Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Robotów już byśmy nie oddali

Data publikacji 30.05.2022r.

Gospodarstwo Katarzyny Dmowskiej – jako jedno z pierwszych w kraju – zainwestowało przed laty w zrobotyzowany system doju. Na tych, można rzec najstarszych, dwóch robotach Lely Astronaut krowy dojone są już od ponad 11 lat i dziś nikt w rodzinie nie wyobraża sobie powrotu do pracy na hali udojowej.

mazowieckie

Kiedy w 2002 roku państwo Dmowscy podjęli trud wybudowania wolnostanowiskowej obory, funkcjonowała ona z dojarnią bok w bok 1 x 8 stanowisk, na której stado dojone było przez dekadę. Zwiększające się mleczne pogłowie i coraz bardziej żmudna praca przyczyniły się do tego, że w gospodarstwie zapadła decyzja o zakupie robotów udojowych, które doskonale funkcjonują do dziś. Mało tego. Jak wszystko na to wskazuje, synowie pani Katarzyny, którzy wspólnie z mamą prowadzą mleczną produkcję, zakładają w przyszłości zakup kolejnego takiego urządzenia.

– W planach jest bowiem przedłużenie obory i dalsze zwiększanie pogłowia. Czy tak się stanie? Zobaczymy, jaka będzie opłacalność produkcji mleka, niemniej jesteśmy dobrej myśli – zaznaczyła gospodyni.

Ponad dekada pracy z robotami oznacza ogromne w tej kwestii doświadczenie. Hodowcy cenią urządzenia przede wszystkim za wyeliminowanie żmudnej pracy przy doju krów i podkreślają, że pracy i tak nie brakuje. Zmienił się tylko jej charakter.

– Przede wszystkim wiele czasu trzeba poświęcić pierwiastkom, które muszą nieco dłużej przyzwyczajać się do doju w robocie i wymagają podganiania. Bardzo ważne jest sumienne dopilnowanie ich na początku pierwszej laktacji. Gdy nie przegapi się tego okresu, to proces nauki trwa krótko, a wraz nim kłopot z podganianiem – tłumaczyła Katarzyna Dmowska.

– Praca z robotem, to również codzienna kontrola stada w komputerze, analiza danych i dostępnych informacji. Po latach pracy zajmuje ona pół godziny rano i pół godziny wieczorem, kiedy to np. trzeba spisać krowy, które nie weszły w nocy do robota i wymagają podgonienia. Obecnie każda krowa wchodzi do robota średnio 3 razy na dobę – wyjaśnił Marcin Dmowski.

Rodzina Dmowskich utrzymuje 120 krów, dojonych na dwóch robotach, o średniej wydajności 9600 kg mleka od krowy.

Od czterech lat paszę zadawaną w robocie hodowcy wykonują we własnym gospodarstwie. Podstawą jej komponowania jest dokładna analiza kiszonek, a następnie skrupulatne bilansowanie dawki pokarmowej przez doradcę żywieniowego. Raz w miesiącu do gospodarstwa przyjeżdża mobilna mieszalnia, która sporządza mieszankę.

Jak przyznali hodowcy, efekty takiego działania są zdecydowanie lepsze w porównaniu ze skarmianiem paszy gotowej.

– Po roku stosowania własnej mieszanki zdecydowanie poprawiły się parametry mleka, na przykład, wzrosła zawartość tłuszczu w mleku przekraczając poziom 4%, poprawiła się skuteczność zacieleń, wzrosła też wydajność. I to co bardzo ważne, własna pasza zawsze jest stabilna pod względem składu i wartości pokarmowej – zapewniała gospodyni.

– Teraz wiemy co nasze krowy jedzą – dodał Marcin Dmowski. – W skład pierwszej, "lżejszej" mieszanki treściwej wchodzi śruta zbożowa oraz ziarno kukurydzy; druga mieszanka energetyczna zawiera śrutę sojową, kukurydzę, DDGS, suche wysłodki buraczane oraz tłuszcz chroniony. Sztuki dające powyżej 50 litrów mleka dziennie pobierają z robota nawet 9 kg mieszanki. Jeśli dodać do tego tę zawartą w PMR-ze to łącznie jest ok. 13 kg paszy treściwej dziennie. PMR na stole paszowym zbilansowany jest na produkcję 26 litrów mleka.

Jak przyznał Marcin Dmowski, jeszcze do niedawna największym problemem w stadzie był rozród, a ściślej mówiąc zamieranie zarodków, przy czym stado szczepione jest na IBR/BVD.

– Na szczęście sytuacja się stabilizuje, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni, a wpływ na te korzystne zmiany miała zmiana dodatku do paszy przeciwdziałającego negatywnym skutkom występowania mikotoksyn w paszy. Coraz lepszy rozród sprawia, że skraca się średni dzień laktacji, który wynosi obecnie 220. Tak więc, wszystko wskazuje na to, że mleka będzie przybywało – mówi młody hodowca, który od 9 lat sam inseminuje stado, zaopatrując się w nasienie buhajów m.in. w SHiUZ Bydgoszcz.

– Jeżeli dojdziemy do wydajności 11 tys. l mleka od sztuki, to będziemy bardzo zadowoleni – dodał na koniec pan Marcin, podkreślając, iż wprowadzenie pasz własnych zmniejszyło koszty produkcji litra mleka. Oszczędności w produkcji mleka trzeba też szukać w jakości produkowanych w gospodarstwie pasz. Dobrej jakości sianokiszonki, zawierające minimum 20% białka, to w naszym gospodarstwie norma.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a