łódzkie
Gminę Stryków odwiedziliśmy pod koniec kwietnia, przed siewami kukurydzy. Rozmawialiśmy z kilkoma rolnikami, którzy poprosili o nieujawnianie ich nazwisk. Możliwość skierowania sprzeciwu na pozew do sądu przyniosła oczekiwany efekt mrożący.
– W zeszłym roku miałem 2 ha kukurydzy. Wpadły dziki i działały, jakby miały zainstalowany GPS. Rządek po rządku wyjadły nasiona i nic z nich nie zostało. Zgłosiłem ten fakt do Koła. Zadziałali, ale z dużym opóźnieniem. Zwrócili mi koszt materiału siewnego, ale ja poniosłem o wiele większe straty. Trzeba było raz jeszcze zasiać. Odpuściłem uprawę gleby. Wjechałem w te same rządki. Dziki były dokładne, bo nasiona w nich się nie dublowały. Za pierwszym razem siałem odmianę o FAO 240. Kiedy drugi raz przesiewałem plantację, brałem co było. Straty w plonie miałem znaczne, ponieważ mogłem przesiać dopiero 28 maja. Myśliwi wcześniej u mnie się nie pojawili – powiedział nam jeden z rolników z miejscowości Bronin.
Rolnicy zwracają też uwagę na niewystarczającą obecność myśliwych w łowiskach. Narzekali, że w Kole brakuje zaangażowanych osób, które mieszkałyby na miejscu. Taki myśliwy w sytuacjach nagłych, często będący także rolnikiem, może na bieżąco reagować w przypadku zniszczeń upraw. Dowiedzieliśmy się też, że rolnicy oferują odpady zbożowe i pozostałości paszowe w celu ich podawania dzikim zwierzętom na liniach i pasach zaporowych tak, aby ograniczyć ich żerowanie na gruntach rolnych.
– Mam dużo resztek i odpadów o niezłej wartości paszowej. Oferowałem Kołu posiadany materiał. Stwierdzili, że chętnie wezmą, tylko że mam im go przywieźć. Oni nie mają możliwości transportu ciężkich materiałów. Odpuściłem, bo dla mnie to dodatkowe koszty – powiedział nam rolnik z Gozdowa.
r e k l a m a
Myśliwi na wakacjach
Dla rolników, z którymi rozmawialiśmy, spory problem stanowi też fakt, że niektórzy członkowie Koła swoje obowiązki traktują rekreacyjnie, a przecież myśliwi odpowiadają za bardzo ważny dział, jakim jest gospodarka łowiecka. W dodatku wielu myśliwych chciałoby, aby była ona traktowana tak samo poważnie, jak rolna czy leśna.
– Zdarzało się, że dwa tygodnie nocowałem w samochodzie pilnując pól. Najgorsze są święta majowe. Wiadomo – to czas siewu kukurydzy. Dzwonię do Koła i proszę, aby ktoś w łowisku się pojawił w celu odstraszenia dzików. Często słyszę, że to nie możliwe, bo z powodu weekendu myśliwi wyjechali i nie ma kto nam pomóc. Z wypłatą odszkodowań się ociągają. Potem człowiek nie chce się denerwować i odpuszcza sprawę. Nie zgłaszam większości szkód. Cała ta procedura trwa za długo – opowiada nam kolejny rolnik z gminy Stryków.
Mimo że gmina położona jest w pobliżu dużej aglomeracji, jej wiejskie tereny obfitują w dziką zwierzynę. W kilku sołectwach widzieliśmy stada zwierzyny płowej oraz wiele śladów po dzikach.
W 2020 r. dzika zwierzyna w znacznym stopniu uszkodziła plantacje ziemniaków. Są one często atakowane tuż przed kwitnieniem. Z 1 ha niemal w 100% została zniszczona jedna trzecia pola.
– Oszacowałem stratę na 1500 zł. Myśliwi wycenili ją na 900 zł. Ostatecznie ja zmniejszyłem wartość naszych strat na 1200 zł. Były też problemy z procedurą szacowania. Sprawa się przeciągała, my nie otrzymywaliśmy należytych informacji. Nie skończyło się to dobrze. Uważam, że przez myśliwych byliśmy lekceważeni. Według nas, procedura nie przebiegała tak, jak należy. Nie wiedzieliśmy wtedy, że od decyzji o wysokości strat można się odwołać. Postanowiliśmy jednak poskarżyć się na koło łowieckie burmistrzowi Strykowa – informuje rolnik z miejscowości Wrzask.
Z braku czasu
W piśmie burmistrz został poinformowany o kłopotach związanych ze zgłoszeniem szkody. Władze Partyzanta miały nie wyrażać woli przyjazdu do gospodarstwa, myśliwi tłumaczyli się brakiem czasu. Ostatecznie małżeństwo miało otrzymać zaniżone odszkodowanie. Zwróciło też uwagę na to, że w przypadku strat w plantacji ziemniaków powinni otrzymać odszkodowanie takie samo jak w przypadku sprzedaży gotowego plonu na giełdzie. Napisali także, że „jeśli wypłacane jest mniej pieniędzy – to jest najzwyklejsze oszukaństwo”.
Zgodnie z przepisami, poszkodowanym rolnikom należy się rekompensata za poniesione nakłady i utracony plon, jednak z pomniejszeniem nieponiesionych kosztów na prowadzenie uprawy i zbiór.
Skarga do burmistrza trafiła pod koniec czerwca 2021 r. W październiku rolnicy otrzymali „Wezwanie do zaprzestania naruszeń oraz usunięcia skutków dokonanego naruszenia”. Zostało ono napisane na firmowym papierze Ceret Grzywaczewska Kancelaria Radców Prawnych z Łodzi i podpisane przez radcę prawną Joannę Grzywaczewską.
W piśmie rolniczka została wezwana do „natychmiastowego zaprzestania dalszego naruszania dóbr osobistych prezesa Koła, (…) wiceprezesa Koła (…) oraz pozostałych członków Koła Łowieckiego Partyzant z Łodzi.
Wezwanie wymienia informacje, które mają być nieprawdziwe. Stwierdza też, że sugerowanie niewłaściwego postępowania przez myśliwych może spowodować utratę przez nich dobrego imienia, jakim cieszą się jako osoby prowadzące prawidłową gospodarkę łowiecką i wykonujące społecznie funkcje w organach Koła Łowieckiego Partyzant.
Rolniczka została wezwana do natychmiastowego usunięcia skutków dokonanego naruszenia poprzez sporządzenie i przesłanie do Burmistrza Miasta i Gminy Stryków pisemnego oświadczenia zatytułowanego „Przeprosiny” oraz sporządzenie przeprosin wysłanych na adres Koła. Wezwanie zawiera nawet treść przeprosin.
Wezwanie przyniosło skutek. Rolnicy wysłali przeprosiny do burmistrza. Koło przysłało im informację o tym, że w przypadku braku stosownej informacji sprawa zostanie skierowana do sądu, gdzie Partyzant wnosić będzie o przeprosiny i wpłatę 10 tys. zł na dom dziecka oraz zwrot kosztów sądowych.
– Każdemu rolnikowi, który zgłasza taką potrzebę i chce z nami współpracować dostarczamy elektryzator i paliki. Mamy listę dyżurów, pilnujemy obwodów łowieckich. Jednak nie możemy być wszędzie. Łączny ich obszar to 8 km2. Robimy co w naszej mocy, a najlepszym sposobem zabezpieczenia upraw jest pastuch elektryczny – powiedział Adam Kalinowski, prezes Koła „Partyzant”.
Usłyszeliśmy także, że szkody są szacowane zgodnie z procedurami przewidzianymi przez obowiązujące przepisy. Prezes zaprosił nas do swoich łowisk i obiecał przedstawić, jak Koło prowadzi gospodarkę łowiecką i współpracę z rolnikami.
– Byliśmy publicznie pomówieni i troszczyliśmy się jedynie o nasz wizerunek. To było tylko wezwanie, a sprawy przecież do sądu nie skierowaliśmy – przekazał nam prezes Kalinowski. Tomasz Ślęzak