Podczas niedawnych rozmów z Mykoła Solskyi, ministrem polityki rolnej i żywności Ukrainy, wicepremier Henryka Kowalczyk zaznaczył, iż Polska rekomenduje Ukrainie korzystanie z polskich struktur portowych. Zapewnił, iż porty morskie w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i w Świnoujście są w pełni przygotowane do obsługi ładunków ukraińskich. Dodał też, że mają one charakter uniwersalny i dają możliwość obsługi praktycznie wszystkich typów ładunków. Są one też zainteresowane współpracą z ukraińskimi partnerami zarówno w zakresie eksportu zboża, jak i importu paliw, a również handlu dowolnymi innymi produktami.
To, że trzeba pomóc Ukrainie w wywozie zablokowanych około 20 mln t zbóż, jest oczywiste. Jeśli zboże to nie wyjedzie, zniszczy albo ukradnie je Rosja. Trzeba jednak pomagać z rozwagą. Rafał Mładanowicz, przewodniczący Rady Młodych Rolników przy Krajowej Radzie Izb Rolniczych oraz rolnik, który ma spore doświadczenie w ocenie funkcjonowania rynku zbóż, podzielił się z „Tygodnikiem” obawami na temat wpływu zwiększenia eksportu przez Polskę ukraińskiego zboża.
r e k l a m a
To nie tylko tranzyt
Zdaniem Mładanowicza nie do końca prawdą jest, że zboże z Ukrainy jest tylko przez Polskę tranzytowane, i koniecznie trzeba to jak najszybciej zweryfikować.
– Pojawia się już wiele sygnałów o problemach ze sprzedażą lokalnie ziarna z naszych magazynów, ponieważ kupujący posiłkują się znacznie tańszym ziarnem z Ukrainy. Jest mowa o pszenicy paszowej, którą na przejściu granicznym można kupić za 1,5 tys. zł/t. U nas kosztuje ona co najmniej 200 zł/t więcej. Już teraz pojawiają się głosy o dużej przecenie kontraktów na kukurydzę w Polsce na nowe zbiory – mówi Mładanowicz.
Warto dodać, iż kukurydza z Ukrainy wjeżdża do Unii, w tym do Polski, bez ceł, a na pozostałe ziarno obowiązują jeszcze, co prawda, kontyngenty bezcłowe, ale nie są one jeszcze wykorzystane.
– Oby nie stało się tak, że w żniwa albo nie będzie chętnych na zakup polskiego zboża, albo cena, jaką zaoferują, nie pokryje kosztów produkcji. Musimy bardzo bacznie przyglądać się rozwojowi sytuacji. Nie możemy dopuścić do tego, że na liberalizacji handlu z Ukrainą skorzystają wszyscy prócz polskiego rolnika, który jedynie na tym straci – podkreśla samorządowiec.
Trudno jest obecnie ocenić, ile jeszcze rolnicy mają zbóż w swoich magazynach. Trudno o wiarygodne informacje. Rolnicy nauczyli się ostrożnie podchodzić do udzielania takich informacji, aby nie być wykorzystywanym przez międzynarodowe korporacje handlujące w Polsce zbożem.
– Patrząc jednak realnie, w mojej ocenie w magazynach u rolników jest obecnie nie więcej niż 20% ziarna zebranego w ubiegłym roku. Po wybuchu wojny w Ukrainie rolnicy, których było stać na przetrzymywanie zbóż i rzepaku i nie byli związani kontraktami, robili to. Jedni pozbyli się towaru, inni jeszcze go mają. W mojej ocenie intensyfikacja działań zmierzających do wywozu zbóż z Ukrainy przez Polskę nie wpłynie dobrze na ceny zbóż na krajowym rynku. Istnieje duże niebezpieczeństwo, iż unijne działania nie przyczynią się do zwiększenia tranzytu przez Polskę, ale sprawią, że uruchomi się studnia bez dna – przestrzega Mładanoiwcz.
Matif minus 15%
Problem jest też inny – nie wiadomo, w jakiej cenie kupowana jest obecnie pszenica u ukraińskich rolników. Na pewno nie są to ceny, jakie funkcjonują na giełdach światowych.
– Bardzo realny jest scenariusz, w którym u ukraińskiego rolnika pojawia się kontrahent z międzynarodowej firmy handlującej zbożem działającej także w Polsce, ma pieniądze i jest w stanie zapewnić logistykę. Wtedy tamtejszy rolnik zgodzi się na niewygórowaną cenę. Zboże przekracza granice, wjeżdża do Polski i tutaj już zostaje. Każdy liczy dzisiaj koszty, transport zdrożał, a żeby ono wyjechało poza Unię do Afryki Północnej czy na Bliski Wschód, trzeba je nie tylko dostarczyć do naszych portów, ale jeszcze dalej do portu w Niderlandach czy w Wielkiej Brytanii – tłumaczy Rafał Mładanowicz.
W ocenie samorządowca pomoc ukraińskim producentom zbóż powinna polegać na tym, iż unijni kontrahenci kupują ziarno po cenie ustalonej w oparciu o notowania giełdy Matif, odliczając od tego nie więcej niż 15%. Przyjęcie takiego systemu, który byłby weryfikowany przez Komisję Europejską, spowodowałby nie tylko, że nie traciliby na tym polscy rolnicy, ale również ukraińscy.
– Przygotowując plan pomocy Ukrainie, trzeba mieć na uwadze, że wojna jest czasem, w którym można nie tylko wiele stracić, ale także zarobić fortunę. Nie bądźmy naiwni i stwórzmy takie regulacje, w których ten zysk zostanie podzielony i nie trafi tylko do międzynarodowych korporacji handlujących zbożem. Trzeba wprowadzić mechanizm, który będzie gwarantował ukraińskim rolnikom godną cenę za zboża, a wtedy skorzystają na tym też nasi rolnicy –podkreśla Rafał Mładanowicz.