Często narzekamy na polskie rządy, a w tej rubryce szczególnie na ministrów rolnictwa: że podejmują złe decyzje, że ulegają presji Brukseli, że niewystarczająco dbają o interes polskiego rolnika. Dziś jednak musimy powiedzieć, że holenderscy rolnicy to dopiero mają pecha. U nich rząd zmienia resort rolnictwa w Ministerstwo Likwidacji Rolnictwa.
Holenderski rząd ujawnił bowiem plan, według którego wypłaci 25 mld euro rolnikom, którzy zdecydują się zredukować lub zlikwidować swoją produkcję mleka, mięsa i jaj. Naszym zdaniem, te gigantyczne pieniądze będą pochodzić z budżetu tego państwa, a nie z Unii. No cóż, Holandia jest bardzo bogatym krajem, także dzięki efektom pracy tamtejszych rolników. Tak dla porównania, owe 25 miliardów euro to około 12 razy więcej niż nasz obecny budżet przeznaczony na rolnictwo, bez środków unijnych. Holenderski plan zniszczenia własnego rolnictwa jest pierwszym objawem narastającego szaleństwa. Szaleństwa, które doprowadzi do głodu i wojen na świecie. Mamy tutaj i nasz skromny wkład – częścią tego szaleństwa jest m.in. polska europosłanka Sylwia S., która od lat gorąco oręduje za likwidacją produkcji zwierzęcej.
Holendrzy chcą zlikwidować krowy, świnie i kury, bo produkują azot spływający do morza i gazy cieplarniane. To część dużego planu, który ma ograniczyć o połowę emisję tych gazów w Unii Europejskiej. Doprowadzi to do obniżenia ich emisji na całym świecie o 5%, czyli niemal o "błąd statystyczny". Klimat tego nie odczuje i nie zmieni się z tego powodu, zwłaszcza że najwięksi truciciele (Chiny, Indie i Stany Zjednoczone) ambicje wobec klimatu mają znacznie mniejsze.
To jednak nie prowadzi do otrzeźwienia rzeczników klimatycznej rewolucji. Już dwa lata temu amerykańskie ministerstwo rolnictwa przestrzegało, że realizacja "Zielonego Ładu" w rolnictwie spowoduje znaczny wzrost cen żywności na świecie, a to oznacza głód i wojny. Jak już pisaliśmy w tej rubryce, wzrost cen żywności pod koniec pierwszej dekady XXI w. spowodował wybuch tzw. Arabskiej Wiosny, która doprowadziła do wojen w Libii i Syrii, a w konsekwencji powstania Państwa Islamskiego, biedy, śmierci i poniewierki milionów Bogu ducha winnych ludzi. Czy Europa chce doprowadzić do kolejnych wojen i wezbrania następnych fal imigrantów?
To urzędników z holenderskiego Ministerstwa Likwidacji Rolnictwa nie interesuje. Mówią, że ich kraj nie musi już karmić świata. Ich program rozpocznie się jako dobrowolny, ale jak mówią tamtejsi politycy, w końcu zaprzestanie negocjacji może okazać się konieczne. Przypomina nam to zapał, z jakim tworzono w Polsce kołchozy po II wojnie światowej – albo oddasz gospodarstwo po dobroci, albo pożałujesz.
Mądrość ludowa mówi: Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku. Nam jednak trudno powstrzymać się od uśmiechu. Holenderska antychłopska rewolucja to szansa dla Polski. Z dużych krajów produkujących mleko w Europie tylko Polska i Irlandia mają możliwość zwiększenia jego produkcji. Jeśli chodzi o trzodę chlewną, to pod względem pustych chlewni jesteśmy na pewno w pierwszej trójce w Europie. Kiedy sytuacja na rynku wieprzowiny się ustabilizuje, będzie można ten potencjał wykorzystać. Wystarczy nie przeszkadzać i rozsądnie stymulować rolnictwo, oczywiście pod hasłami technologii ograniczających emisję gazów cieplarnianych.
Niech Holendrzy swoje rolnictwo likwidują – na jego odbudowę i 50 mld euro nie wystarczy – Polski chłop ich wyżywi i nieźle na tym zarobi. Pod warunkiem, że naszym politykom rozumu nie odbierze. Przekładając na konkret, chodzi, aby w Polsce nigdy nie powstało Ministerstwo Likwidacji Rolnictwa. Chociaż wiemy, że wielu z Was Drodzy Czytelnicy i w Polsce dostrzega początki "holenderskiej choroby wściekłych polityków". Nie chodzi nam tylko o naszą faworytkę Sylwię, ale też np. o unijnego komisarza do spraw rolnictwa – Janusza Wojciechowskiego.
Dominującym tematem w początkach tego roku jest drożyzna, której siewcami są: niekontrolowana inflacja, astronomiczne ceny gazu, wysokie ceny paliw i węgla oraz zagrożenia płynące z "Polskiego Ładu". Nawet do mediów związanych z miastem, jak np. "Gazeta Wyborcza" czy też TVN24, docierają oczywiste fakty, że bardzo drogie nawozy są zmorą polskiego rolnika i konsekwencją tego stanu rzeczy będzie droga żywność. Jednak polski rolnik zapłaci też za nowe rozwiązania podatkowe, które go pozornie nie dotyczą! Wszak wzrost kosztów pracy, większe podatki dla firm oraz wspomniane szalejące ceny nośników energii będą skutecznymi hamulcami rozwoju naszego rolnictwa i przetwórstwa. Już niedługo zaczną się na większą skalę zebrania rejonowe w spółdzielniach mleczarskich. I każdy obecny na nich członek zarządu, najczęściej prezes, wyliczy, jakie to astronomiczne koszty musi płacić spółdzielnia za prawidłowe funkcjonowanie zakładu. Ta uwaga dotyczy też prywatnych firm mleczarskich. Oczywiste jest, że wpłynie to negatywnie na ceny skupu i może sprawić, że skala likwidacji gospodarstw mlecznych, ale nie tylko takich, może osiągnąć gigantyczne rozmiary. Zagrożony jest też byt wielu zakładów przetwarzających żywność. Chyba że politycy się obudzą i znajdą konkretne, a nie hasłowe rozwiązania choćby części problemów trapiących polskich rolników i firmy z nimi związane. Mówimy politycy, bo chodzi nam o rozwiązania wypracowane ponad politycznymi podziałami, wolne od tzw. kiełbasy wyborczej.