Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Nie będziemy umierać w ciszy

Data publikacji 15.02.2022r.

W około 50 miejscach w całej Polsce AgroUnia zorganizowała protesty. – Chcemy zwrócić uwagę mieszkańców miast na problemy rolników, ponieważ teraz dotykają nas, ale w następnej kolejności odczują je wszyscy, płacąc więcej za żywność – tłumaczył Michał Kołodziejczak. Gdzie rolnicy protestują i czego żądają?

Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii, stwierdził, że organizacja chce pokazać ludziom, jak ważne jest rolnictwo, jak bliskie są jej problemy rolników. Tak, aby każdy zrozumiał, że nawet jeśli dzisiaj to nie jest jego problem, to jutro takim będzie, bo mieszkańcy miast będą więcej płacić za żywność. Kolejny postulat rolników z AgroUnii to żądanie spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim, bowiem rolnicy uważają, że Henryk Kowalczyk, urzędujący wicepremier i minister rolnictwa, nie jest skłonny do kompromisu.

– Minister urzęduje już ponad sto dni i jak na razie nic z tego dobrego dla rolników nie wynika, dlatego domagamy się spotkania z premierem – mówił Filip Pawlik, koordynator AgroUnii w Wielkopolsce, podczas demonstracji w Środzie Wielkopolskiej. W podobnym tonie wypowiadał się także Kołodziejczak.

W Łódzkiem

W województwie łódzkim największy protest rozpoczął się we Wróblewie, a na jego czele stanął Michał Kołodziejczak. Stąd ciągnikiem wraz z innymi rolnikami ruszył w stronę Łodzi.

– Blokujemy, ponieważ ratujemy polską produkcję żywności. Upominamy się o to, co ważne dla wszystkich. Dziś potrzebujemy koła ratunkowego dla polskiego rolnictwa. A tymczasem nasz rząd wypowiada się o nas lekceważąco. – Z takim przekazem rozpoczęli protest rolnicy z Łódzkiego.

Michał Kołodziejczak zapowiedział, że jeśli nie odbędzie się spotkanie AgroUnii z premierem Morawieckim, protest się zaostrzy, a 23 lutego 2022 roku ciągniki zablokują Warszawę, wjeżdżając do niej z różnych kierunków Polski. Wskazał też na rosnące koszty produkcji, a w szczególności ceny nawozów mineralnych. Zwraca uwagę, że Zielony Ład również rolnikom życia nie ułatwi, a tylko pogorszy sytuację. Rolnicy alarmują ponadto, że maleje pogłowie żywca ze względu na brak opłacalności i liczne problemy.

W Wielkopolskiem

AgroUnia i rolnicy związani z Wielkopolską Izbą Rolniczą zorganizowali dwanaście protestów w województwie.

Wielu rolników przyjechało do Koszut pod Środą Wielkopolską, czyli do miejsca, gdzie od lat 90. ubiegłego wieku odbywały się blokady rolnicze. Po odśpiewaniu „Roty” rolnicy ruszyli swoimi ciąg-
nikami w stronę Środy. Według organizatorów w kolumnie jechało 100 ciągników, a zdaniem lokalnych policjantów około 70 maszyn.

Kolumna w drodze do miejskiego targowiska zatrzymała się przy średzkiej cukrowni niemieckiego koncernu Pfeifer&Langen, aby wywiesić banner i zaprotestować przeciwko warunkom dostawy buraków cukrowych.

– Nie zgadzamy się na to, aby polscy rolnicy dostawali tak śmieszne pieniądze za buraki, które produkują – mówił Filip Pawlik.

Protestujący podkreślali, że nie zgadzają się na ogromny wzrost kosztów produkcji przy cenach skupu poniżej opłacalności. Taki problem dotyka przede wszystkim producentów świń, ale problemy mają także rolnicy uprawiający warzywa i sadownicy. Rosnące koszty, podwyżki cen nawozów, pasz czy chociażby folii do sianokiszonek coraz bardziej dotykają także gospodarstwa mleczne i te nastawione na produkcję roślinną.

– Cena skupu jest sprzed 26 lat, a pozostałe koszty wzrosły ogromnie i mamy dramat. Wówczas tona nawozu kosztowała 500–600 zł, a obecnie kosztuje ponad 3 tys. zł – mówił Mirosław Jackowski, rolnik spod Środy Wielkopolskiej.

W Lubelskiem

W Lublinie ulice, którymi jechali protestujący rolnicy, tworzą tzw. trasę W-Z, kluczową dla układu komunikacyjnego miasta. Nic dziwnego, że w centrum szybko zaczęły tworzyć się korki. Władze Lublina dzień wcześniej zdecydowały o skierowaniu objazdami autobusów i trolejbusów. Zamknęły też dla ruchu pl. Zamkowy.

Tymczasem na zablokowanym odcinku rolnicy sprawnie prowadzili swoją akcję. Rozdawali lublinianom jabłka, była też kuchnia polowa z grochówką. Na samochodzie dostawczym ustawili scenę z nagłośnieniem. Z niej działacze AgroUnii tłumaczyli mieszkańcom miasta przyczyny protestu. Były też transparenty o treści: „Stop drożyźnie”, „Ptasia grypa, ASF, bobry i ropa dobijają chłopa”, „Zawód rolnika wysokiego ryzyka”.

Rolnicy chwalili współpracę ze służbami porządkowymi. Mówią też, że odczuli wsparcie lublinian.

– Mieszkańcy życzliwie podchodzą do naszej akcji – podkreśla jedna z uczestniczek protestu z AgroUnii. – Rozumieją, że te same problemy dotykają nas wszystkich.

– Między 11.00 a 12.00 nasza delegacja uda się do Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. Tam na ręce Lecha Sprawki, wojewody lubelskiego, chcemy złożyć list – mówił przed rozpoczęciem protestu Andrzej Waszczuk, lubelski koordynator AgroUnii.

Niestety, nikt z urzędników nie palił się do spotkania z rolnikami.

– Ani wojewoda, ani żaden z jego zastępców nie znalazł czasu, aby odebrać pismo, choć w urzędzie wiedzieli, że przyjdziemy z listem. Zostawiliśmy go więc w sekretariacie – mówi Jarosław Miściur, rolnik z Policzyzny pod Lublinem.

List został więc odczytany ze sceny podczas protestu.

„Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej – upadają kolejne gospodarstwa, pogarsza się ich rentowność, rosną koszty produkcji”, napisali m.in. rolnicy do wojewody. „Polska jest coraz bardziej zależna od importu »śmieciowej żywności« z za granicy, która według nas nie jest w należyty sposób kontrolowana przez służby państwowe”.

W dalszej części autorzy listu odnoszą się do Zielonego Ładu. Podkreślają, że nie wyobrażają sobie jego wdrażania: „Obecny kryzys to najgorszy czas na jego wdrażanie. (…) Nie jesteśmy na jego przyjęcie przygotowani finansowo i organizacyjnie. (…) Zielony Ład dobije polskie rolnictwo oraz horrendalnie podniesie ceny żywności”.

Rolnicy piszą też o „negatywnych skutkach zbyt ambitnej polityki klimatycznej”. Zwracają uwagę, że „dużo do życzenia pozostawia wsparcie państwa, które nic nie robi, żeby przeciwdziałać skutkom tej polityki”. Podkreślają, że „musimy zrobić porządek we włas-
nym domu poprzez zmiany, które zwiększą siłę polskiego rolnika”. Zaznaczają: „Jesteśmy za zmianami i rozwojem, ale nie może się on odbywać kosztem ludzi i niszczenia ich pracy, efektów codziennego znoju i dorobku wielu pokoleń”.

W Biłgoraju (województwo lubelskie) protest rolników w kilkudziesięciu ciągnikach i samochodach od rana mocno dawał się we znaki kierowcom. Przed rondami tworzyły się korki.

– Niektórym puszczały nerwy, padały niemiłe słowa – mówi Rafał Kosmala z AgroUnii.

Rolnik zaznacza, że najważniejszym postulatem AgroUnii jest obecnie ten, który dotyczy galopujących cen. Także nawozów, choć oczywiście nie tylko.

AgroUnia protestowała też w Łukowie. Do miasta przyjechało 50 ciągników. Po przejeździe przez miasto zebrały się one na placu targowym, gdzie odbyła się konferencja prasowa. Po jej zakończeniu ciągniki ponownie przejechały ulicami Łukowa.

Rolnicy twierdzili, że protestują nie tylko dla siebie, ale także w trosce o wszystkich konsumentów.

– Protestujemy przeciwko drożyźnie. Nie będziemy umierać w ciszy. Mamy najtrudniejszy okres w rolnictwie w XXI wieku. Od 2000 roku zlikwidowano najwięcej gospodarstw w historii. Trzoda chlewna została zamordowana. Nie walczy się z ASF, tylko z rolnikami utrzymującymi trzodę. Produkcja ziemniaków spadła w kraju sześciokrotnie. Ceny za płody rolne przy aktualnych kosztach produkcji są dramatycznie niskie. Po prostu umieramy, co przełoży się w przyszłym roku na zmniejszenie produkcji rolniczej, a to z kolei przełoży się na ceny na półkach – powiedział Jarosław Wojtaszak – koordynator AgroUnii z powiatu łukowskiego.

– Sytuacja w rolnictwie jest dramatyczna i ktoś powinien zwrócić uwagę na nastroje wśród tych najmłodszych pomagających i pracujących w gospodarstwach. Dzisiaj zamiast entuzjazmu narasta u nich zniechęcenie – mówił Sławomir Kopański z miejscowości Rozwadów w gminie Ulan-Majorat.

Wśród rolników, którzy w ramach protestu przyjechali ciągnikami do Łukowa, była między innymi Agnieszka Domańska – rolniczka i sołtyska wsi Rozwadów.

– Dowiedziałam się o proteście, więc wsiadłam do ciągnika i przyjechałam. Jesteśmy tutaj głównie ze względu na drożyznę. Nasza produkcja przestaje być opłacalna. Dużo mówi się o wsparciu i dotacjach dla rolnictwa. Co z tego, że zrobili obniżkę podatku VAT na paliwo, skoro nasze gospodarstwo rozlicza się na zasadach ogólnych i tego nie odczujemy. Proponuje się nam dopłatę do nawozów. Chciałabym, żeby została cena nawozów z ubiegłego roku i nikt nie dawał mi jałmużny, twierdząc, że coś dotuje – mówi Agnieszka Domańska prowadząca wspólnie z mężem gospodarstwo specjalizujące się w produkcji bydła opasowego.

– Drastycznie wzrosły koszty produkcji rolniczej. Cena mleka wprawdzie trochę się dźwiga, ale nie nadąża za szalonymi cenami środków produkcji. Podstawowym środkiem do naszej produkcji są nawozy mineralne, których ceny oszalały. Zebraliśmy się tutaj nie tylko po to, żeby walczyć o przeżycie naszych gospodarstw, ale po to, żeby zapobiec wzrostowi cen żywności, które w żaden sposób nie przekładają się na zyski rolników – wyjaśniał Marcin Kulikowski, producent mleka dostarczający surowiec do SM Ryki.

– Sprzeciwiamy się dyskryminacji nie tylko rolników, ale również konsumentów. Mamy zgodzić się na to, żeby być parobkami i żeby tę ogromną różnicę pomiędzy naszymi cenami a półkowymi zapłacili konsumenci? – pytał Zbigniew Górski z gminy Wojcieszków.

­– Nam nie chodzi o dzień dzisiejszy, ale o przyszłość. Cena chleba dochodzi już do 5 zł. Ile będzie kosztował za rok przy tak wysokich kosztach produkcji? Żeby zwrócił się koszt nawozów, robocizny rolnika i upieczenia bochenka, możemy spodziewać się 10 zł za codzienny chleb – mówił kolejny rolnik z powiatu łukowskiego.

W Kujawsko-Pomorskiem

Działacze AgroUnii, członkowie Samoobrony, bydgoskich struktur Solidarności RI i kilku innych organizacji rolniczych przed wejściem do budynku Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy zorganizowali konferencję prasową.

– Chcemy się dowiedzieć, jakim kosztem produkowane są nawozy azotowe. Kiedy będziemy to wiedzieć, będziemy mieli możliwość prowadzenia negocjacji cen. Dla nas to w tej chwili informacja strategiczna – informował dziennikarzy Michał Swędrowski ze żnińskich struktur AgroUnii. – Kolejny problem, który zmusza nas do rozmów z wojewodą, to kwestia trzody chlewnej. Od roku jej produkcja jest zupełnie nieopłacalna.

Rolnicy tłumaczyli, że do każdego wyprodukowanego tucznika dokładają nawet 200 zł. Przyczyną tego ma być import półtusz z państw Unii, który powinien być ograniczony do minimum.

– Należy wspierać gospodarstwa trzodziarskie. Co dzień upadają kolejne. Nie wiemy, ile żywca wjeżdża do Polski. Będziemy o to pytać służby weterynaryjne – zapowiedział Michał Swędrowski.

Rolnicy spotkali się z wojewodą kujawsko-pomorskim w piątek, 4 lutego. Rozmawiali przez kilka godzin. Przekazali listę swoich postulatów dotyczących wsparcia dla producentów prosiąt i walki z ASF.

Rolnicy ostrzegli wojewodę, że kilkusetprocentowy wzrost cen nawozów spowoduje, że rolnicy przestaną je stosować. Doprowadzi to nie tylko do obniżenia dochodów, ale także spowoduje niedobór żywności. Uważają też, że należy wprowadzić dopłaty do nawozów. Zredukowanie stawki VAT do zera nie jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ boleśnie uderza w towarowe gospodarstwa, które rozliczają podatek VAT. UOKiK powinien skontrolować też marże pośredników. Może być to element znacząco podnoszący ich cenę.

– Na rynku nawozów zdarzają się dziwne i niezrozumiałe sytuacje. Nawóz jest, ale dla nas niedostępny. Koncerny nawozowe wprowadzają nawozy do oferty, kiedy zwiększa się popyt i one drożeją. Należy umożliwić bezpośredni zakup nawozów od producenta. W przeszłości to obiecywano. Kiedy zapytałem o to jednego z producentów, usłyszałem, że mamy wpłacić 2 mln zł kaucji. Nam sprzedawany jest nawóz z aktualną ceną i datą produkcji z 2020 roku – tłumaczył Tadeusz Mądry ze spółdzielni z Białożewina.

Wojewoda Mikołaj Bogdanowicz, który przyjął od rolników petycję, zaznaczył, że rozumie ich postulaty. Afrykański pomór świń sprawia problemy nie tylko producentom trzody, ale także i administracji. Wojewoda obiecał, że postulaty oraz inne zgłaszane podczas spotkania kwestie przekaże do odpowiednich urzędów.

Wielu uczestników protestu w Bydgoszczy to rolnicy, o których zawodowych dokonaniach pisaliśmy bądź też których gospodarstwa wcześniej odwiedziliśmy. Znamy się. Wśród tych, których nie mieliśmy okazji jeszcze osobiście poznać, wystarczyło podczas przedstawiania się podać, że reprezentujemy redakcję TPR, by otrzymać wyrazy uznania za nasze publikacje. Protestujący zwykle z dużą ostrożnością traktują dziennikarzy zwykłych mediów. My podczas protestu byliśmy traktowani jakbyśmy byli jednymi z nich.

Krzysztof Janisławski,
Paweł Mikos, Józef Nuckowski, Tomasz Ślęzak

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a