Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Włosi też mają ASF. Niestety!

Data publikacji 19.01.2022r.

Na początku stycznia potwierdzono pierwsze ognisko afrykańskiego pomoru świń w kontynentalnej części Włoch. Chorobę wykryto u padłego dzika znalezionego w północno-zachodniej części kraju. Do tej pory włoskie służby weterynaryjne potwierdziły łącznie trzy ogniska ASF u dzików.

Dwa ogniska wystąpiły w regionie Piemont w prowincji Alessandria, około 30 km na północny zachód od Genui i 85 km na południowy wschód od Turynu. Trzecie zachorowanie zlokalizowano w Genui w regionie Liguria. Służby we Włoszech wyznaczyły obszar ASF, który obejmuje łącznie 78 gmin: 54 znajdują się w Piemoncie, a 24 w Ligurii. Generalna Konfederacja Rolnictwa Włoskiego w ostatnim czasie ostrzegała o możliwości wybuchu ognisk choroby u dzików wskutek dużego wzrostu populacji tych zwierząt.

Afrykański pomór świń występuje, co prawda, endemicznie na należącej do tego kraju Sardynii, ale na kontynencie do tej pory go nie stwierdzano. Na wyspie wirus został po raz pierwszy zgłoszony w 1978 roku, kiedy epidemia ASF szalała w Hiszpanii i Portugalii i zakończyła się w latach 80. ub. wieku. Na Sardynii występuje genotyp I afrykańskiego pomoru świń, natomiast eksperci przewidują, że obecne ognisko na kontynencie może być spowodowane genotypem II, który jest aktywny również w Niemczech, Polsce, Rumunii czy Rosji. Choć ciągle nie wiadomo, czy choroba trafiła do Piemontu właśnie z Sardynii, czy z innych części Europy, w których występuje ASF, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że przyczynił się do tego człowiek.

Najbliżej położone ogniska ASF występują we wschodnich Niemczech w odległości około 800 km. Jak twierdzą władze Włoch, po tym, jak Niemcy zgłosiły pierwszy przypadek ASF w populacji dzików, rozpoczęto wdrażanie zatwierdzonego przez Unię Europejską planu kontroli i zapobiegania afrykańskiemu pomorowi świń. We Włoszech utrzymywanych jest około 8,9 mln świń. Kraj jest siódmym pod względem wielkości producentem wieprzowiny w Unii Europejskiej.

Odstrzał nie zastąpi szukania

Według najnowszych danych Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt (OIE), od stycznia ubieg­łego roku wirus ASF został zgłoszony w 32 krajach w pięciu różnych regionach świata. Chorobę wykryto u ponad 28 tys. dzików. W Polsce liczba ognisk ASF u dzików w 2021 roku wyniosła 3214. Wirusa stwierdzano w 10 województwach, a najwięcej ognisk u dzików, bo aż 1426, wystąpiło w Lubuskiem. Podobna liczba zachorowań została odnotowana w Niemczech. W trzech landach: Brandenburgii, Saksonii oraz Meklemburgii Pomorzu-Przednim stwierdzono ich 3,1 tys. Zarówno władze niemieckie, jak i polskie służby podkreślają, że zmniejszenie liczby dzików ma kluczowe znaczenie w skutecznej walce z afrykańskim pomorem świń.

Również w projekcie rozporządzenia, który jest kontynuacją programu z 2021 roku, mającego na celu zwalczanie afrykańskiego pomoru świń, przyznano, że najczęstszą przyczyną zawleczenia choroby do gospodarstwa utrzymującego świnie jest przeniesienie wirusa ze środowiska naturalnego, w którym występują ogniska ASF u dzików. Chociaż niepokoi i zastanawia wystąpienie ognisk u trzody chlewnej na obszarach, w których ASF nie wystąpił wcześniej w przyrodzie. Przedstawiony przez ministerstwo rolnictwa projekt zakłada ograniczanie populacji dzików stanowiących główny rezerwuar wirusa ASF w środowisku oraz eliminacja padłych sztuk.

– Rozporządzenie jest nowe, jednak błędy stare. Zwalczanie ASF to proces złożony, a jego efektywność zależy od sprawnego ograniczania liczebności dzików żywych, skutecznego usuwania dzików padłych i powstrzymywania przenoszenia się choroby z lasu do chlewni, z chlewni do lasu i z jednych gospodarstw do drugich. Nawet ogromne nakłady organizacyjne i finansowe w jednym z obszarów nie dadzą efektu, jeśli w innym działania są tylko pozorowane. Eksperci podkreślają znaczenie odnajdywania i usuwania padliny, ponieważ na terenach ASF ogromna większość znalezionych martwych sztuk jest zakażona. Na papierze wydaje się, że w tym obszarze walki z afrykańskim pomorem świń jest porządek, a tymczasem w praktyce zgłoszone padłe dziki po pobraniu próbek do badań leżą w terenie nawet przez kilka tygodni, zanim ktoś je uprzątnie. Wynika to z tego, że wciąż nie jest jasno powiedziane, kto ma organizować usunięcie padliny. W rozporządzeniu jest zapisane bowiem, że powiatowy lekarz weterynarii może finansować usunięcie padłego dzika, ale nie ma już obowiązku usunięcia padliny. Co więcej, finansowanie usuwania padliny uzależnione jest od tego, kto jest właścicielem gruntu. Paradoksalnie Inspekcja Weterynaryjna (organ państwowy) nie finansuje usuwania padłych dzików znalezionych na gruntach innych niż prywatne. Każdego roku zwiększają się koszty realizacji programów, a mimo to ASF ma coraz większy zasięg, ognisk u świń wcale nie mamy mniej, tylko każdego roku więcej, a to jasno wskazuje, że stosowane dotychczas procedury i założenia nie są trafne – mówi Maciej Perzyna, lekarz weterynarii z województwa mazowieckiego i jednocześnie myśliwy.

Nie opłaca się zgłaszać

W stosunku do programu realizowanego w 2021 roku w nowym rozporządzeniu zwiększona została kwota przewidziana za zgłoszenie padłego dzika na obszarze wolnym od tej choroby do 200 zł brutto, co ma zwiększyć motywację do szukania i zgłaszania padłych dzików. W 2020 roku bowiem na obszarach wolnych od ASF zgłoszono jedynie 11 padłych dzików, co stanowiło zaledwie 0,6% wszystkich martwych sztuk znalezionych wówczas na terytorium kraju.

– Uprawnienie do samodzielnego poszukiwania padłych dzików, podobnie jak w poprzednich latach, ograniczono do pracowników Służby Leśnej i parków narodowych oraz myśliwych. Dalej czytamy, że osoba zgłaszająca musi osobiście wskazać miejsce, ale „nagroda” trafia nie do niej, a do dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, lub dyrektora parku albo zarządcy lasów miejskich. Rolnik znajdujący padłego dzika na polu nie tylko nie otrzyma pieniędzy za to zgłoszenie, ale spotka się z różnymi utrudnieniami, a nawet kosztami – twierdzi Perzyna.

Tusze dzików zabitych w ramach odstrzału sanitarnego będą poddawane utylizacji, co docelowo ma skutkować ograniczeniem wykonywanych odstrzałów sanitarnych na rzecz zwiększenia liczby polowań prowadzonych w ramach corocznych planów łowieckich. W programie zakłada się też możliwość finansowania redukcji populacji dzików prowadzonej zarówno przez polowania, jak i odstrzał sanitarny, usuwanie źródeł wirusa ASF ze środowiska, a także prowadzenie monitoringu dzików i świń. Szacowane koszty realizacji programu w 2022 roku mają wynieść ponad 183 mln zł. Autorzy projektu informują, że Polska wystąpi do Komisji Europejskiej z wnioskiem o współfinansowanie ze środków unijnych w odniesieniu do kosztów kwalifikowalnych w wysokości 22,1 mln zł. Pozostałe środki będą pochodziły z budżetu krajowego.

Zawodowi myśliwi?

Powstrzymanie rozprzestrzeniania się ASF będzie wymagało drastycznego zmniejszenia liczby dzików, jednak zapowiedź Lecha Kołakowskiego, wiceministra rolnictwa i rozwoju wsi, o planach zatrudnienia ponad tysiąca myśliwych, którzy uzyskają możliwość strzelania do dzików z pojazdów, wywołała sprzeciw wśród myśliwych. Jak wskazują, propozycja strzelania do dzików z samochodów narusza przepisy o zachowaniu bezpieczeństwa, a ich samych sprowadza do roli eksterminatorów gatunku. Polski Związek Łowiecki nie zgadza się wręcz, aby osoby zatrudnione w tym celu w ogóle nazywać w przestrzeni publicznej i prawnej myśliwymi. W przygotowywanej ustawie ma też znaleźć się zapis, iż dziki z odstrzału sanitarnego po pobraniu próbki do badań będą od razu utylizowane bądź zakopywane w ziemi z zachowaniem zasad bioasekuracji. Dzięki temu ma być więcej miejsca w chłodniach służących do przechowywania odstrzelonych tusz oraz mniejsze koszty utylizacji.

– Szczerze mówiąc, rozgraniczałbym głos władz PZŁ od głosu myśliwych. Opinie przedstawiane przez zarząd główny związku aż nadto często są opiniami nie myśliwych, a urzędników. Odpowiednia gratyfikacja może wyłonić osoby nastawione zadaniowo do realizacji odstrzału. Natomiast minister Kołakowski może znacznie nie doceniać skali problemu. Tysiąc myśliwych niewiele tu zmieni. Może pora wreszcie przyjrzeć się faktycznej sytuacji polskiego łowiectwa, uzdrowić działanie PZŁ, poznać mechanizmy rządzące wykonywaniem odstrzału i poprawić to, co wymaga poprawienia. W walce z ASF ważne jest zmniejszenie populacji dzików, ale przede wszystkim usuwanie truchła. To ono jest faktycznym rezerwuarem zarazka w środowisku i to z jego udziałem choroba dostaje się do ferm. Jeżeli wciąż brakuje odpowiednich procedur i działań w tej kwestii, to nie uzyskamy oczekiwanych rezultatów. Odstrzał przez zatrudnionych myśliwych pochłonie znacznie więcej pieniędzy, a efekt w porównaniu z poniesionymi nakładami będzie niewielki. Jednak medialnie dobrze to wygląda. Już teraz myśliwi muszą zabierać odstrzelone dziki z lasu czy pola, aby je wypatroszyć (a zakażonych wśród takich odstrzelonych sztuk jest około 1%), natomiast padłe sztuki leżą sobie tam w najlepsze, mimo że ponad 70% z nich ma w sobie wirusa i zakaża – komentuje Maciej Perzyna.

Usuwanie padliny jest istotne, aby dziki nie zarażały się od leżącego truchła. Tym bardziej że w takiej sytuacji nie można wykluczyć kanibalizmu. W celu monitorowania interakcji dzików z padliną w okresie zimowym umieszczono w Czechach siedem padłych sztuk w różnych miejscach. Dane zostały zebrane przez fotopułapki. Łącznie zarejestrowano 732 wizyty dzików w miejscach ulokowania padliny. Bezpośredni kontakt z tuszą zarejestrowano w 81% zapisów na fotopułapkach, natomiast kanibalizm zaobserwowano w prawie 10% wszystkich zarejestrowanych wizyt.

Pierwszy bezpośredni kontakt miał miejsce średnio 30 dni po umieszczeniu zwłok w odpowiednim miejscu. Kanibalizm zaobserwowano po 70 dniach. Wyniki te pokazują, że kanibalizm u dzików może odgrywać rolę w epidemii ASF, jeśli padłe sztuki pozostaną w środowisku. Wyniki te potwierdziły znaczenie usuwania zarażonych tusz, co odgrywa kluczową rolę w wyeliminowaniu afrykańskiego pomoru świń.

– Kanibalizm u dzików występuje, choć nie wiemy, jaka jest jego skala. Nikt tego dokładnie nie zbadał. Wnioski z doświadczenia przeprowadzonego w Niemczech w 2019 roku były takie, że w warunkach umiarkowanego klimatu Europy Środkowej nie wykazano przypadków kanibalizmu. Ale oznacza to, że przy gorszych warunkach klimatycznych nie można wykluczyć takiego zachowania. Gdy ziemia jest zamarznięta i trudno ryć, na polach nie ma już kukurydzy, może okazać się, że kanibalizm wystąpi. Potwierdzałoby to odnotowywane zwiększenie liczby ognisk u dzików zimą – uważa Maciej Perzyna.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a



r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a