Jest to z całą pewnością dobry sygnał dla sektora mleczarskiego, który ostatecznie miniony rok uznał za udany.
Już w listopadzie ceny skupu mleka w Polsce osiągnęły najwyższy poziom w historii, tj. 1,74 zł/l, co stanowiło wzrost o 15,8% w porównaniu do listopada 2020 roku. Wiele wskazuje na to, że cena wypłacona za grudzień jeszcze wzrośnie.
Zwyżki cen skupu surowca należy powiązać z wyższymi cenami produktów mleczarskich, tj. przede wszystkim masła, którego notowania w grudniu były wyższe nawet od tych z 2017 r.
W trzecim kwartale światowa produkcja mleka u czterech największych eksporterów spadła 0,1% w odniesieniu do poprzednich 3 miesięcy. Zwiększająca się jednocześnie presja kosztowa, głównie za sprawą pasz, nawozów, energii, co w dalszej kolejności będzie wynikający z niej spadek rentowności pogłębiać.
r e k l a m a
Nieustannie rodzimy
rynek mleczarski wykazuje się silną integracją z eksportem, którego wymiar ponownie zanotował wzrost o 12,7% w 3 kwartale, co stanowi przyrost o 1,4% w stosunku do drugiego kwartału minionego już roku.
Wciąż dochodowy eksport wpływa z kolei na uwydatnienie różnic już wcześniej występujących pomiędzy przetwórniami skoncentrowanymi na eksporcie a lokalnie działającymi przedsiębiorcami, którzy wobec wciąż dziesiątkowanych lokalnych sklepów patronackich są zdani na łaskę zewnętrznego handlu detalicznego w Polsce.
Nie umykają mojej uwadze pełne niepokoju głosy producentów rolnych, którzy uzyskując ceny na poziomie nieco powyżej 1,20 netto za litr pozostają już daleko w tyle za wyższą o 0,54 zł średnią krajową.
Rynek wciąż jednak, zasadami uczciwej konkurencji, nie wyeliminował praktyk patologicznych. Krajowi producenci rolni potrzebują stabilności, gwarancji rentowności produkcji, a nie igrania ich losem przez cwaniaków oferujących cenę nierzadko grubo przekraczającą 2,10–2,20 zł za litr mleka. Realna, długoterminowa – a tylko taka daje poczucie spokoju rolnikom – cena mleka, mimo wzrostu jego wartości, jest jednak niższa.
Przebiegle oferowane rolnikom umowy mają zwykle charakter umów na czas nieokreślony, z 1-miesięcznym okresem wypowiedzenia! Czarno na białym widać, kto jest beneficjentem owoców ciężkiej pracy w gospodarstwie rolnym, a kto w przypadku nieuchronnego załamania cen skupu mleka przerzutowego weźmie całą odpowiedzialność na siebie.
Uzbrojone po zęby w wyspecjalizowanych radców prawnych z całą pewnością pozwolą tym podmiotom skupującym opuścić pole bitwy suchą stopą, zostawiając po sobie jedynie kurz wojenny… i rolników z wyborem czy sprzedawać mleko za 90 groszy, czy skorzystać z aktu łaski pt. wypowiedzenie umowy.
Jak uporządkować te fakty
wobec celowo wytwarzanego chaosu informacyjnego? Nie ma prostszej metody niż prosty rachunek ekonomiczny. Wystarczy bowiem dokonać zestawienia cen mleka publikowanych przez GUS oraz wartości mleka przerzutowego w analogicznym okresie, najlepiej 5-letnim. Daje to wówczas obraz relacji tych dwóch cen, w dłuższej perspektywie, odnoszącej się do długości mlecznego cyklu produkcyjnego.
Wnioski nasuwają się same i są dość oczywiste. Mleko przerzutowe w ostatnich 5 latach było średnio o 3 gr za litr tańsze niż mleko skupowe według cen GUS.
Oczywiste staje się, że domniemany zysk na sprzedaży własnego surowca jako mleka przerzutowego – mimo chwilowej różnicy – zostanie wkrótce zamieniony w stratę.
Z tego prostego wyliczenia jasno widać intencję kupującego. Rolnicy nie pozostają jednak bezbronni i sami mogą skorzystać z porady prawnej lub samodzielnie przeanalizować notowania cen, by w dalszej kolejności podjąć słuszną dla siebie decyzję.
Historia krajowego skupu zna jednak przypadki, w których rolnik, wobec konieczności sprzedania mleka znacznie poniżej oczekiwanej wartości po załamaniu cen mleka przerzutowego, zmuszony był do likwidowania liczącego 100 krów stada, by uchronić się przed jeszcze większymi stratami.
Tak czy inaczej, rynek mleka obecnie pozostaje we wzrostowej fazie cyklu, a światowa produkcja mleka u największych eksporterów wyraźnie zwolniła. Wyhamowanie Chin, o którym wspominałem w poprzednich felietonach, jest już coraz bardziej widoczne u nas. Dostawcy mleka zatem mają ostatni czas, żeby związać się stabilną umową kontraktacyjną.
r e k l a m a
Wysokie koszty
obsługi frachtów oraz trudności w chińskich portach w połączeniu z rosnącą lokalnie produkcją będą działać hamująco na eksport mleka zarówno z Polski, jak i Unii Europejskiej w 2022 r.. Produkcja mleka w Chinach już w tym roku wzrośnie o 3%, a to dopiero początek, bo pamiętajmy, że Państwo Środka zapowiedziało już osiągnięcie samowystarczalności w zakresie artykułów mleczarskich w ciągu 8 lat.
Co nas zatem czeka w bieżącym roku? Na pewno będzie mieć miejsce kontynuacja wzrostu kosztów produkcji krocząc wraz z rosnącymi cenami mleka w skupie.
Przyczyn wzrostu kosztów produkcji – oprócz tych powszechnie znanych – należy ponownie szukać w Chinach i budowie tamtejszego sektora rolnego, jak i zapasów.
Jak podaje Departament Rolnictwa USA, Chiny przechowują w magazynach 69% światowej kukurydzy, 60% ryżu, 51% pszenicy i ponad 30% soi, a w ostatnich 10 latach udział ten wzrósł o około 20%.
Miało to wyraźny związek ze wspomnianym gromadzeniem zapasów, których poziom jest obecnie rekordowo wysoki, a rezerwy pszenicy pokrywają potrzeby na półtora roku.
Wyhamowanie importu przez Chińczyków może mieć związek z tym, że osiągnięcie oczekiwanego przez nich poziomu zapasów jest bardzo blisko.
Mamy do czynienia więc zarówno z zagrożeniem, jak i szansą dla naszego sektora mleczarskiego. Powinniśmy efektywnie szukać nowych rynków zbytu oraz zabezpieczyć interesy rolników, którzy dostarczają mleko do mniejszych spółdzielni mleczarskich, bo jak one upadną, to skorzystają na tym wyłącznie molochy, a w szczególności handel detaliczny.
Warto więc wrócić do rozmów na temat budowy wspólnej reprezentacji rolników, mniejszych i średnich przetwórni, która będzie miała ambitny cel, tj. uratować tysiące gospodarstw rolnych przed upadkiem, bo najważniejszy jest… człowiek.