Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

W Boćkach tkają na stuletnich krosnach

Data publikacji 15.02.2022r.

Czółenko w tę, czółenko z powrotem. W Dziecinnem czółenka śmigają i ciągną za sobą kolorowe wzory, które potem cieszą oko, kiedy patrzy się pod nogi. Utkać dywanik? Potrafi to nawet nastolatek. Choć na warsztatach w Fundacji Okolica pojawiają się nawet kilkumiesięczne niemowlęta.

podlaskie

„Warsztaty odbywają się na Podlasiu, w gminie Boćki. Uczymy tkać na tradycyjnych, blisko stuletnich krosnach. Zapewniamy wełnę w kilkudziesięciu kolorach. W sprawie szczegółów dzwońcie pod numer...” – takie ogłoszenie znajdziecie na profilu Fundacji Okolica z Dziecinnego w gminie Boćki. Mają zaproszenia także na marzec i kwiecień. Dla wszystkich miłośników dywaników, ale i tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że kochają tkanie.

Krosna oddam w dobre ręce!

Fundację założyła Magdalena Stopa, która mieszka w Dziecinnem od siedmiu lat i do którego przyjechała z Warszawy. W stolicy się urodziła, tam skończyła historię sztuki, pracowała jako dziennikarka. W między­czasie została laureatką licznych nagród literackich. I miała marzenie.

– Od wielu lat marzyłam, żeby przenieść się do małej miejscowości gdzieś na Podlasiu. Szukałam starego domu, siedliska. Po kilku latach się udało. Znaleźliśmy stary drewniany dom w Dziecinnem. Odnowiliśmy go, ale tak, żeby go zbytnio nie modernizować. Zostały drewniane okna, drewniane drzwi, podłogi. Dom zgłosiliśmy w 2017 roku do konkursu na najbardziej zadbany budynek drewniany, organizowanego od lat przez Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Zajęliśmy trzecie miejsce. Kiedy pojechałam odebrać nagrodę, wysłuchałam niezwykle ciekawych opowieści innych właścicieli nagrodzonych drewnianych domów. Stały się inspiracją do mojej książki o drewnianych domach – wybrałam ich dwadzieścia. Książkę pt. „Podwaliny. Drewniane domy Podlasia i ich mieszkańcy” wydało muzeum w Ciechanowcu – opowiada Magdalena.

Właściciel jednego z nagrodzonych w konkursie domów zdradził kiedyś, że ma w domu sporo starych narzędzi i przedmiotów. I że ma ich już tak dużo, że część chętnie odda w dobre ręce. Wśród sprzętów znalazło się stuletnie krosno. Magda wzięła je pod swój dach, a potem dokupiła jeszcze kilka kolejnych, których trochę poukrywało się na strychach w gminie. Kilka egzemplarzy dostała w prezencie. Wszystkie zostały wyremontowane.

– Tu ludzie wciąż mają krosna w domu, ponieważ w tym regionie jest niezwykle bogata tradycja tkacka. Wygasła właściwie dopiero w latach 90. ubieg­łego wieku. Było tu zawsze biednie, więc zamiast kupować tkaniny, dywany, ludzie tkali je po domach – wyjaśnia Magdalena.

Niech tkają

Odnowione krosna nie miały stać i zdobić. Magda od razu poczuła, że skoro los przyniósł jej te drewniane sprzęty, trzeba znów tchnąć w nie życie. I wskrzesić tradycję, choć sama o tkaniu pojęcie miała blade. Na pierwsze warsztaty, organizowane w ramach napisanych przez fundację projektów, zapraszała wytrawnych znawców tematu. Adeptów tkackiej sztuki szkolił m.in. nieżyjący już Przemysław Wejman – mieszkaniec Bociek, który skończył w Łodzi szkołę tkacką, mistrz techniki żakardowej, XVIII-wiecznej, zupełnie innej niż ludowa i dużo bardziej skomplikowanej. Wiedzą dzieliła się też 83-letnia Anna Góralczuk – najstarsza i dziś jedyna czynna tkaczka w gminie, a także Teofila Osmólska, która lekcje tkactwa pobierała w dzieciństwie od mamy.

Krosna stały w odrestaurowanym budynku dawnej stodoły u sąsiadów Magdaleny. W warsztatach brało udział sześć osób – po jednej przy każdym krośnie. Ludzie przyjeżdżali z całej Polski – z Warszawy, Krakowa, Lubelszczyzny. Przyjechała nawet Polka ze Szwecji, która akurat odwiedzała ojczyznę.

– Z czasem zaczęli przychodzić ludzie z okolicy, co bardzo mnie cieszyło. Pojawiły się nastolatki, kobiety z małych miejscowości Podlasia. Jedni chcą powrócić do tradycji, inni nauczyć się nowego rękodzieła, jeszcze inni się zrelaksować. Tkania uczą się też mężczyźni – opowiada prezeska Fundacji Okolica.

Kontroluj brzegi i dobrze się baw

Pierwsze warsztaty odbywały się za pieniądze otrzymane w ramach projektu. Te obecne są płatne. Pierwsze chodniki powstawały z gałganków. Uczestnicy przywozili nieużywane ubrania, które cięli na paski. Ta metoda pozyskiwania surowca miała dodatkowy wymiar – ekologiczny.

– Panie często mówiły, że lubiły jakąś bluzkę, sukienkę, że trudno się im z nimi rozstać. Jedna z uczestniczek przywiozła sukienki ciążowe, do których miała wielki sentyment. Poczuła, że w ten sposób zostaną dłużej przy niej – wspomina Magda.

Potem zaczęła jeżdzić do Łodzi po wełnę dywanową. Teraz dywany powstają niemal wyłącznie z wełny, ale fundacja nie musi za nią płacić.

– Mamy tu niedaleko, w Białymstoku, Fabrykę Dywanów „Agnella”. Zgłosiłam się jakiś czas temu do nich z myślą, żeby kupować wełnę od nich, lokalnie. Odpowiedzieli, że nie sprzedają wełny, ale że mogą nam przekazać odpady poprodukcyjne. Wszystko, co teraz tkamy, to właściwie sprezentowana wełna – cieszy się Magdalena.

Dywanik – niby prosta rzecz, ale błędów w nim trochę da się zrobić. Największy problem to utrzymanie równej krawędzi tkaniny. Każdy, kto tkał na dziecięcych krosnach wielkości pudełka pralinek, wie, jak często bieżniczek na końcu był dwa razy szerszy niż na początku. Ale kiedy już opanuje się rozmieszczenie nitki na kanwie, można spojrzeć na innych i poczuć nić porozumienia z pozostałymi uczącymi się.

– To naprawdę proste, w przeciwieństwie do takich na przykład podlaskich pereborów. Do utkania chodnika nie potrzeba żadnego doświadczenia. Każdy, z wyjątkiem małego dziecka, poradzi sobie z tym. U nas tych chodników utkano już setki. Dają tyle radości. Bo nagle z niczego powstaje coś! I widzę, jak w czasie nauki zawiązują się przyjaźnie, ile jest przy tym dobrej zabawy – cieszy się dziecinniecka tkaczka.

Inspiracje prosto z pola

Gospodynie domowe, informatycy, licealistki siadają przy drewnianych maszynach i przeciągają wełniane nitki we wszystkich kolorach tęczy. Od szmaragdowej zieleni po błękit pruski. Od oranżu po burgund. Niebieskiego jest kilka tonów. Turkusu – cztery odcienie.

– Większość osób widzę po raz pierwszy w życiu. Nie znam ani ich możliwości plastycznych, ani ich upodobań. Ale zaobserwowałam ciekawe zjawisko. W zeszłym roku miałam warsztaty akurat w momencie, kiedy kwitł rzepak. Wokół naszego sąsiedztwa wszędzie było żółto, aż po horyzont. I tak się jakoś zdarzyło, że na sześć osób pięć utkało chodniki na bazie żółci i pomarańczu! I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo natura na nas wpływa. To się stało pewnie bez udziału świadomości. A do wyboru była przecież przebogata paleta od bieli do czerni. Zauważyłam też, że do tkania uczestnicy wybierają często kolory podobne do tych, które mają na sobie – mówi wciąż zaskoczona Magda.

Wełna dywanowa jest twardsza, bardziej szorstka. Nie dałoby się z niej zrobić swetra. Ale za to powstają z niej chodniki, plecaki, a nawet pokrowce do laptopów. Wielu tka dywaniki dla swoich pupili. Ludzie wysyłają Magdzie zdjęcia ze swoich domów ukazujące dywaniki żyjące pełnią swojego przeznaczenia.

Zrobienie wełnianego chodniczka, takiego szerokiego na 80 cm i długiego na metr, to zadanie na dwa dni. Dywanik ze szmatek tka się dużo szybciej. Magda podczas warsztatów początkujących zachęca do tkania w proste pasy. A tym, którzy już coś potrafią – proste wzory. Tak, żeby „działo się coś jeszcze”.

– Ale chodzi mi po głowie, i może stanie się to pod koniec tego roku, żeby zorganizować warsztaty dla osób, które już tkały. Żeby uczyć już bardziej skomplikowanych wzorów – mówi tkaczka i dodaje, że dywany z jej warsztatów bywają „latające” – doleciały już do Szwecji i Holandii.

W tym sezonie warsztaty ruszyły w lutym, ale prezeska zaprasza w weekendy w marcu i kwietniu, z wyjątkiem świąt Wielkiej Nocy. Zajęcia są dwudniowe, nocleg i wyżywienie oferują agroturystyki w sąsiedztwie. Żeby zarezerwować termin, wystarczy wejść na profil Fundacji Okolica na Facebooku albo na stronę fundacjaokolica.pl. i skontaktować się z Magdaleną. Warto, bo organizatorka wypuści was nie tylko z chodnikiem albo kilkoma, ale i uraczy opowieściami o historii tkactwa, które stało się tematem organizowanych przez fundację wystaw.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a