Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Zamiast doić krowy, musi chodzić po sądach

Data publikacji 23.05.2022r.

Zamiast normalnie i spokojnie gospodarować na ziemi, dbać o dobrostan stada bydła, Wacław Blinstrub, rolnik z gminy Wałbrzych, musi przemierzać sądowe korytarze, oglądać sale rozpraw i studiować prawo. Wszystkiemu winne słupy energetyczne stojące na jego polu.

dolnośląskie

Wielość i różnorodność kłopotów z tym związana spowodowała, że teraz bez najmniejszych przeszkód mógłby zmienić zawód na adwokata ze specjalizacją słupy energetyczne na gruntach rolnych. Formalne, administracyjne, prawne problemy z ich obecnością na polach studiuje już bowiem niemal od 10 lat. Zarówno w domu, jak i w zagrodzie. A co najgorsze – w sądzie.

– Na swoich gruntach mam dwadzieścia pięć słupów energetycznych średniego oraz wysokiego napięcia, które prowadzą energię elektryczną do Wałbrzycha – relacjonuje Wacław Blinstrub.      

Szkody, których przyczyną są słupy na polach rolnika, są i straszne, i śmieszne, a nawet śmiertelne.

– Swego czasu zakład energetyczny malował te słupy. Jednak nie poinformował mnie o tym. W ogóle w żaden sposób. W konsekwencji zwierzęta zatruły się farbą, którą zlizywały ze świeżo pomalowanych słupów. Następnego dnia rano połowa stada leżała – opowiada pan Wacław.

W efekcie tego nieszczęścia rolnik musiał w sądzie walczyć z zakładem energetycznym o odszkodowanie. Trwało to aż cztery lata.

– Miałem czarno na białym ekspertyzę z laboratorium, że moje krowy zatruły się farbą ze słupów. Ostatecznie zapłacono mi jednak za jedną krowę, a padło ich aż dziesięć – wspomina gospodarz.

Dlatego chciał być mądry nie tylko po szkodzie, ale także przed ewentualną szkodą. I żeby uniknąć takich czy innych problemów w przyszłości, zamierzał porozumieć się z zakładem energetycznym. Zaproponował więc ustalenie wszystkich warunków współpracy formalnie, czyli w postaci notarialnie spisanej służebności gruntu, opisanie praw i obowiązków, jakie będą miały strony porozumienia. Obie bowiem, choć w różny sposób, użytkują ten sam grunt rolny. Natomiast jego właścicielem jest Wacław Blinstrub.

– To przecież rozsądne i normalne rozwiązanie. Tak ustalają warunki współpracy zwykli partnerzy w interesach. Po podpisaniu takiego dokumentu będziemy mieli czas na normalną pracę. A jak energetycy spowodują szkodę, to adekwatnie do jej wielkości zapłacą za nią i ja oczywiście też, bo tak jest uczciwie – przekonuje do porozumienia rolnik.

Tego jednak energetyka zrobić nie chciała i nie chce. W takim stanie rzeczy kilka lat temu urząd miasta wszczął postępowanie w sprawie o udostępnienie dla zakładów energetycznych gruntów rolnika.

– Zaskoczyło mnie to, gdyż już na drugi dzień przyszło pismo, że urząd wydaje zgodę na udostępnienie mojej ziemi zakładowi energetycznemu. Poszedłem do pani w magistracie i zapytałem, dlaczego postępowanie, które powinno trwać dwa tygodnie, a ja powinienem mieć możliwość wypowiedzenia się na ten temat, trwało jeden dzień. Pani wycofała taką zgodę. Jednak zakład energetyczny wszedł na moje pole i zrobił, co chciał. Wtedy miasto nałożyło karę. Zakład się odwołał. I przez kolejne lata sprawa toczyła się w sądzie administracyjnym. Jestem tam stroną. Zakład energetyczny miał już zapłacić karę, ale wtedy wkroczył wojewoda i wydał zgodę na jego wejście na moje pole, uchylając decyzję prezydenta miasta o nałożeniu kary. Ja się od tej decyzji odwołałem, ponieważ jestem stroną i poszkodowanym. Wydawało się, że gdy sprawa znalazła się w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, wszystko się zakończy. Jednak nie. W NSA uchylono decyzję wojewody o anulowaniu kary dla zakładu energetycznego i skierowano sprawę do ponownego rozpatrzenia – relacjonuje swoje procesowanie rolnik.

Na dowód dobrych chęci i właścicielskiej troski rolnik kilka lat temu uratował energetykom jeden ze słupów przed zawaleniem.

– W czasie pracy na pastwisku zobaczyliśmy, że złomiarze ukradli część elementów konstrukcyjnych. Gdyby nie informacja do zakładu enrgetycznego, słup mógłby się przewrócić, nie tylko zerwać linię energetyczną, ale także przewrócić sąsiednie i doprowadzić do katastrofy – opisuje pan Wacław. – Jestem właścicielem tej ziemi, a jednak odnoszę wrażenie, że karty, może na niej robić to, co chce. A tak nie powinno być. Ciekawe, co by się stało, gdybym to ja wszedł na na grunt jakieś firmy?

Gospodarz podkreśla, że wystarczy zapisać w akcie notarialnym służebność i wynikające z niej prawa oraz obowiązki stron, aby każda ponosiła odpowiedzialność za przestrzeganie prawa. Rolnik jest zdeterminowany, aby walczyć o swoją własność. Dlatego zapowiada, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to o swoje prawo do ziemi będzie walczył także w unijnych sądach.

Jednak TAURON Dystrybucja zajmuje w tej sprawie zupełnie inne stanowisko: „(...) właściciel terenu otrzymał od nas pisemnie pełną informację odnośnie do naszego stanowiska i sytuacji prawnej. Zarówno linia wysokiego napięcia, jak i linie średniego istnieją na tym terenie co najmniej od lat 70. Tym samym w wyniku spełnienia przewidzianych prawem przesłanek spółka nabyła służebność gruntową o treści służebności przesyłu. Ponieważ nabycie służebności już nastąpiło, nie ma podstaw do regulowania stanu prawnego nieruchomości poprzez odrębne ustanawianie służebności przesyłu w oparciu o art. 3052 Kodeksu cywilnego. (...) Przed wykonaniem jakichkolwiek prac na gruntach Pana Wacława Blinstruba spółka bądź wykonawca występujący w naszym imieniu zwracała się z prośbami o udostępnienie nieruchomości, które spotykały się z odmową właściciela. Wówczas korzystaliśmy z ustawy o gospodarce nieruchomościami bądź zabezpieczeń sądowych. (...)”.

Ewa Groń, rzecznik prasowy TAURON Dystrybucja SA, kwestionuje także śmiertelne zatrucie krów rolnika na jego polach: „Żeby rzekome zatrucie krów sprzed 16 lat farbą ze słupów można było uznać za fakt, musiałoby być w jakikolwiek sposób potwierdzone. Na przykład orzeczeniem weterynaryjnym mówiącym o przyczynie zatrucia lub zgłoszeniem szkody (uznaną za zasadną) lub zgłoszeniem na policję, która w wyniku swoich czynności potwierdziłaby korelację między pomalowaniem słupów a stanem krów. Jeśli żadna z tych rzeczy nie miała miejsca i nie ma takiego typu potwierdzenia, to są to dywagacje lub przypuszczenia formułowane po 16 latach”.

– Proces dotyczący zatrucia krów odbył się w sądzie, a badania ekspertów wykazały, że moje krowy zatruły się ołowiem z farby. Wyrok w tej sprawie zapadł. Takie są po prostu fakty. Z czym tu dyskutować? – rozważa gospodarz.

Ale żeby urzeczywistnić swoje realne, konstytucyjne prawa do ziemi, rolnik zapowiada odwołanie dotyczące służebności ziemi, ponieważ ma być ona ustalona notarialnie i na warunkach partnerskich.

– Teraz wiele firm powołuje się na przepisy covidowe i publiczny charakter swojej pracy oraz jej społeczną użyteczność. A czy rolnik nie wykonuje pracy społecznie użytecznej? Dostarcza ludziom najważniejszą rzecz, bez której nic nie będzie funkcjonowało, czyli żywność – argumentuje Blinstrub. – Choćby dlatego myślę, że powinniśmy być traktowani jak równi także przez sądy, gdyż tak jest zapisane w Konstytucji RP.

Wacław Blinstrub prowadzi wspólnie z rodziną niemal stuhektarowe gospodarstwo. W przeważającej części to ziemie klasy V, VI i w niewielkiej części IV, na których uprawia przede wszystkim rośliny paszowe dla swojego stada bydła mięsnego i mlecznego. Obecnie to niemal 50 sztuk.

Artur Kowalczyk

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a