – w mniejszym lub większym stopniu. Choć emisja pyłów i gazów z ferm do atmosfery nie jest mierzona, to jednak coraz częściej dyskutowana i postrzegana jako szkodząca naszemu klimatowi, dlatego wymagająca znaczącej redukcji. Niezależnie od tego, czy opinie te będziemy uznawali za słuszne, musimy podjąć wysiłek, aby zmniejszyć tempo niekorzystnych zmian. Nie będziemy mieli innego świata, który najbardziej został zmieniony przez człowieka i to człowiek powinien ograniczać te zmiany. Myśląc o produkcji zwierzęcej i realizując inwestycje, należy wziąć to pod uwagę.
– Niebezpieczna zmiana klimatu wymaga odpowiedzialnego podejścia do produkcji żywności. Niezależnie, czy się z tym zgadzamy, czy nie, świat będzie od nas wymagał przeciwdziałania zmianom klimatu i im szybciej to zrozumiemy i zaczniemy wdrażać odpowiednie rozwiązania, tym lepiej – podkreślał Bogdan Chojnicki z Pracowni Bioklimatologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Nowe racjonalne działania w sytuacji globalnego ocieplenia i coraz większego problemu suszy odbiorą też argumenty przeciwnikom hodowli zwierząt.
r e k l a m a
Plusy i minusy zmian
– Wpływ wzrostu temperatury na gospodarkę rolną jest z jednej strony pozytywny, ponieważ wydłuża się chociażby sezon wegetacyjny, dzięki czemu uzyskuje się więcej paszy i energii metabolicznej w jednostce suchej masy. Zmniejsza się też zapotrzebowanie na ciepło niezbędne do ogrzewania budynków – w przypadku trzody chlewnej nawet o 15–20%. Jednak z drugiej strony coraz dłuższe okresy występowania ekstremalnych temperatur zmieniają warunki w chowie i utrzymaniu zwierząt, zmniejszają produktywność zwierząt wskutek stresu termicznego – mówił Bogdan Chojnicki.
Ma to negatywny wpływ na rozród, przyrosty masy ciała, mleczność, zdrowie, liczniejsze upadki świń. Rosną koszty wentylacji budynków inwentarskich. Konieczne staje się montowanie systemów do zamgławiania, zraszania powietrza w chlewni. Zwiększa się także przeżywalność patogenów i nasila ich infekcyjność, co wymusza stosowanie coraz bardziej specjalistycznych środków dezynfekcyjnych.
– Wzrasta zapotrzebowanie na wodę w chowie ze względu na jej zwiększone pobranie przez zwierzęta do chłodzenia własnych organizmów czy rozchlapywania, aby schładzać się poprzez parowanie z powierzchni skóry – wyjaśniał Bogdan Chojnicki.
Jak tłumaczył wykładowca, na rolnictwo przypada 16% emisji gazów, w tym na produkcję zwierzęcą i odchody 5,8%. Emisja gazów, takich jak dwutlenek węgla czy metan, skutkuje wzrostem temperatury na całym globie. Średnia temperatura w Polsce w latach 1981–2010 wynosiła 7,91°C, a w latach 1991–2020 – 8,73°C. Tak więc zwiększyła się o 0,82°C, a w najgorętszym roku była wyższa aż o 1,9°C.
Z klimatem wędrują choroby
Zmiany klimatyczne są zagrożeniem w produkcji świń, gdyż doprowadzają do stresu cieplnego. Skutkiem przegrzania są zaburzenia przemiany materii i obniżona produkcyjność zwierząt. U loch pojawiają się problemy w rozrodzie, spada wskaźnik pokryć. U pierwiastek można zaobserwować wydłużenie okresu pomiędzy odsadzeniem prosiąt a rują, co może być przyczyną brakowania loch w stadzie. Objawem stresu cieplnego jest także pogorszenie apetytu, maleją przyrosty dzienne i wydłuża się tucz. Na kilogram przyrostu świnie zużywają większą ilość paszy, przez co rosną koszty związane z utrzymaniem stada, a tym samym maleje opłacalność produkcji. Zmniejsza się mleczność loch i pogarsza skład mleka, częściej występuje też kanibalizm i upadki zwierząt.
Jak podkreślała dr Magdalena Larska z Zakładu Wirusologii Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, zmiany klimatu muszą być brane pod uwagę jako istotny czynnik ryzyka wystąpienia nowych chorób lub przeniesienia ich przez wektory do nowych lokalizacji geograficznych. Pojawiają się zakażenia patogenami, które nie występowały dotychczas na danym terenie lub nie zakażały danego gatunku.
– W wielu przypadkach znalezienie bezpośredniego związku między zmianami klimatycznymi a wystąpieniem choroby jest trudne, jak chociażby dowiedzenie pojawienia się choroby niebieskiego języka czy afrykańskiego pomoru świń. Na wystąpienie tych jednostek chorobowych ma wpływ wiele czynników, a zmiana klimatu jest jednym z nich. Jednakże bardziej podatne na to zjawisko są zakażenia przenoszone przez krwiopijne wektory, jak kleszcze, komary, muchówki, które roznoszą wirusa Schmallenberg, afrykański pomór koni czy chorobę niebieskiego języka – mówiła Magdalena Larska.
Wirus Schmallenberg został wyizolowany w Europie jesienią 2011 roku jako nowy, nieznany patogen przenoszony przez owady krwiopijne – kuczmany. W Polsce pierwsze przypadki odnotowano w 2012 roku zarówno u przeżuwaczy w gospodarstwach (bydło, owce), jak i wolno żyjących. Z badań ekspertki wynika, iż obserwowane ocieplenie klimatu i zwiększenie stężenia emisji dwutlenku węgla może pośrednio wpływać na wzrost ryzyka pojawienia się chorób poprzez ograniczenie dostępu do pokarmu oraz wody i związane z tym wymuszenie wędrówek zwierząt. Zagęszczenie ich na pewnych terenach powoduje też wzrost kontaktów między gatunkami, a co za tym idzie – wzrasta stres wpływający na funkcjonowanie układu odpornościowego i przemiany metaboliczne.
– Zmiany klimatyczne środowiska mogą bezpośrednio wpływać na fizjologiczne cechy zarówno gospodarza, jak i patogenu czy jego wektorów, a poprzez to na dynamikę chorób zakaźnych, które są nieodłącznym elementem życia zwierząt – mówiła specjalistka.
r e k l a m a
Oczyszczone powietrze nie śmierdzi
Doktor med. wet. Aleksander Skoracki mówił o sposobach redukcji poziomu zanieczyszczeń oraz odorów pochodzących z produkcji zwierzęcej, gdyż materia organiczna, która jest efektem chowu świń, ulega rozkładowi mikrobiologicznemu, co prowadzi do powstania gazów. Znajdujące się w wydalanym na zewnątrz powietrzu cząsteczki zapachowe mogą być redukowane biologicznie, fizycznie i chemicznie. Obecne rozwiązania techniczne wykorzystują filtry biologiczne bądź przepłukiwanie powietrza wodą. Można stosować biofiltrację, która wykorzystywana jest w procesie dezodoryzacji powietrza, jednak, jak twierdził prelegent, wadą metody biologicznej polegającej na niszczeniu cząstek poprzez mikroorganizmy jest wysoki koszt inwestycji i obsługi.
– W ostatnich latach opracowano system opierający się na technice jonizacji i fotooksydacji, która wykorzystuje zjawisko bezpośredniej oksydacji i rozbijania uciążliwych cząstek zapachowych organicznego pochodzenia do neutralnych połączeń, takich jak tlen i dwutlenek węgla. Zastosowanie pola wysokiego napięcia i promieniowania ultrafioletowego rozszczepia cząsteczki tlenu i wody do aktywnych jonów i rodników, które są w stanie zlikwidować substancje organiczne oraz inaktywować drobnoustroje chorobotwórcze poprzez uszkodzenie ich struktury komórkowej – tłumaczył Aleksander Skoracki.
W powietrzu pochodzącym z chlewni znajduje się także pył, który nie tylko drażni skórę, oczy, drogi oddechowe, ale jest również odżywką i wektorem transportowym dla wielu drobnoustrojów. Duża koncentracja zwierząt sprawia, że pojawiają się lokalne problemy ze wzmożoną ilością drobnoustrojów chorobotwórczych w atmosferze. Urządzenia wykorzystujące metodę fotooksydacji mogą być zastosowane w systemie nawiewu w budynkach inwentarskich, aby zapobiec infekcjom, których źródłem byłyby zarazki znajdujące się w wydostającym się powietrzu.
– Technika jonizacji i fotooksydacji pozwala na redukcję uciążliwych zapachów pochodzących z chlewni i tym sposobem może ograniczyć skargi okolicznych mieszkańców oraz pozwolić łatwiej uzyskać zgodę na budowę nowych obiektów – podkreślał wykładowca.
Zamiast w powietrze –
do biogazowni
Emisje ze składowanego obornika są wielokrotnie silniejszym źródłem emisji gazów niż gnojowica. Odgrywa on jednak bardzo ważną rolę w nawożeniu, dlatego należy poszukać rozwiązań do jego właściwego zagospodarowania. Może być atrakcyjnym substratem do biogazowni.
– Nawozy naturalne wprowadzane do gleby bez przetworzenia mogą być źródłem przenoszenia antybiotyków oraz innych zanieczyszczeń do środowiska. Z drugiej strony mogą być też bardzo wartościowym surowcem energetycznym. Sposobem na ograniczenie w produkcji zwierzęcej emisji gazów do atmosfery jest przetworzenie obornika i gnojowicy w biogazowni albo kompostowni – twierdził dr Jakub Mazurkiewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Skupił się on na problemie właściwego składowania pryzm obornika i zagospodarowania nawozów naturalnych. Jak się bowiem okazuje, Polska jest największym producentem obornika w Europie z ilością ponad 100 mln ton.
– Każda pryzma jest swego rodzaju naturalną biogazownią. Na początkowym etapie w luźno ułożonych pryzmach bakterie rozpoczynają rozkład materii organicznej, wytwarzane są energia i ciepło. Później pryzma się zapada, co bardzo ogranicza wentylację, i rozpoczyna się beztlenowy rozkład materii, dochodzi do fermentacji i powstawania metanu – opowiadał Mazurkiewicz.
Tradycyjne składowanie obornika w pryzmach przez wiele miesięcy w skutek fermentacji prowadzi do dużych strat składników odżywczych. Aby temu zapobiegać, należałoby przykrywać pryzmę folią nieprzepuszczalną, co nie jest raczej spotykane. Aby uniknąć zagrzewania się tego nawozu naturalnego i strat energetycznych oraz emisji gazowych, konieczne byłoby potraktowanie go jak pryzmy zakiszanej kukurydzy, czyli dokładne ugniatanie zapobiegające samozagrzewaniu.
– W przypadku kompostowania obornika konieczne jest napowietrzanie pryzmy, ale jeśli prowadzi się je prawidłowo, redukuje się praktycznie całkowicie emisję metanu. Jednak jest to o tyle nieefektywne, że cała energia wydzielana w formie ciepła ucieka bezpowrotnie do atmosfery. Dlatego lepsza jest inwestycja w biogazownię, zwłaszcza przy obecnych cenach energii elektrycznej, ciepła i nawozów – uważa ekspert.
Dodatkowo uzyskany nawóz podlega lepszej higienizacji i wyeliminowany zostaje jego odór. Biogazownia to sposób na obniżenie emisji gazów z produkcji zwierzęcej oraz dodatkowe źródło dochodu z pozostałości produkcyjnych.