Do paradoksów w prawie mającym źródło w unijnych dyrektywach i rozporządzeniach zdążyliśmy się przyzwyczaić. Pojawiają się one nawet w przynoszących pozytywne rozwiązania aktach prawnych. Tak jest również w przypadku Ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi, która jest wdrożeniem w przepisy państw unijnych postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego w sprawie nieuczciwych praktyk handlowych w relacjach pomiędzy przedsiębiorcami w łańcuchu dostaw produktów rolnych i spożywczych. Zastępuje ona wdrożoną w roku 2016 Ustawę o przeciwdziałaniu wykorzystywaniu nieuczciwej przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi.
Jednak dotykająca większości dostawców mleka ustawa, w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, w pełni obejmuje spółdzielnie, które poprzednio zostały wykluczone z niektórych procedur obowiązujących inne formy prowadzenia produkcji i przetwórstwa mleka. Było to logiczne i wynikało wprost z charakteru działalności prowadzonej przez spółdzielnie. Są to przecież przedsiębiorstwa, których właścicielami są rolnicy.
r e k l a m a
Sedno problemu
leży w tym, że rolnik będący członkiem spółdzielni występuje w kilku rolach. Jest on sprzedawcą, a jednocześnie nabywcą mleka wyprodukowanego w jego gospodarstwie. Wynika to z tego, że jest współwłaścicielem spółdzielni. A na dodatek, może uczestniczyć w pracach jej organów oraz być ich członkiem, chociażby jako osoba pełniąca funkcję w radzie nadzorczej. Poprzez to posiada wpływ na cenę, jaka wypłacana jest za mleko. Na ten fakt – już na etapie wprowadzania zapisów unijnej dyrektywy do prawa krajowego – zwracało uwagę większość organizacji branżowych. Uwagi przez nie wnoszone były w pełni słuszne. Tym bardziej, że – przynajmniej w części – były one możliwe do spełnienia. Przykładowo: w ustawie znajdujemy zapis, że za nieuczciwą praktykę wykorzystującą przewagę kontraktową uznaje się odmowę pisemnego potwierdzenia przez nabywcę warunków dostaw, o które zwraca się dostawca. Wyjątek stanowią tutaj grupy i organizacje producentów rolnych w przypadku, kiedy ich akt organizacyjny (statut) albo umowa z ich członkiem zawiera postanowienia podobne do warunków umowy. Jednak w dyrektywie znajdujemy zapis, że wyjątek ten ma zastosowanie do grup i organizacji producentów rolnych „w tym spółdzielni”.
To pierwsza z nieścisłości
dotyczących spółdzielców. Kolejne wiążą się już z faktem, dlaczego wyłączono z dobrych rozwiązań ogół spółdzielni z wyjątkiem grup producentów. Odpowiedź można uzyskać po prześledzeniu procesu powstawania dyrektywy. Poszczególne organy unijne poświęciły sporo czasu na prześledzenie dystrybucji i rozważań, pomiędzy którymi ogniwami może dochodzić do wykorzystywania przewagi na rynku. W związku z tym wprowadzono różne stopnie dysproporcji na podstawie przychodów dostawców i nabywców. Przykładowo, domniemywa się, że do znaczącej dysproporcji w potencjale ekonomicznym może dojść, między innymi w przypadku dostawcy sprzedającego za od 2 do 10 milionów euro rocznie, a nabywcą sprzedającym za więcej niż 10 milionów euro. Takich kombinacji zarówno w dyrektywie, jak i ustawie znajdujemy kilkanaście. Rozważano również czy może dojść do nieuczciwego wykorzystania przewagi pomiędzy małym lub średnim, a dużym przedsiębiorstwem, jak również czy przewagę mogą wykorzystywać wobec siebie dwa duże przedsiębiorstwa.
Spółdzielnie na tym etapie potraktowano inaczej niż grupy producentów rolnych.
W dyrektywie pada stwierdzenie, że grupy i organizacje producentów rolnych są małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Z kolei znaczna część spółdzielni rolniczych to firmy nienależące do kategorii małych i średnich, ale też nieosiągające obrotów powyżej 350 mln euro. A skoro duże to z automatu rodzące zagrożenie nadużyć wobec dostawcy.
Uwagi odnośnie takiego podejścia wnosił chociażby Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny. Te same sformułowania zawarł w swojej opinii Europejski Komitet Regionów, który dodatkowo miał wiele ciekawych spostrzeżeń na temat funkcjonowania rynków rolnych w Unii Europejskiej. Stwierdzono, że regulacje dotyczące terminów płatności powinny obejmować nie tylko produkty łatwo psujące się, ale również żywność o długim terminie przydatności do spożycia. Wnosił również o karanie kupna poniżej kosztów wytworzenia. Koniec końców, jako że spółdzielnie to przedsiębiorstwa – niejednokrotnie duże, to należy je potraktować jak każdego innego uczestnika dostaw. Nie przyszło nikomu do głowy, aby ze względu na charakter ich działalności potraktować je jak grupy producenckie, chociaż w tej części, która jest kwalifikowana jako małe lub średnie przedsiębiorstwa. Jednak, jak wynika z październikowego raportu na temat wdrożenia postanowień dyrektywy, pewne modyfikacje postanowień możliwe są również na poziomie poszczególnych państw. Wspomina się w nim Litwę, która całkowicie wyłączyła z roli nabywcy spółdzielnie i małe stowarzyszenia.
r e k l a m a
Kolejny paradoks,
dotyczący już nie tylko spółdzielni, ale całej branży mleczarskiej to określone w dyrektywie i ustawie terminy płatności i związane z tym okresy rozliczeniowe. Dostawca produktów rolnych łatwo psujących się powinien otrzymać płatność po maksymalnie 30 dniach od zakończenia okresu rozliczeniowego. Tak też się w całym europejskim jak światowym mleczarstwie dzieje. Problemem jest, że okres, za jaki płatność ma być dokonana nie może być dłuższy niż 30 dni. Co w takim razie w wypadku miesięcy, które mają 31 dni? Jest to wymóg całkowicie sztuczny i nieznajdujący pokrycia w rzeczywiście panujących zwyczajach. Tym bardziej, że dane odpowiadające cyklom miesięcznym raportowane są do Głównego Urzędu Statystycznego oraz centralnych czy terenowych jednostek Inspektoratu Weterynaryjnego. Przyjęte miesięczne okresy rozliczeniowe były dobrą i wygodną praktyką. Natomiast narzucony w ustawie 30-dniowy okres bardziej odnosi się do sprzedaży warzyw czy żywca.
Ogół zmian przepisów związanych z wejściem nowej ustawy wydaje się wskazywać jednak na pewne niezrozumienie problemów, które dotykają producentów rolnych. Samo postawienie na równi spółdzielni rolnych i dużych sieci handlowych jest kontrowersyjne. To kompletnie inna relacja pomiędzy dostawcą i nabywcą. Być może uda się jeszcze wprowadzić zmiany w tym zakresie. Wszak poszczególne państwa członkowskie mogą poszerzać zawarte w dyrektywie wytyczne. Na ciekawy krok postawili chociażby Hiszpanie wprowadzając zapis: cena w umowie dotyczącej żywności pobierana przez producenta lub grupę producentów, musi w każdym przypadku być wyższa niż całkowite koszty poniesione przez producenta, które obejmują wszystkie koszty,jakie poniósł w związku z prowadzeniem działalności. Zapowiedź działań w tym zakresie padła podczas sejmowej Komisji Rolnictwa odbywającej się 10 lutego. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a jednocześnie wicepremier Henryk Kowalczyk, zapowiedział rozpoczęcie przez resort prac nad ustawą, która zakazuje sprzedaży produktów wytworzonych w gospodarstwie w cenie poniżej kosztów wytworzenia.