Może nie cudowny, ale potrafi przeciwdziałać rozwojowi choroby i może zapobiegać jej ciężkiemu przebiegowi, hospitalizacji i śmierci. I nie jest to, jak by się wielu wydawało, amantadyna.
Paxlovid – tylko przy objawach!
Najpierw o nowo zatwierdzonym leku. 22 grudnia 2021 roku Amerykańska Agencja Żywności i Leków, czyli FDA (Food and Drug Administration) zatwierdziła w trybie nadzwyczajnym do użytku lek o nazwie Paxlovid, produkowany przez Pfizera. Lek ma postać tabletek, które podaje się w leczeniu łagodnych i umiarkowanych przebiegów COVID-19 dorosłym oraz dzieciom powyżej 12. roku życia, ważącym przynajmniej 40 kilogramów. Paxlovid wydawany jest na receptę i powinien być podany w ciągu pięciu dni od wystąpienia objawów.
Leku nie można stosować jako zapobiegającego ewentualnym objawom, czyli przyjmować go „na wypadek zakażenia” czy też wyłącznie po pozytywnym wyniku testu na koronawirusa. Nie podaje się go też w stanach ciężkich i krytycznych. Paxlovid nie zastępuje szczepionki. Preparat zawiera dwie substancje. Pierwsza – nirmatlerwir – blokuje jedno z białek wirusa, sprawiając, że nie może się on namnażać. Druga z substancji – ritonawir – spowalnia rozpad tej pierwszej w organizmie, czyli pozwala na jej wyższe stężenie i dłuższe, skuteczniejsze działanie. Leczenie polega na zażyciu jednocześnie dwóch tabletek nirmatlerwiru i jednej ritonaviru. Ten zestaw zażywa się dwa razy dziennie, a całe leczenie nie może być stosowane dłużej niż pięć dni.
Skuteczny na 88 procent
Tryb nadzwyczajny, który zastosowała FDA nie jest jednak tym samym co zwykłe zatwierdzenie leku. Tryb ten stosuje się, kiedy Agencja wciąż waży potencjalne korzyści z podawania leku, mające potwierdzenie w badaniach klinicznych, i ewentualne ryzyka. Uznano, że jeśli lek będzie zażywany zgodnie z zaleceniami, korzyści bezwzględnie przeważają nad ryzykiem. A jakie mogą być działania uboczne leku? Może on upośledzać zmysł smaku, powodować biegunkę i ból mięśni oraz podwyższać ciśnienie krwi. Może też wchodzić w niebezpieczne reakcje z innymi lekami.
U pacjentów z niezdiagnozowanym albo nieleczonym wirusem HIV może powodować oporność na lek podawany w przypadku jednego z wariantów tego wirusa. Sam ritonawir zaś może uszkadzać wątrobę, dlatego powinien być bardzo ostrożnie przepisywany pacjentom z istniejącymi już chorobami wątroby.
Jak czytamy na stronie internetowej FDA, lek przeszedł badania na losowo dobranej próbie, z grupą kontrolną, której podaje się placebo, czyli substancję obojętną. Badania przeprowadzono z podwójnie ślepą próbą, czyli nikt z pacjentów nie wiedział, czy otrzymuje lek, czy placebo. Nie wiedzieli tego również ani lekarz analizujący bezpośrednio stan zdrowia pacjentów, ani pielęgniarki podające lek.
W badaniach wzięli udział pacjenci 18-letni i starsi, również tacy z chorobami współistniejącymi. Nikt z badanych pacjentów nie otrzymał wcześniej szczepionki ani też nie przechodził covidu. W porównaniu z substancją obojętną, paxlovid o 88% zmniejszał ryzyko hospitalizacji albo śmierci. Paxlovid podano 1039 pacjentom, placebo natomiast – 1046.
Co z amantadyną?
O amantadynie jako leku na COVID-19 było głośno w Polsce i niemal wyłącznie w Polsce. Amantadyna jest substancją od lat stosowaną w leczeniu choroby Parkinsona.
W Polsce w kontekście pandemii stała się popularnym tematem za sprawą Włodzimierza Bodnara, lekarza z Przemyśla, którego pacjenci leczeni tym lekiem na Parkinsona, nie wykazywali objawów zakażenia. Jeszcze w 2020 roku ruszyły badania nad ewentualnym wykorzystaniem tego leku.
Badania podjął się polski zespół pod kierownictwem prof. Konrada Rejdaka, kierownika Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Prof. Rejdak obserwował 22 zainfekowanych koronawirusem pacjentów, u których leczono amantadyną Parkinsona, stwardnienie rozsiane i zaburzenia poznawcze. U żadnego z pacjentów nie pojawiły się objawy zakażenia.
Badania, sfinansowane przez Agencję Badań Medycznych, zostały zlecone przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Do dziś jednak nie opublikowano wyników badań. Amantadyny nie bada się szeroko – dziś prowadzi się nad nią badania w Polsce i Daniii. Od 1 grudnia 2021 roku, pracujący w Kopenhadze międzynarodowy zespół badaczy opublikował na stronach czasopisma Communication Biology wyniki badań nad amantadyną i jej ewentualnym zastosowaniem w leczeniu COVID-19.
Co wiadomo? Nie mamy jeszcze polskich wyników, ale wiemy, co ustalili naukowcy w Danii. Na niektórych portalach gromko ogłoszono, że naukowcy ci proponują amantadynę jako „nowy, tani, łatwo dostępny i skuteczny sposób leczenia COVID-19”. Nic bardziej błędnego.
Tylko w probówce
W wynikach opublikowanych pod tytułem „Amantadine has potential for the treatment of COVID-19 because it inhibits known and novel ion channels encoded by SARS-Cov-2” – Amantadyna ma potencjał w leczeniu COVID-19 ponieważ blokuje znane i nowe kanały jonowe kodowane przez SARS-Cov-2”. Słowo „potencjał” jest tu znaczące. A to dlatego, że nad substancją z takim wykorzystaniem nie przeprowadzono badań klinicznych, czyli na chorych ludziach, ale in vitro, czyli jedynie w probówce. A wyniki z badań in vitro potrafią się diametralnie różnić od tych prowadzonych na żywo.
Badaniu w probówce poddawano oocyty, czyli komórki mające potencjał stania się komórkami jajowymi, żaby szponiastej. Amantadyna wykazała działanie, ale absolutnie nie otrzymała rekomendacji do stosowania u ludzi. Co więcej, badacze w wynikach napisali: „aby ostatecznie potwierdzić dobroczynne działanie amantadyny w leczeniu COVID-19 potrzebne są dalsze badania z wykorzystaniem dobranej losowo grupy, z grupą kontrolną i podwójnie ślepą próbą”.
Zgodnie z obowiązującymi zaleceniami amantadyny nie ma w żadnym z protokołów leczenia COVID-19. Badania mogą okazać się obiecujące, ale póki co do leczenia łagodnych i umiarkowanych przebiegów choroby stosujmy tylko zatwierdzone leki. W Polsce od niedawna dostępny jest produkowany przez firmę Merck molnupiravir. W najbliższym czasie ma być jednak podawany jedynie pacjentom onkologicznym.
Karolina Kasperek