„Po kryzysie wszyscy będziemy oklaskiwać rolników, tak jak oklaskiwaliśmy pielęgniarki w czasach koronawirusa”. To cytat z wypowiedzi byłego polityka Partii Zielonych w Niemczech. Z naciskiem na byłego, bowiem obecny czołowy polityk tej partii – minister rolnictwa Cem Özdemir – ma poglądy mocno zbliżone do Sylwii Spurek i zajmuje się takimi duperelami, jak np. noszeniem przez kury przebywające na wolnym wybiegu... kamizelek odblaskowych. Wspomniane oklaski dla rolników nie są związane z typowymi postulatami Zielonych – kryzysem klimatycznym albo ograniczeniami nakładanymi na rolnictwo w związku ze zmniejszaniem emisji gazów cieplarnianych, lecz z klęską głodu, która grozi światu już w 2023 roku. Przestrzegają przed nią nie tylko niektórzy niemieccy politycy, ale też część zarówno naszych polityków, jak i z innych państw UE. Podobne głosy docierają z USA czy też Kanady. O tym samym mówi sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jak szacują eksperci, na świecie 3,2 mld ludzi może liczyć na wyżywienie właśnie dzięki temu, że produkowane i stosowane są nawozy. Tymczasem z Brukseli nie docierają do nas głosy, że wejście w życie Zielonego Ładu należy albo przełożyć, albo bardzo mocno zmodyfikować, tak aby nie przyczynił się on do spadku produkcji żywności w obliczu wojny na Wschodzie. Bo ta wojna to nie tylko drogi gaz (lub jego całkowity brak), ale także wstrzymanie eksportu nawozów z Rosji i Białorusi. Przypomnijmy w tym miejscu niezmienne stanowisko „Tygodnika Poradnika Rolniczego”: Zielony Ład do kosza! Wszak unijne rolnictwo musi wykarmić nie tylko Europę, ale również biedne państwa Trzeciego Świata. Takie były też założenia funkcjonowania WPR przed 2010 rokiem. Jest ono obecnie bardzo aktualne w kontekście wojny w Ukrainie. Nie chcemy też, po raz chyba setny, przypominać, że Rosji już niewiele brakuje, żeby zostać mocarstwem światowym w produkcji zbóż. A to także oznacza, że szantaż głodem może być skuteczniejszy od szantażu gazem czy ropą.
Jakim nieszczęściem jest „Zielony Ład” dobitnie świadczy eksperyment przeprowadzony w państwie Sri Lanka – dawnym Cejlonie. W Europie mało kto słyszał o nim poza politykami ze sfery rolnictwa oraz ekspertami, a do takich należą chyba i brukselscy biurokraci. Zdajemy sobie sprawę, że Sri Lanka, położona na wyspie o tej samej nazwie, odległa ponad 7000 km od Polski, jest u nas znana głównie dzięki herbacie. Mieszka tam jednak 20 mln ludzi, którym rodzime rolnictwo zapewniało żywność – podstawą wyżywienia mieszkańców był ryż. W 2019 r. w Sri Lance wybrano prezydenta, który mniej więcej przed rokiem postanowił jednym dekretem przestawić rolnictwo na pełną ekologię (zero nawozów i pestycydów). Efekt tego „Zielonego Ładu” był prosty: drastyczny spadek produkcji ryżu i masowe porzucanie swoich niewielkich gospodarstw przez rolników, którzy po prostu nie mogli się utrzymać z pracy na roli. Teraz trwa odkręcanie głupiego „Zielonego Ładu” w tamtejszym wydaniu. A jak długo będzie trwał proces odkręcania unijnego „Zielonego Ładu”? Nie warto naszym zdaniem przeprowadzać kolejnego eksperymentu, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie. Chociaż… jeśli zsumujemy łączny efekt wzrostu cen nawozów i możliwego spadku ich podaży (np. z powodu braku gazu ziemnego), to w kwietniu 2023 r. możemy mieć na polskich polach Sri Lankę. Po wykorzystaniu dzisiejszej „taniej” saletry i mocznika, w przyszłym sezonie nawozów kupimy już nieporównanie mniej. I dopiero wówczas pojawi się problem, którego nie będzie jak rozwiązać. Według nas, rząd powinien przygotować strategię na wypadek takiego rozwoju wydarzeń. Agencja Rezerw Materiałowych powinna zacząć gromadzić w magazynach oprócz mięsa i kaszy także nawozy mineralne. Wiemy, że brzmi to fantastycznie, ale czy komuś w kwietniu 2021 roku, kiedy za tonę mocznika płaciliśmy 1800 zł, przyszłoby do głowy, że rok później jego cena wzrośnie do 5000 zł?
Niestety. Generalnie Europa straciła serce dla rolnictwa. Zarówno politycy, jak i media głównego nurtu uważają, że chłop się wyżywi. Zaś większość społeczeństwa jest przekonana, że ma co do gęby włożyć dzięki Biedronce, Lidlowi, Kauflandowi, czy też innej sieci handlowej! Dlaczego tylko grożący kryzys żywnościowy może przywrócić rolnikom należne im znaczenie i szacunek. Czy tylko przez ofiary globalnej klęski głodu – oby do niej nie doszło – mamy dojść do oczywistej oczywistości, że bez efektów pracy rolników Planeta Ziemia ulegnie zagładzie? A nie można tak normalnie – na co dzień szanować i doceniać tych, co orzą i sieją? Wszak o tym myśleli Ojcowie Założyciele, kiedy tworzyli Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, która przekształciła się w Europejską Wspólnotę Gospodarczą, a następnie w znacznie mocniejszą strukturę społeczno-gospodarczą zwaną Unią Europejską. Jest to Klub Bogatych Państw, który ma także obwiązki wobec biednego świata. Pamiętajmy, że nasz papież Jan Paweł II był gorącym zwolennikiem przystąpienia Polski do Unii Europejskiej!