Dariusz Nowicki ze wsi Zyck Polski (pow. płocki) gospodaruje na 43 hektarach, w tym 35 ha własnych i 8 ha dzierżawy. Uprawia zboża, kukurydzę, buraki cukrowe i trwałe użytki zielone. Utrzymuje 80 sztuk bydła opasowego.
– Rok 2021 był dobry dla producentów żywca wołowego z perspektywy cen, które były znacznie wyższe niż w roku 2020, natomiast nikt nie spodziewał się, aż tak drastycznych wzrostów cen środków produkcji jak np. nawozy, ale nie tylko. Bardzo drogie są pasze, folie kiszonkarskie, paliwo czy środki ochrony roślin, a niektórych z nich wręcz nie ma na rynku. W specjalistycznych sklepach sprzedawcy zapowiadają kolejne podwyżki środków chemicznych nawet o 40%. Ceny żywca wołowego już na początku poprzedniego roku dochodziły do 9 zł za kg w przypadku ciężkich byków mieszańcowych, a w drugiej połowie można było uzyskać spokojnie 10 zł netto za kg i też w takiej cenie sprzedałem 6 sztuk na początku grudnia w średniej wadze 850 kg. Natomiast już za kilka dni, czyli na 2–3 tygodnie przed świętami ceny zaczęły zniżkować nawet o 1,5 zł na kilogramie. Rolnicy bardziej spodziewali się zwyżek cen niż ich obniżenia w przedświątecznym czasie i było to dla nas dużym zaskoczeniem. Ogólnie wysokie ceny żywca wołowego w poprzednim roku wynikły z dwóch powodów: obniżonego import wołowiny z Ameryki Południowej do UE oraz z braków młodego bydła rzeźnego na krajowym rynku. Po prostu 18–24 miesiące temu bydło rzeźne było bardzo tanie, a jednocześnie mocno drożały zboża i pasze, dlatego wielu rolników zrezygnowało z opasu bydła. Był to też czas, kiedy opłacalność kulała po aferze leżakowej oraz zamieszaniu wokół „Piątki dla zwierząt”. Dlatego cały czas obawiamy się powrotu podobnych problemów. Co do nawozów to póki co ich nie kupujemy, czekamy do wiosny na obniżki cen. Czy ceny spadną trudno powiedzieć, ale powinny, bo gaz na rynkach światowych już znacznie staniał – powiedział Dariusz Nowicki.
✴ ✴ ✴
Jarosław Woźniak gospodaruje na 75 ha w miejscowości Sławno (pow. radomski). Uprawia głównie zboża, pod które w tym sezonie przeznaczył 50 ha. Zasiał również 13 ha rzepaku, a na wiosnę zasieje 12 ha kukurydzy. Utrzymuje trzodę chlewną.
– Po 24 latach utrzymywania 90 loch w cyklu zamkniętym dochodzimy do pustej chlewni. Dziś nie mamy już żadnej maciory, a zaledwie 120 sztuk tuczników. Byliśmy do tego zmuszeni, gdyż nie zarabiamy na świniach przez 2 lata. Nigdy wcześniej nie było tak złego okresu dla produkcji trzody chlewnej. Nikt nie chce kroci, ale nam w żaden sposób nie zwracają się koszty produkcji. Niestety, są stworzone takie warunki, że jedynym wyjściem dla nas jest tucz kontraktowy, przed którym broniliśmy się tyle lat. Co najgorsze, nie ma żadnej nadziei, że sytuacja na rynku wieprzowiny ulegnie gruntownej poprawie. Przed świętami widzieliśmy światełko w tunelu, gdyż ceny poszły w górę i można było sprzedać już świnie po 5 zł za kg, niestety dziś już ceny spadły do poziomu 4,20–4,30 zł za kg. Do tej pory wszyscy uważali, że najbardziej bezpieczna i stabilna jest produkcja w cyklu zamkniętym. Okazało się jednak, że ci co mają cykl zamknięty najwięcej stracili, bo nie mogli zrobić sobie przerwy w produkcji. Lochy musiały jeść cały czas, prosiły się, a tucznika nie było komu kupić nie mówiąc już o prosiętach. Póki co w naszej gminie jest strefa różowa ASF, a stada są likwidowane jedno po drugim. Ta tendencja nasiliła się po wprowadzeniu dodatkowych wymogów weterynaryjnych obowiązujących od listopada. Wszystkie mniejsze stada nie były w stanie się do nich dostosować i hodowcy złożyły deklaracje likwidacji hodowli wraz z końcem poprzedniego roku. Tak naprawdę jeszcze jakoś wegetujemy bo nie kupujemy zbóż, a ich nadwyżki sprzedajemy po dość dobrych cenach. Tych nadwyżek mamy coraz więcej, bo trzody utrzymujemy coraz mniej. Jednak to ma krótkie nogi. Stosunkowo dobre ceny zbóż wynikają z dużego eksportu, ale przyjdzie czas, że eksport wyhamuje, a przy tak niskim pogłowiu świń nie będzie kto kupić zboża na krajowym podwórku i wtedy zostanie położona kolejna branża rolnicza. Co do nawozów azotowych to zakupiliśmy je jak co roku w sierpniu po 1200 zł za tonę, czyli śmieszną cenę w porównaniu do obecnej. Dziś tych nawozów na pewno bym nie kupił – powiedział Jarosław Woźniak.
✴ ✴ ✴
Wacław Smołuch z Izdebna Kościelnego gospodaruje na 30 ha, w tym 7,5 ha własnych. Uprawia 15 ha kukurydzy, 4 ha pszenicy, 1,5 ha ziemniaków i prawie 10 ha użytków zielonych.
– Nie można powiedzieć, że poprzedni rok był zły dla naszego gospodarstwa. Szkopuł tkwi w tym, że ceny nawozów poszły w górę co najmniej trzykrotnie i dochód, który wypracowaliśmy zostanie zjedzony przez nawozy. Ceny zbóż były dość dobre, teraz są jeszcze lepsze, ale nikt nie zagwarantuje ich utrzymania po żniwach i wtedy może być zupełna klapa. Niedużą część nawozów kupiliśmy na jesieni jeszcze przed podwyżkami, jakieś 25% tego co potrzebujemy. Wszyscy myśleli, że tak wysokie ceny nawozów muszą spaść, bo tak było w latach poprzednich, np. Polifoska z ceny 2800 zł za tonę na wiosnę spadła na 1800 zł. Jednak obecnie trudno już oczekiwać spadku cen, a jeśli będą, to kosmetyczne. Na wiosnę dokupimy jeszcze trochę nawozów, ale znacznie mniej niż w poprzednich latach zastosujemy 50% dawki. Będzie to pewien kompromis pomiędzy cięciem kosztów, a utrzymaniem przyzwoitych plonów. Pszenicę sprzedaliśmy zaraz po żniwach do Polskich Młynów S.A., cena jaką uzyskaliśmy to 850 zł za tonę. Przy czym wyjątkowo obniżono dla pierwszej klasy cenowej zawartość białka z 13 do 9,5%. Było to związane z dużym zapotrzebowaniem na ziarno. Co do kukurydzy to mokre ziarno na początku sezonu zbiorów można było sprzedać w cenie 580 zł za tonę a pod koniec, czyli w połowie listopada ceny doszły do 730 zł za tonę. Ziemniaków nie uprawiamy dużo, są to ziemniaki jadalne, które sprzedajemy na giełdzie w Broniszach. Poprzedni rok nie był zły dla ziemniaków, bo za worek ważący 15 kg otrzymywaliśmy 12–13 zł. Znacznie gorszy był rok 2020, kiedy taki sam worek ziemniaków sprzedawaliśmy za 5 zł, co oznaczało jedynie zwrot kosztów produkcji i tylko dlatego, że wszystko robimy sami z żoną oraz synem, bez pracowników najemnych. Z użytków zielonych zbieramy siano, które sprzedajemy do stadnin koni, ale ten kierunek również jest w odwrocie, gdyż stadniny zaczynają utrzymywać coraz mniej koni, ze względu na rosnące koszty – powiedział Wacław Smołuch.
✴ ✴ ✴
Stanisław Zarębski ze wsi Rutki Borki (pow. ciechanowski) gospodaruje na 32 ha, w tym 25 ha użytków rolnych. Uprawia kukurydzę, pszenżyto i użytki zielone. Utrzymuje 38 sztuk bydła, w tym 25 krów. Mleko dostarcza do OSM w Ciechanowie.
– Był to trudny rok, ale kolejny będzie jeszcze cięższy z przyczyn ekonomicznych. Ceny naszych produktów nie nadążają za podwyżkami cen środków produkcji. Koszty energii, paliwa i nawozów totalnie pogrzebią rolnictwo. Bardzo drogie są również środki ochrony roślin oraz maszyny i części zamienne. Ceny stali wzrosły kilkukrotnie. Co prawda mam następcę, ale dziś młody rolnik, który przejmie gospodarstwo będzie miał piekielnie trudno, nawet z zasobami, które mu się przekaże w postaci stada bydła czy maszyn. Przy produkcji mleka potrzeba zgromadzić bardzo duże ilości zielonek zamienianych na kiszonki. W tym celu musimy dostarczyć dużo azotu. Dziś saletra amonowa kosztuje 3600 zł za tonę, czyli 3 razy więcej niż jeszcze pól roku temu. Dobrze, że mamy dużo obornika, który uzupełnimy mocno ograniczonymi dawkami nawozów mineralnych. Trochę nawozów zostało nam z poprzedniego sezonu, resztę zawsze kupowaliśmy na przełomie grudnia i stycznia. W tym roku nie zrobiliśmy takiego zakupu ze względu na ceny. Czekamy do wiosny i nie wiem czy nie było to błędem, bo raczej nie będzie tak bardzo wyczekiwanych przez rolników spadków cen
– powiedział Stanisław Zarębski.