mazowieckie
Integracja w oparciu o tradycję, zabarwiona szczyptą nowoczesności – według tej idei gospodynie z KGW w Głowaczowie działają od trzech lat. Przed wojną istniało we wsi koło, które organizowało spotkania towarzyskie i zabawy. Współczesne mieszkanki wsi poszły o krok dalej – integrują, edukują i działają charytatywnie.
Otwierają serca
Zanim objęła funkcję przewodniczącej, przeszła na emeryturę. Danuta Kulesza – wieloletnia nauczycielka języka rosyjskiego – pomyślała: „Wreszcie odpocznę”. Los zdecydował inaczej. W skrzynce pocztowej znalazła zaproszenie na spotkanie związane z powołaniem we wsi koła.
– Zainteresował mnie temat, przeanalizowałam dokumenty i statut organizacji. Na kolejnym spotkaniu koleżanki wybrały mnie na przewodniczącą jako najlepiej zorientowaną w przepisach. Nie planowałam brać na siebie tak dużej odpowiedzialności. Ostatecznie się zgodziłam. Ale wkrótce oddam stery jednej z koleżanek i przejdę na zasłużoną kołową emeryturę – opowiada Danuta.
Nie wiedziały, od czego rozpocząć. Zdecydowały się na wspólne odkrywanie talentów. Okazało się, że niektóre z pań umieją malować obrazy, inne szyć lub świetnie gotować.
– Nie chciałyśmy zatrzymać się tylko na tradycjach. Szanować je i podtrzymywać, ale w nowoczesnym wydaniu – mówią Głowaczowianki.
Jednym z pierwszych projektów była integracja podczas spacerów nordic walking szlakiem przydrożnych kapliczek. Kobiety poznawały historię wiejskich figurek, wypytywały o ich losy najstarszych mieszkańców wsi. Odwiedziły okoliczne historyczne miejsca związane z wydarzeniami z czasu powstania styczniowego i drugiej wojny światowej.
– Zanim wyruszyłyśmy w teren, odbyłyśmy kurs odnośnie do bezpieczeństwa. Policja instruowała nas, jak poruszać się w kolumnie, gdzie przypiąć odblaski – opowiada przewodnicząca. – Wiedza przydała nam się również podczas rajdów rowerowych.
Panie biorą udział w spotkaniach poświęconych urodzie i zdrowiu. Szczególnie przypadły im do gustu szkolenia prowadzone przez fizjoterapeutkę z elementami terapii dna miednicy. Cyklicznie uczestniczą w warsztatach, m.in. przyrządzania koreańskich kiszonek warzywnych, wykonywania kwiatów z bibuły, pisanek z sitowia, palm, filcowania, szycia czy gotowania. Ich domeną jest doskonała, aromantyczna kuchnia – tradycyjna, ale też nieco eksperymentalna. Na ich stoisku można skosztować zarówno tradycyjnych proziaków z czosnkiem, jak i oryginalnego syropu z bzu o słodkim smaku landrynek.
Głowaczowianki angażują się w działalność dobroczynną. Na początku pandemii uszyły ponad 4 tys. maseczek dla ośrodków zdrowia, OSP, MOPS i mieszkańców swojej wsi. Regularnie wspierają zbiórki na rzecz chorych dzieci, hospicja, Szlachetną Paczkę.
Jak czarownice
Kamieniem milowym w działalności dwudziestu sześciu Głowaczowianek był zeszłoroczny czerwcowy projekt „Wróćmy do ziół”. Jego celem był powrót do starych praktyk zbierania ziół.
– W ramach projektu uczyłyśmy się szacunku do przyrody, ochrony jej zasobów i wykorzystania do słusznych celów. Ochrona przyrody jest naszym obowiązkiem i miarą tego, jakim człowiekiem jest każdy z nas – podkreśla Danuta Kulesza, pomysłodawczyni.
Projekt obejmował m.in. warsztaty z zielarką z Osady Średniowiecznej w Hucie Szklanej w Świętokrzyskiem. Spotkanie zaplanowane na 45 minut przeciągnęło się do trzech godzin. Panie chłonęły wiedzę o ziołach i wytwarzaniu naturalnych maści i nalewek. Zorganizowały też spotkanie z Bogusławą Della Porta, dawną głowaczowianką, dziś – mieszkanką Włoch. Naturoterapeutką, specjalistką medycyny ajurwedyjskiej, z zamiłowania – zielarką. Poszerzyły wiedzę o leczniczym działaniu ziół. Cenne informacje czerpały także od najstarszych mieszkańców wsi oraz z pożółkłych kajetów przodków.
– Dawniej, kiedy nie było lekarza czy apteki w zasięgu ręki, ludzie leczyli się darami natury – wyjaśnia przewodnicząca. – Zgodnie z tytułem projektu wróciłyśmy do ziół. Nasze umiejętności zielarskie są poparte wiedzą. Wiemy, czym charakteryzują się rośliny i kiedy należy je zbierać. Wytwarzamy syropy, nalewki, parzymy lecznicze herbaty.
W trakcie projektu zachęcały dzieci i młodzież do poznawania ziół i ich właściwości. Opowiadały o niecodziennej i często niedocenionej roli ziół dla zdrowia. Wyjaśniały, w jaki sposób wykorzystywać je w kosmetyce, kuchni, do dekoracji. Podpowiadały, jak przygotować domową naturalną apteczkę. Wyprawy po zioła połączyły z wycieczkami nordic walking i jazdą na rowerach.
Dziś znakiem rozpoznawczym KGW są ziołowe koszyczki będące ozdobą stoiska Głowaczowianek. Uwagę przykuwają miotełki na bambusowym patyczku. Każda miotełka to naturalna aromatyczna herbata z darów pobliskich łąk, ogrodów i lasów. W koszyku można znaleźć też torebeczki zapachowe z ludowymi motywami. Pachną lawendą, kwiatem dzikiej róży oraz jaśminem.
– Dla dzieci przygotowałyśmy tzw. duszki. To woreczki przewiązane sznurkiem przypominające wesołe zjawy. Można je wąchać, ugniatać albo zalać wrzątkiem i delektować się ich smakiem i aromatem. W ten sposób chciałyśmy zaszczepić w młodszych pokoleniach pasję do ziół – wyjaśnia pomysłodawczyni inicjatywy.
W przyszłości gospodynie chciałyby rozwijać działalność w oparciu o swoją bogatą wiedzę dotyczącą ziół. Ale nie tylko. Nastawiają się na dalszą integrację, doskonalenie umiejętności kulinarnych i artystycznych. Planują zacząć śpiewać przy akompaniamencie skrzypiec.
– Trzyletnia działalność koła wciąż jest dla nas nowym doświadczeniem. I nadal nas cieszy. Zanim powstałyśmy, o Głowaczowie było cicho. Teraz jesteśmy rozpoznawane, docierają do dziewczyn słowa uznania i sympatii – cieszy się Danuta Kulesza.
Małgorzata Janus