Od ładnych kilku lat piszemy, że lekceważenie rolnictwa przez Brukselę, ale też przez rządy państw, które tworzą Unię Europejską, oznacza drogą żywność na wspólnotowym rynku. Ale też i katastrofę humanitarną w biednych państwach, które były odbiorcami unijnej żywności, szczególnie zboża i innych podstawowych produktów żywnościowych. Wszak jeszcze w 2008 roku, celem rolnictwa unijnego było także nakarmienie głodnych. Wsparci głosami rolników przestrzegaliśmy przed zielonym szaleństwem, którego efektem – według nas – będzie zagłada europejskiego rolnictwa oraz kolejna fala rozruchów społecznych o dalece większym wymiarze niż słynna „arabska wiosna”. Jednak politycy, w tym nasz człowiek z Brukseli – komisarz Janusz Wojciechowski mieli inne zdanie. Bo według opinii publicznej nakręconej przez zielonych szaleńców i media głównego nurtu, rolnictwo to największy wróg planety Ziemia. Gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, znaczna część unijnych polityków – np. niemieckich i francuskich, była przekonana, że Putin szybko zwycięży i nowy marionetkowy rząd nie będzie utrudniał sprzedaży pszenicy, kukurydzy, soi i oleju słonecznikowego. Zaś gazowe i paliwowe interesy z Rosją będą się nadal rozwijały. To nie znaczy, że owi politycy nie uroniliby krokodylich łez nad pokonaną Ukrainą. Jednak szybko okazało się, że nie jest to wojna błyskawiczna, ale na wyniszczenie. I stało się: do zielonych głów polityków zaczęły docierać fakty – o których wie prawie każdy rolnik – że wojna w Ukrainie i wspomniane zielone szaleństwo oznaczają drogą żywność w Europie i głód w biedniejszych państwach z Bliskiego Wschodu, z Afryki i Ameryki Południowej. Wszak są kraje, w których import zboża z Ukrainy stanowi 60 a nawet 80% całości importowanego zboża. Na dodatek Rosja – bardzo duży eksporter zboża – wstrzymała eksport. Bo szantaż zbożowy jest skuteczniejszy od gazowego – taką opinię wyrażamy od lat i dlatego przez niektórych jesteśmy traktowani jako osoby, mówiąc delikatnie, niepoważne. Obecnie USA, Wielka Brytania, Kanada, kraje Unii Europejskiej i szereg innych państw, coraz bardziej wspiera materialnie Ukrainę. Oczywiście najwięcej broni zarówno ofensywnej, jak i defensywnej płynie z USA. Trzeba przyznać, że nawet Niemcy, których polityczna naiwność uzależniła od gazu Putina, deklarują możliwość dostawy ciężkiego sprzętu. Jednak wszyscy politycy, nie licząc Orbana, który jest traktowany jako zwolennik Rosji, deklarują jednoznacznie, że nie wyślą swoich wojsk na Ukrainę, że są przeciwni, aby ich samoloty strzegły ukraińskiego nieba. Jednak ostatnio coraz częściej mówi się, że okręty państw NATO będą eskortowały i statki przewożące ukraińskie zboże. To oznacza, że będą starcia na Morzu Czarnym. Zapewne dojdzie do szeregu rosyjskich prowokacji. Głównym argumentem za ochroną transportu ukraińskiego zboża jest ten, że Ukraina potrzebuje pieniędzy na bieżące potrzeby i na powojenną odbudowę. Ale podstawowy argument jest naszym zdaniem inny – niedopuszczenie do głodu i rozruchów w biedniejszych państwach, bo to oznaczałoby zalanie uchodźcami bogatszych państw, nade wszystko tych z Unii Europejskiej! Obecnie ilość uchodźców politycznych i ekonomicznych na całym świecie oceniana jest na około 100 milionów osób, ale wkrótce może być znacznie większa. Kto ich wyżywi, kto wyżywi ludność biedniejszych państw? Na pewno nie unijni rolnicy, którzy zostaną ubrani w kajdany „zielonego nieładu”. Wszak ten ład w swoim założeniu oznacza dopłaty do zmniejszenia produkcji! Tak na marginesie: Panie Komisarzu Wojciechowski, czy teraz, w tym kryzysie, nie byłyby lepsze dopłaty do produkcji a nie do hektarów? Czy nadal mamy wspierać tych, co nie orzą i nie sieją, w tym naszych ulubieńców, czyli rolników z Marszałkowskiej?
Jest dobra wiadomość dotycząca rolniczych emerytur. Ustawa, która likwiduje konieczność przekazania gospodarstwa, gdy rolnik przechodzi na emeryturę, jest już w senacie. Na dodatek, zmodyfikowana tak, że rolnik-emeryt nie będzie musiał płacić składek na KRUS.
Postulowaliśmy tę zmianę od zawsze, bo to pozostałość nie tylko pańszczyzny, ale nade wszystko PRL-u. Dla starej władzy rolnicy indywidualni do lat 70. byli obywatelami drugiej kategorii. Przypomnijmy, że dopiero Edward Gierek zlikwidował dostawy obowiązkowe i wprowadził normalne ubezpieczenia społeczne dla rolników, ale właśnie za przekazanie gruntów do Państwowego Funduszu Ziemi. Ten zaś miał – w założeniu – ziemię przekazywać przede wszystkim PGR-om i spółdzielniom produkcyjnym. Dziwne, że ta fikcja przetrwała do lat 20. XXI wieku. Czy szewc, elektryk albo prawnik, czy lekarz, muszą w Polsce zaprzestać pracy i pozbyć się swojego warsztatu lub gabinetu, gdy przechodzą na emeryturę?